facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 05 kwi, 2016
- brak komentarzy
Wiosenna runda honorowa po Bukowinie Sycowskiej.

Wiosenna runda honorowa po Bukowinie Sycowskiej.

Rozpoczął się kwiecień. To miesiąc, w którym zachodzą ogromne i niezwykle cieszące oko zmiany w przyrodzie. Pisząc ten artykuł, zastanawiałem się, czy połączyć opis fauny i flory w kwietniowym lesie razem z sobotnią wycieczką, czy też zrobić dwa, odrębne wpisy. Zwyciężyła druga opcja. Pierwszy temat, jaki biorę na warsztat to wycieczka. Tak się pogodowo w zeszłym tygodniu ułożyło, że dwa, najbardziej słoneczne dni, przypadły na weekend. W piątek wieczorem, kiedy niebo wypogodziło się na dobre, padła natychmiastowa decyzja o sobotniej wycieczce.

Nastał sobotni poranek, pociąg PKP Intercity w wersji luksusowej przyjechał na stację Wrocław Nadodrze punktualnie. Obecnie spółka dysponuje naprawdę “wypasionymi” składami. Jazda takim pociągiem to komfort i frajda. Plan wycieczki, jeżeli chodzi o transport był taki, żeby dojechać do Międzyborza, tam podpatrzeć, co słychać w stacyjnym, bocianim gnieździe i za 20 minut, cofnąć się osobowym pociągiem REGIO w wersji nieluksusowej do Bukowiny Sycowskiej.

Plan wypalił w stu procentach. Do Międzyborza, pociąg przyjechał o godz. 7:47. Miałem grubo ponad 20 minut, żeby rozejrzeć się wokół terenu przy stacji. Oczywiście najważniejsze było gniazdo.

Radość wielka i uśmiech na twarzy zagościły u mnie, kiedy zobaczyłem charakterystyczną, bocianią głowę, wystającą z gniazda. Młody bociek/boćki mieszka jeszcze w jajku, zatem rodzic rzadko wstaje. Poranek był chłodny, szron na trawnikach i podkładach kolejowych, świecił się jak psu nos. ;))

Wiosenne kwiaty na dobre zaczęły wyrastać w sąsiedztwie kolejowego budynku. Zrobiłem trochę fotek natomiast bociek-rodzic na dobre siedział w gnieździe. W międzyczasie przyjechał pociąg towarowy, który został skierowany na sąsiedni,

boczny tor ponieważ czekał na tzw. mijankę, a dokładnie na mój pociąg, którym miałem pojechać do Bukowiny. Maszynista wykorzystał dłuższy postój i przetarł lokomotywie szyby, co uchwyciłem na zdjęciu.

Kiedy już myślałem, że bociek nie zdecyduje się pozować do zdjęcia, ten wstał, wygiął elegancko szyję do tyłu i głośno zaklekotał. Trwało nie kilkanaście sekund i wystarczyło na zrobienie kilku fotek. No to teraz punkt pierwszy wycieczki został zrealizowany kompletnie. ;)) Rozejrzałem się jeszcze co nieco, a Pani dróżniczka (chyba jakaś nowa bo wcześniej nigdy jej nie widziałem), śledziła spod okularów moje zachowanie z pieczołowitością. Ciekawe, co sobie pomyślała?…

Jakiś gość w wojskowym ubiorze, z aparatami fotograficznymi i plecakiem, kręci się po stacji, robi zdjęcia. Szpieg? Wojskowy wywiad? Jakiś agent? Odpowiedzi można sobie mnożyć. Pewnie z ulgą odetchnęła, kiedy wsiadłem do “regiowego złomolino” i odjechałem. Ja też, bo moim celem nie było napędzenie komuś stracha i dezorganizacja pracy. Do tego tak odpowiedzialnej. ;))

Kilka minut w pociągu i już wysiadam na stacji pod srebrzystym klonem. Ileż ja razy w życiu tu byłem? Setki razy. A emocje wciąż te same. W Bukowinie jest to coś, jakieś czarodziejskie sacrum, obok którego nie można przejść obojętnie. Nie jest to tylko moje odczucie. Każdy grzybiarz, który jeździł lub jeździ do Bukowiny, ma identyczne wibracje.

A wierzcie mi, o Bukowinie rozmawiałem z co najmniej kilkuset osobami. Czy to lasy wokół tworzą taką aurę? Czy te kilka domków przy stacji w sąsiedztwie tego majestatycznego drzewa? Czy w końcu samo drzewo? Czy może to wszystko razem? Nie potrafię dokładnie odpowiedzieć. Nie zmienia to faktu, że Bukowina to kult absolutny i basta.

W POSZUKIWANIU ZIELONEGO

Wycieczka rozpoczęła się na dobre. Ponieważ mógłbym napisać o jej przebiegu kilkanaście stron, ale będąc w pełni rozumu, trzeźwy i myślący, zdecydowałem się na opisanie kilku jej punktów, aby wpis czytało się lekko i przyjemnie, a nie traktowało się go jako skuteczny lek na bezsenność. ;))

To, czego tak pragniemy wiosną, poza ciepłem i promieniami słońca to na pewno zielony kolor, który ma niebagatelny wpływ na nasze samopoczucie, chociaż wiele ludzie nie do końca sobie zdaje z tego sprawę. Tam, gdzie jest najcieplej, czyli głównie stanowiska o wystawie południowej i południowo-zachodniej, zielonego jest już na tyle, że gałki oczne można solidnie nacieszyć. Trawa, pierwsze liście, liczne pąki, “kotki”, kwiaty to zwiastuny MADAM wiosny i jej przebogatej szaty.

Podczas robienia zdjęć, przez chwilę pomyślałem nad ludźmi, którzy zamiast spędzać czas na świeżym powietrzu, siedzą i gnuśnieją w wielgachnych galeriach, marketach i innych konsumpcyjnych twierdzach, z paskudnym, jarzeniowym oświetleniem. Jak bardzo oddaliliśmy się od natury… Teraz łono natury to wrocławski rynek, wszechobecne puby, knajpy i ogródki piwne, w których brzuszyska pęcznieją od lury, zwanej piwem. Skąd mnie naszło takowe myślenie?

Ano stąd, że w takiej przeuroczej Bukowinie, w której mamy bardzo bogatą florę i faunę, w sobotni poranek wysiadł z Wrocławia jeden człowiek… Czyli na 700 tys. mieszkańców, trafił się jeden nawiedzony i opętany… Wiele ludzi nie ma czasu, pracują w soboty lub mają sto tysięcy innych rzeczy do zrobienia. Ok. Wszystko to rozumiem, ale…

Może nie jest tak źle. Może myślę starymi kategoriami? Przecież spora część ludzi korzysta z uroków naszej pięknej polskiej przyrody, tylko jedzie w teren samochodem? Na pewno tak jest. No, ale, żeby naprawdę nikt nie chciał pojechać pociągiem na kilkugodzinną wycieczkę? Kiedyś pociągami jeździło do lasu mnóstwo ludzi.

Całe rodziny, z małymi dziećmi, w totalnym tłoku. I jakoś było ok. Nikt nie marudził, nikt nie miał pretensji, że nie ma miejsca siedzącego. Jak to się wszystko pozmieniało. Hm… Obecnie jestem w trakcie mozolnego pisania historii grzybobrań pociągowych, której pierwsza część powinna pojawić się na blogu jeszcze w kwietniu. Będzie to coś unikatowego.

Hej Paweł! Zejdź na ziemię!!! Miało być o wycieczce. Ok. Obiecuję i przysięgam na przodków, że już nie odbiegnę od tematu. Wracając do zielonego. Są takie miejsca w lesie, gdzie cały rok jest zielono. To przede wszystkim kwaśne bory i zagajniki sosnowe, tudzież sosnowo-świerkowe o podłożu, które jest zbudowane z najprzyjemniejszego do chodzenia materiału, jaki znam.

To arystokratyczne mchy w połączeniu z leśnym igliwiem i piachem. Mieszanka jedyna i niepowtarzalna. Bez względu na rodzaj obuwia, wielkość stopy i ciężar własny ciała, chodzi się po tym dywanie REWELACYJNIE! Po deszczach, których na szczęście jest ostatnio całkiem sporo, dywan jest napuchnięty, soczysty i jeszcze przyjemniejszy do dreptania. A kojącej, naturalnej zieleniny  jest tam bez liku.

H2O

Następnym punktem wycieczki były oględziny miejsc, w których powinna być woda. To jeszcze mój syndrom po zeszłorocznej suszy. Wszystkie, sfotografowane miejsca, w których widać wodę były w 2015 roku wysuszone na pieprz. Można było przejść przez nie suchą stopą, czy – jak kto woli – kopytem. ;)) Wreszcie zasoby wodne są na dobrym poziomie.

Strumyki płyną wartko, na rozlewiskach, mokradłach i terenach podmokłych jest woda. Tam jest jej miejsce i tak powinno być. W pewnym sensie spadł mi kamień z serca ponieważ w zeszłym roku, niektórzy “meteo-prorocy” wieszczyli podobną suszę również w tym. Na szczęście, prorocy, okazali się podróbami. ;))

Kotki z topoli osik już się “okociły” ;)) i niektóre z nich powpadały do rowów, wypełnionych wodą. W przyrodzie wszystko będzie wykorzystane. Wkrótce rozłożą się i będą stanowiły naturalny “polepszacz” gleby. Skorzystają z tego zarówno rośliny, jak i zwierzęta.

POZYSKIWANIE DREWNA

To, co zawsze budzi emocje i wieszanie przysłowiowych psów na leśników to wycinka lasów, czyli pozyskiwanie drewna. Ludzie psioczą na nich, wyzywają, hejtują, itp, itd. Tylko należy pamiętać, że zdecydowana część lasów to tzw. lasy gospodarcze, które dorastają do okresu rębności i są wycinane.

Drewno jest materiałem fenomenalnym. Zarówno w zakresie jego wykorzystywania, jak i możliwości odnowienia. W miejsce wyciętego lasu, sadzi się nowy, który za kilkadziesiąt lat posłuży następnym ludziom. Chcemy mieć piękne meble, drzwi, naczynia, papier i milion innych rzeczy, które są wytwarzane z drewna. Ale nie chcemy, aby wycinano lasy. Tak się nie da.

A leśnicy obrywają, ale muszą robić swoje. Zawsze można się przyczepić, że wycięto las, że rozbebeszono drogi i zniszczono krajobraz. Czy jednak Ci wszyscy krytykujący są bez skazy? Prosi się tu zacytować Biblię: “Ten, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień”.

Moje zdanie na ten temat jest takie, że duża część społeczeństwa nie zasługuje na wstęp do lasu, chociaż jest on zagwarantowany ustawowo. Lasy obserwuję od ponad 30 lat. Obserwuję też ludzkie zachowania w nim. Tony śmieci, niszczenie ściółki, darcie się wniebogłosy, wjeżdżanie samochodem, teraz dochodzą jeszcze quady. To tylko kilka przykładów na barbarzyńskie zachowania “zwykłych, szarych ludzi”, którzy są tak w porządku…

Zima to czas, kiedy pozyskuje się dużo drewna. W Bukowinie, w różnych jej częściach, wyraźnie widać wzmożoną w tym zakresie pracę leśników. Miejsca wycięte rok temu lub jeszcze wcześniej, obsadzono młodnikami, w których tylko patrzeć, jak zaczną pojawiać się maślaki, podgrzybki czy koźlarze. Wiele młodników jest otoczonych zabezpieczeniem, zbudowanym z metalowych siatek przed zwierzyną, która uwielbia skubać (spałować) młode pędy i korę drzewek.

BUKOWIŃSKI MOSTEK I OTOCZENIE

Będąc w Bukowinie, musiałem zahaczyć o mostek, który niedawno, szczegółowo opisałem. Kilka tradycyjnych fotek ustrzeliłem.

Po drugiej stronie mostku wycięto drzewa. Zrobiło się łyso, goło, ale niewesoło.

Szkoda. Widać, była taka potrzeba. Nie wnikam. Pozostają mi fotki, te jeszcze sprzed przecinki i radocha, że uwieczniłem momenty, które już się nie powtórzą.

Idąc do mostku od strony Bukowiny, warto depnąć kilka metrów przed nim na lewą stronę drogi. Widać tam obniżenie terenu i strumyk. Ale nie o nim w tym miejscu chcę napisać, a o dwóch potężnych bukach, które tam rosły.

Precyzyjniej – jeden rósł, a drugi dogorywa. Ten pierwszy ma już wątpliwie zaszczytny status “kikuta”, ale grubachny pień od razu zdradza, że kiedyś był potęgą i olbrzymem wśród lokalnej, mostkowo-bukowej społeczności dendrologicznej.

Ostatnie soki wypijają z niego huby, które robią wrażenie sporymi rozmiarami. Niektóre z nich podzieliły już los żywiciela, spadły na ściółką i zapadają w wieczny sen.

Drugi buk, choć już bardzo uszkodzony, połamany, z ubytkiem kominowym, hubami, jeszcze żyje, ale jego lata także są już policzone. Głębokie refleksje nasuwają się przy tych okazach. Przemijanie, świadomość chwili na tym świecie i pytania o dalszą drogę po tej drugiej stronie. Tak jak z mostkiem. Jest jedna strona i druga.

BONUSY

Wpis niebezpiecznie się wydłuża i może powodować efekt ziewania dlatego w tym miejscu, zakończę mini relację z wycieczki, ale podzielę się jeszcze kilkoma zdjęciami.

Znajdziecie na nich między innymi szosę, która jest obsadzona dorodnymi dębami szypułkowymi (urocze miejsce), pierwsze kurki w tym roku ;)), ślady działalności dzików w postaci zbuchtowanej ziemi oraz wnętrze jednych z bukowińskich borów sosnowych i brzozowe aleje. Darz Grzyb! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.