facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 16 gru, 2021
- 2 komentarze
Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz. Część 2: SIERPIEŃ-PAŹDZIERNIK 2021.

Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.

Część 2: SIERPIEŃ-PAŹDZIERNIK 2021.

Druga część podsumowania sezonu grzybowego 2021 w gminie Międzybórz obejmuje miesiące sierpień –  październik. Na początku sezonu grzybowego, w wyprawie otwierającej Tour De Las & Grzyb 2021 napisałem amatorską prognozę dotyczącą sezonu grzybowego 2021. O ile dla miesięcy letnich mniej więcej się sprawdziła, o tyle dla miesięcy jesiennych legła w gruzach, chociaż zastrzegłem, że rzeczywistość może się okazać zupełnie inna i to mi się sprawdziło. ;)) Pomimo ponad 30-letniego stażu, przyroda, pogoda, a wraz z nimi wysypy grzybów są na tyle skomplikowaną materią, że nie ma mocnych dla prognoz, które sprawdzą się na 100%.

♦ SIERPIEŃ ♦

Sierpień w gminie Międzybórz to czas dojrzałego lata. Kończą się żniwa, jabłonie uginają się od ciężaru coraz bardziej muskularnych jabłek, zaczynają kwitnąć wrzosy. Zielone barwy liści i lasów, które zachwycały na wiosnę żarówiastymi, delikatnymi odcieniami zieleni, w sierpniu stają się ciemno-zielone. Chociaż trwa beztroski czas lata, dni skracają się coraz szybciej, a przyroda codziennie ukazuje subtelne sygnały, że wkrótce rozpoczną się w niej wielkie zmiany i kolorowe przeobrażenie.

Po dużej przewadze w ostatnich latach suchych i bardzo ciepłych sierpni, tegoroczny okazał się bardzo deszczowy i nieco chłodniejszy, mając na uwadze okres referencyjny 1991-2020. Jednak – jak to najczęściej bywa – nie wszędzie notowano bardzo duże sumy opadów, chociaż tereny, w których ilość opadów była co najmniej w normie, a najczęściej powyżej tej normy, zdecydowanie przeważały nad nielicznymi obszarami z opadami poniżej normy.

Bezapelacyjnym królestwem wilgoci okazały się tereny Polski południowej, gdzie miejscami spadło aż 300 i więcej mm deszczu, co spowodowało wiele lokalnych podtopień i tzw. powodzi błyskawicznych. Generalnie tendencja opadowa była taka, że im dalej na wschód, tym więcej padało, im bliżej ściany zachodniej, tym opady były mniejsze, a lokalnie nawet poniżej normy (zwłaszcza północno-zachodnia ćwiartka kraju poza Pomorzem).

Jak to wyglądało, czyli padało w gminie Międzybórz? Tereny te znalazły się w bardziej suchym fragmencie deszczowego sierpnia, ale opady zanotowano mniej więcej w normie, punktowo nawet powyżej normy. Tu zawsze mam pewną trudność z dokładnym opisaniem sytuacji z uwagi na brak profesjonalnych urządzeń pomiarowych na terenie gminy.

Opady przechodziły falami, ale z reguły te najbardziej obfite fronty – podobnie jak to miało miejsce w drugiej połowie lipca – “uciekały” górą lub dołem albo wypadały się nad terenami górskimi Dolnego Śląska i z okrojonej mocno wilgoci, resztkami kapały nad Bukowiną, Międzyborzem i sąsiadującymi miejscowościami.

Mimo tego, w miarę regularnie przechodzące deszcze dawały nadzieję, że w końcu grzyb w ściółce podniesie igły i wychyli kapelusz. Tylko, że poza opadami, temperatury były letnie i wśród grzybiarzy rodziły się tradycyjne obawy, że “szybciej wyparuje niż wsiąknie”.

Pod koniec sierpnia opady ponownie dosyć solidnie nawodniły lasy, co dało nadzieję na rychłe ruchy grzybotwórcze we wrześniu. Sytuacja zaczęła przypominać warunki z zeszłego roku i prawdopodobieństwo wystąpienia spóźnionego letniego wysypu w pierwszej połowie września.

Zanim jednak przejdę do września, zobaczmy, co ostatecznie w ściółce przyniósł sierpień? Przede wszystkim, jak co roku, dałem się wciągnąć fioletowemu transowi wrzosów. Coroczne podziwianie kwitnących wrzosowatych to pozycja obowiązkowa podczas sierpniowych wycieczek.

Czy grzyby są, czy ich nie ma, wrzosy kwitną zawsze. I zawsze jest to dla mnie wielkie święto lasów, które pomału zaczynają przygotowywać wystrój świątyni na nadejście jesieni. Z drugiej strony, szkoda mi lata, które tak szybko przemija, zatem kwitnący wrzos oznacza jednocześnie koniec czegoś, serwując pewną dawkę nostalgii oraz początek nadchodzących dużych zmian. Kwitnące bukowińskie wrzosy nagrałem też na filmie: https://drive.google.com/drive/folders/14mQbHyk3fBbUaR2g5UBhMhFHHAY3wWY8

Po połowie sierpnia w ściółce wreszcie coś drgnęło, ale dalekie to było do ogłoszenia początku letniego wysypu grzybów. Uważam, że mimo wszystko zbyt wysokie temperatury i przesuszona ściółka nie pozwoliły grzybom rozpanoszyć się na dobre.

Z grzybów rurkowych, najliczniej zaczęły pokazywać się krasnoborowiki ceglastopore. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie robaki. Jeden na 20 owocników nadawał się do wzięcia do koszyka. Czyli nie tylko grzybiarze mieli chrapkę na pierwsze grzyby.

Na ceglastoporową ucztę ochoczo dołączały również żuki, które wyjadały grzyby od środka, tworząc w ten sposób grzybowy pustostan. Inne rurkowce wciąż pozostawały w glebie i nie chciały zaprezentować swoich przedstawicieli.

Niespodzianką było znalezienie pierwszego prawdziwka, ale jego stan pozwalał na wykorzystanie go wyłącznie w celach fotograficznych. Po licznych dziurkach na kapeluszu można było wyobrazić sobie, jaka impreza była w środku. ;))

Czyli gatunki grzybów rurkowych nie chciały się jeszcze “wysypać”, ale zaczęły reagować i pojawiać się liczne gatunki kolorowych gołąbków, które wyłącznie fotografuję. I tak większość z nich również była obficie opanowana przez larwy. 

Pojawiły się też czernidłaki kołpakowate, ale z uwagi na wysokie temperatury, bardzo szybko czerniały i rozpływały się. Często nawet młode owocniki były zbyt miękkie i dojrzałe, aby można było je zebrać. Czyli z mojego punktu widzenia w najlepsze trwał wysyp grzybów nadających się wyłącznie do fotografowania.

Spotkałem też stanowisko zdrewniałych, bardzo twardych owocników żółciaka siarkowego, które prawdopodobnie wyrosły kilka tygodni wcześniej. Pomimo w sumie kiepskiego grzybowo stanu rzeczy, zapuściłem się w bukowińskie lasy na dobre. 

Odwiedziłem sporo grzybowych miejsc, ale przede chciałem nasycić się sierpniowym lasem, zatrzymać się na kilka chwil, pomyśleć o wszystkim i o niczym, przy czym to drugie wychodziło mi najlepiej i najczęściej. W lasach Bukowiny czuję się jak ryba w najlepszej wodzie i tyle. ;))

Liczyłem na pierwsze koźlarze pomarańczowo-żółte w brzezinach, jednak na liczeniu się skończyło. Jasnozielone paprocie pięknie kontrastowały na tle fioletowych wrzosów. Więcej wilgoci pobudziło za to strzyżaki i komary, które dość często mi towarzyszyły.

Kończy się sierpień, w gminie Międzybórz grzyby zostało lekko połaskotane, a opady z końca miesiąca dały nadzieję, że łaskotki spowodują ich wyklucie się w większej ilości. Ponownie zanurzam się we wrzosach, przyglądam się im i pstrykam zdjęcia. Bukowińskie lato meteorologiczne dobija do mety.

Odwiedzam również miejsce nazywane przeze mnie bukowińską miniaturką ery mezozoicznej, w której paprocie przenoszą mnie w świetlistym cieple do krainy tak odległej, że nie jestem w stanie sobie jej wyobrazić. W końcu “schodzę na Ziemię” i nagrywam film w cennym bukowym wąwozie, w którym rośnie buk zwyczajny “Ojciec bukowińskiego lasu”: https://drive.google.com/drive/folders/1npQxUZkB0buWq-AeBp8Jk6k2fhx8KJKK

Podsumowując grzybowo miesiąc sierpień 2021 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że opady kształtujące się w normie dla przyjętego okresu 1991-2020, a lokalnie przekraczające tę normę spowodowały pierwsze subtelne, punktowe wypryski nielicznych grzybów, przede wszystkim krasnoborowików ceglastoporych, czernidłaków kołpakowatych i gołąbków, a także kilku innych gatunków grzybów. Niestety, krasnoborowiki odznaczały się znaczną robaczywością (zaczerwieniem). Czyli był to bardzo słaby miesiąc pod kątem grzybów, za to czar dojrzałego lata w lasach i kwitnące wrzosy roztaczały przed wędrowcami widoki najwyższej próby.

♦ WRZESIEŃ ♦

Rozpoczął się wrzesień. Pierwszy z dwóch, najważniejszych dla grzybiarzy miesięcy w roku. Doniesienia z terenu wskazywały, że pierwszy wysyp grzybów jest coraz bardziej prawdopodobny. Jednak pojawiło się zasadnicze pytanie i dylemat – czy będzie to spóźniony, letni wysyp, po którym nastąpi wyraźny okres kiepsko-grzybia przed jesienną bombą grzybową, czy grzyby tak się rozkręcą, że wysyp wczesno-wrześniowy, czyli spóźniony letni, płynnie przejdzie w wysyp jesienny, który spowoduje grzybową kumulację i wielką radość dla grzybiarzy? Mało kto brał pod uwagę, że przyroda napisze inny scenariusz na grzybową jesień 2021

 

Pierwsze symptomy tego scenariusza zaczęły nakreślać opady, a raczej ich brak. O ile sierpień wylał z siebie przyzwoite masy wody, a miejscami ogromne, zwłaszcza na południu, o tyle we wrześniu chmury coraz bardziej zakręcały kurek z deszczówką. Na pastwisko troposfery nad Polską obficie wśliznęły się wyże i blokowały deszczowe fronty, które były niezbędne dla dalszego, pomyślnego rozwoju grzybów. W efekcie wrzesień zapisał się jako miesiąc suchy, w gminie Międzybórz spadło tylko nieco ponad połowę opadów dla normy 1991-2020.

Źródło danych: IMGW-PIB; autor mapy: https://meteomodel.plh

Średnia suma opadów dla województwa dolnośląskiego we wrześniu wyniosła 25,3mm. To zdecydowanie za mało, żeby grzyby miały dobre warunki do klucia owocników. Generalnie cała Polska zachodnia i w dużym stopniu centralna miały znaczny niedobór opadów w tym miesiącu. Lepiej pod tym względem było w woj.: małopolskim (71mm), podkarpackim (63,7mm), świętokrzyskim (45,4mm), lubelskim (46,9mm) i podlaskim (52,3mm).

Na wybranych mapach z rozkładu dobowych sum opadów jeszcze wyraźniej widać różnice między mokrym wschodem i suchym zachodem. We wrześniu występuje dodatkowo jeszcze jeden czynnik, który powoduje, że opady są bardzo potrzebne dla grzybów. To temperatury, które potrafią szybko pozbawić wilgoci wierzchnie i nawet ciut głębsze warstwy ściółki.

Jeżeli opady są niewystarczające przez kilkanaście dni, Słońce wciąż mocno operuje, temperatury mamy nadal letnie i na dodatek pojawiają się umiarkowane wiatry, które nieraz określam “suchowiejami” to mamy gotowy przepis na bunt grzybów. We wrześniu 2021 w gminie Międzybórz wszystko zaczęło ku temu zmierzać, pomimo, że początek miesiąca był grzybowo bardzo obiecujący. 

Im bliżej końca miesiąca, tym stawało się coraz bardziej sucho. Nacierające niże z południa lub zachodu wciąż dostawały wyżowego pstryczka, który nie dopuszczał solidnej wilgoci nad Dolny Śląsk. Niektóre fronty resztkami sił wdarły się od strony gór, ale szybko traciły wilgoć i nad gminą Międzybórz odznaczały się już skąpstwem opadowym. 

Koniec miesiąca nie zmienił tej niekorzystnej sytuacji. Większe opady przeszły tylko nad wschodnią częścią kraju, suchy zachód pozostał suchym zachodem i już było wiadomo, że po pierwszym, jeszcze letnim wysypie grzybów w pierwszej połowie września, cała jesienna grzybowa nadzieja pozostaje w październiku.

3 WRZEŚNIA – POCZĄTEK PÓŹNOLETNIO-PARAJESIENNEGO WYSYPU

Po sierpniowych, przyzwoitych opadach w gminie Międzybórz, początek września przyniósł też początek pierwszego wysypu grzybów w tym roku. Bardzo spodobało mi się użyte przez Marka Snowarskiego z portalu www.grzyby.pl określenie tego wysypu jako “późnoletnio-parajesienny”. W pierwszy piątek września udałem się do lasów Bukowiny Sycowskiej.

Było to gruntowne sprawdzenie stanu zagrzybienia ściółki, ilości poszczególnych gatunków grzybów, które zaczęły się wykluwać, a także ich jakości. Sytuacja w wielkim stopniu przypominała początek września 2020, kiedy również doszło do pierwszego, jeszcze letniego wysypu grzybów.

Zastanawiałem się, co przyniosą najbliższe tygodnie? Jakie niespodzianki kapeluszowe kryją się w iglastych borach i zakamuflowanych buczynach? Czy grzybów będzie “w bród”? Czy może za grzybem nałazimy się aż do zdarcia gumowców? Póki co, zachwyciłem się początkiem września wśród gospodarczych sosen z dywanami jagodników: https://drive.google.com/drive/folders/1pI-33uMZzYDsY-KrDs6vmhXfDAqefq7O

Następnie poszedłem sprawdzić kaniowe łąki, na których zostałem powitany przez kilkanaście schabowych, tylko jeszcze bez panierki i obróbki termicznej. Pierwsze czubajki kanie w sezonie zawsze smakują najwyborniej. W mieszkaniu na posterunku stały już jaja, olej, sól i bułka tarta. ;))

Nie obyło się bez sesji fotograficznej. To grzybowi celebryci, dominatorzy wśród traw, outsiderzy na tle leśnych grzybów, które nigdy nie zapuszczają się tak daleko od skraju lasów. Kanie mają to w kapeluszach. Rosną nawet kilometr od ściany lasu i wydaje się, że czują się tu znakomicie.

Jednak kanie są uniwersalne, jeśli chodzi o siedlisko, ponieważ w lesie również chętnie rosną. To przystosowanie sprawia, że ich owocniki mogą dłużej trwać podczas wysypu. Jeżeli na łące zrobi się zbyt gorąco i sucho, przez co kanie zaczną obumierać, owocniki rosnące w lesie wciąż mają się dobrze i mogą dłużej sypać zarodnikami dla podtrzymania swego miejsca w naturze.

Na początku września 2021 zaczęły się też wykluwać podgrzybki brunatne. Nowa nazwa “podgrzyby” jakoś nie może mi się ugruntować. “Walczę” z tym, niemniej wieloletnie “podgrzybkowe” przyzwyczajenie do starego nazewnictwa trzyma się mnie, a ja jego. ;))

Podgrzybki pokazywały się jeszcze dość nieśmiało, ale młode owocniki dały wyraźny sygnał, że “grzyb idzie” i z każdym dniem może być lepiej. Zaniepokojenie mogła budzić robaczywość części owocników, ale generalnie trudno było wskazać, w jakim (zdrowym lub robaczywym) kierunku rozwinie się wysyp.

Odpowiedzi tej postanowiłem poszukać w miejscach na prawdziwki. Tu także robaczywość pierwszych grzybów była co najmniej średnia. I pojawiło się pytanie? Czy robaki zdziesiątkują borowiki tak, jak miało to miejsce w pierwszej połowie września 2020, czy chociaż trochę zlitują się i pozwolą co piątego prawusa zebrać do koszyka?

Sytuacja borowikowa okazuje się ciut lepsza niż przed rokiem. Wprawdzie prawdziwków jest mniej, ale częściej można znaleźć zdrowe owocniki, co mnie bardzo ucieszyło. Zawsze wolę znajdować mniej grzybów dobrych jakościowo niż wiele, ale kiepskiej jakości, bo i tak pozostaną w lesie.

Pomimo, że najdorodniejszy prawdziwek okazał się robaczywy, większość pozostałych, znalezionych w tej urokliwej miejscówce okazała się zdrowa. Nie była to zawrotna ilość, ale skutecznie podniosła mi poziom pozytywnej grzybowej adrenaliny w krwiobiegu. ;))

Trzeba też pamiętać, że był to początek tego “późnoletnio-parajesiennego” wysypu, dlatego największe emocje wciąż były przed grzybiarzami. Z Borów Dolnośląskich napływały coraz grzybniejsze informacje o prawdziwkach, ale też coraz bardziej robaczywe. Jak się później okazało, tam pierwszy i najobfitszy w tym roku wysyp prawdziwków był w dużej części zdziesiątkowany przez robaki.

W bukowińskich lasach sytuacja stawała się napięta. Z jednej strony widać było, że większa ilość grzybów jest tuż tuż, z drugiej strony ciepło i brak opadów mogą napędzić do boju robaki w takim stopniu, że grzyby pozostaną tylko na fotografiach. Najbliższe dni miały dać odpowiedź, jak to ostatecznie będzie wyglądało?

Po prawdziwkach przyszedł czas na sprawdzenie sytuacji koźlarzowej. Jak na razie wyglądało to skąpo, punktowo, w większości miejsc bardzo słabo, ale coś tam zaczęło się kluć, więc powinno iść ku lepszemu. Najpierw pojawiły się koźlarze czerwone i topolowe.

Brzeziny na koźlarze pomarańczowo-żółte świeciły pustkami. Może krawce jeszcze nie zareagowały i potrzebują kilku dni, żeby się “dokluć”, co sprawdzę w następnej próbie grzybobrania. Po koźlarzach poszedłem obczaić kurniki. W tym roku w miesiącach letnich kur nie było, może teraz coś zagdaka na leśnych żerdziach? ;))

Owszem, zagdakało tylko w dwóch kurnikach, resztę kur chyba lisy przepędziły albo kuny zataszczyły w ciemne bory. ;)) Dobre i to, bo na pierwszą kurkową jajecznicę w sezonie wystarczy. No to może coś drgnęło też na sosnowych połaciach wśród królestwa rudzielców?

Drgnęło i to solidnie, tyle, że o nie takie drgnięcie mi chodziło. Rydze były przerośnięte, ale wyglądały jeszcze klawo. Jednak to, co było w ich wnętrzu, licznie wiło się na wszystkie strony świata i z zawziętością pałaszowało słodziutkie mleczaje. Czyli rudzielce pozostały wyłącznie na fotkach.

Zaczęły wychodzić na powierzchnię “śmierdziele”, czyli egzotyczne okratki australijskie cuchnące padliną oraz jeden z najpiękniejszych grzybowych symboli jesiennego lasu – czyli muchomory czerwone. To wskazywało, że wysyp letni zaczyna się “mieszać” z gatunkami jesiennymi.

Zatem sytuacja stawała się klarowniejsza. Grzyby zaczynają się pokazywać w większej lub mniejszej masie w zależności od regionu Wzgórz Twardogórskich i gminy Międzybórz, a w ciągu tygodnia należy spodziewać się największej ilości grzybów, czyli kulminacji pierwszego, jeszcze letniego wysypu grzybów.

Wyklarowała się też sytuacja pogodowa. Czekają nas ciepłe i suche dni, zatem przerwa między opóźnionym letnim wysypem a jesiennym jest już niemal pewna. Zanim do niej dojdzie, należy wykorzystać grzybową ofertę lasów, bo nigdy nie wiadomo, czy później coś nie skicha się po całości.

W lesie wciąż dominują letnie pejzaże, wrzosy kwitną na potęgę, jest pięknie, klimatycznie i pachnąco. Tylko po wierzchu, szczególnie w nasłonecznionych i “przewietrzonych” miejscach robi się coraz bardziej sucho. Szkoda, liczyłem, że po połowie września grzyby jesienne rusza pełną parą, ale na razie będzie trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Lasy żegnają mnie rajskimi widokami, znanymi od lat, dla mnie zawsze wyjątkowymi i niepowtarzalnymi. “Wracam do krainy marzeń, gdzie zawsze wiosna i lato w lesie trwa” – nucę swoją wersję genialnej piosenki Piotra Szczepanika “Żółte kalendarze”.

Pierwsze wrześniowe grzybobranie uważam za bardzo udane. W dniach 4-5 września, czyli podczas pierwszego wrześniowego weekendu wyjeżdżamy z kolegą Markiem (pomniki-przyrody.pl) na dwudniową wycieczkę dendrologiczną, obejmującej skrawek Wielkopolski i woj. łódzkiego, z której wkrótce zacznę prezentować wspaniałe drzewa, jakie udało nam się w tych dniach odwiedzić. W sobotni poranek przejeżdżamy przez gminę Sośnie. Przy drogach stoi wielu miejscowych z grzybami na sprzedaż. W ofercie dominują młode podgrzybki. Pierwszy wysyp rozkręca się.

Cały następny tydzień to przewaga słonecznej i ciepłej pogody. Nie mam czasu pojechać do lasu w dniach roboczych, “ale za to sobota będzie dla nas”, czyli dla grzybiarzy. Nie mogę się doczekać, żeby ponownie wyrwać do lasu. W końcu nadchodzi upragniony sobotni poranek. Wysiadam na stacji w Bukowinie i bez zbędnego oglądania się, daję nura w las. ;)) 

11 WRZEŚNIA – KULMINACJA

Długo nie musiałem szukać grzybów, ponieważ na sprawdzonych od lat miejscach znajduję dużo młodych podgrzybków. Ich zdrowotność była jednak dość zróżnicowana, czy też skomplikowana. W jednych miejscówkach przeważały zdrowe, w innych robaczywe.

Piękne, aksamitno-brązowe kapelusiki wystawały ze ściółki. Wyraźnie było widać na nich letni akcent grzybowej odsłony lasu. Czyli to jeszcze nie czas na ciemne, masywne, brązowe czarne łebki klasycznej jesieni. To wciąż oddech lata, ale widoki wspaniałe.

Rzuciłem się w wir podgrzybkowego szaleństwa. Chodziłem bardzo wolno, żeby nie podeptać lub nie przegapić skarbów runa leśnego. Grzyb do grzyba, czyli podgrzybki do koszyka i po jakimś czasie dno zapełniło się pachnącymi grzybo-mościami z trzonami i kapeluszami.

Z pierwszych oględzin podgrzybkowych stanowisk wypływały dwie zasadnicze konkluzje. Pierwsza – radosna, ponieważ grzybów jest znacznie więcej niż tydzień temu, czyli oficjalnie można ogłosić, że wysyp zaczął się na dobre wraz z początkiem września i z każdym dniem przybiera na sile, czyli na grzybie.

Druga, mniej radosna – że zrobiło się już bardzo sucho i wysyp ten prawdopodobnie w ciągu kilku dni szybko się zakończy. Czyli dzisiaj jest ten dzień, w którym trzeba postawić na grzybowy Vabank. Chociaż zbierałem jeszcze podgrzybki to myślami byłem już na stanowiskach prawdziwkowych.

Między podgrzybkami znalazłem kilka prawdziwków, niektóre z nich odzwierciedlały stan niedoboru wilgoci w ściółce. Czasami określam to jako “syndrom gwiazdki”, ponieważ brzegi kapeluszy podczas wysychania regularnie pękają w kilku miejscach, tworząc coś na kształt przypominający gwiazdę. 

Kluły się również młode borowiki, napędzone jeszcze dobrymi warunkami hydrologicznymi sprzed dwóch tygodni. Co będzie w najlepszych miejscówkach? Jaka będzie ich zdrowotność? Czy ktoś wcześniej nie wyzbierał prawdziwków? Takie pytania rodziły się w mojej zagrzybionej głowie.

Dzień był bardzo ciepły, przeważał błękit nieba, ale po południu miały nadciągnąć burze. To wszystko zeszło na drugi plan. Szedłem pomału w kierunku borowikowych miejsc i powiedziałem sobie – wóz albo przewóz. Ma być dobrze to będzie dobrze. Ma być licho to będzie licho, swoje trzeba przedreptać.

Jednak w każdej miejscówce coś udało się zebrać. Wprawdzie prawdziwków nie było zbyt wiele, za to przeważały owocniki zdrowe, co jeszcze bardziej nakręcało mnie na prawdziwkowe poszukiwania. Do najlepszych miejsc wciąż miałem kawałek drogi do przejścia.

Gdzieś tam przy okazji wpadło do kosza kilka koźlarzy czerwonych i topolowych, za to obecności krawców wciąż nie odnotowałem. Do grzybowego miksu wskoczyły również następne podgrzybki, a nawet maślaki zwyczajne. Po drugiej stronie bukowińskich lasów buszował kolega Krzysiek ze swoim kuzynem. Zbierali głównie młode podgrzybki, ale borowiki szlachetne też “wskakiwały” im do koszyka.

Zbliżyłem się do pierwszego, bardzo cennego miejsca na prawdziwki. Po jego skraju widniały głównie świeże ścinki po zebranych borowikach. Przyszedłem za późno, trudno. Często tak bywa, ale nie poddaję się. Wchodzę głębiej, w trudniej dostępne rejony i…

tam rośnie ON! Ogromny, zapiaszczony i zdrowy. Z niedowierzaniem przyglądam się mu, fotografuję, podziwiam. Wyrosłeś na olbrzyma i nikt cię nie zauważył? Pewnie gdzieś kryją się twoi bracia. Stawiam graty i zaczynam kręcić się dookoła.

Są i bracia. Pochowały się na północnych wilgotniejszych i chłodniejszych stanowiskach. Tu również nikt nie wdepnął. I bardzo dobrze. Zbieram, fotografuję i cieszę się z magicznej chwili. Ze środka miejscówki wynoszę kilkanaście dorodnych, twardych i zdrowych borowików. W koszu ciężej, ale na duszy lżej. Niesie ją prawdziwkowe obłąkanie. ;))

Zrobiło się jeszcze cieplej, wręcz gorąco i duszno, chyba coś wisi w powietrzu. Spoglądam do telefonu na radary. W moją stronę wypiętrzają się chmury kłębiaste, które szybko puchną i zaczynają się organizować w burzę. Jest spokojnie i cicho, ale to klasyczna cisza przed burzą.

Tymczasem wchodzę w następną, bardzo ważną miejscówkę prawdziwkową i tam, już wśród zbliżających się grzmotów, rozpala się czar tego grzybobrania, a je nadaję mu status ‘kultowego’. Znajduję mnóstwo prawdziwków, przeważnie w średnich lub większych rozmiarach, ale ich zdrowotność sięga 90%. 

Większość pójdzie na suszenie, nadają się do tej formy przetworzenia grzybów idealnie. Z jednej strony grzmi i straszy, niebo pociemniało, zaczął nieco mocniej wiać wiatr. Z drugiej strony prawdziwek, następny, następny, jeszcze jeden i tak dalej. Ależ klimat!!! Napięcie grzybowe i elektryczne w jednym! 

Następnie słyszę zbliżające się charakterystyczne ‘szszszszsz’. To ulewa, która jest tylko o kilkanaście sekund ode mnie. Kilka razy w pobliżu donośnie huknęły pioruny. Szybko wśliznąłem się pomiędzy młode sosny, starając się być jak najdalej od starszych i wysokich drzew.

Ulewa jest silna, ale krótka. Po ponad 20 minutach jest już po wszystkim. Zrobiło się bardzo przyjemnie, powietrze nabrało leśnych aromatów, upał ustąpił. Dzwonię do Krzyśka i jego towarzysza, aby zapytać, jak u nich wygląda sytuacja i czy złapała ich ulewa?

A oni są zaskoczeni moim pytaniem, na które odpowiadają – jaka ulewa? Jaki deszcz? Owszem, grzmi solidnie, ale burza krąży gdzieś wokół i nie może się zdecydować, czy przyjść nad ich głowami czy nie? Czyli na odcinku około 4-5 kilometrów w jednym miejscu solidnie polało, a w innym było sucho. Klasyczna sytuacja podczas przechodzenia burz.

Grzybobranie zbliża się do końca. Zauważyłem też coś dziwnego. W miejscówce, w której przed burzą nakosiłem prawdziwków, po burzy nie znalazłem ani jednego owocnika. Kręciłem się przez dobrych kilkanaście minut i nic. Czyżbym wszystko wyzbierał? A może las dał mi przez to sygnał – ‘Paweł, na dzisiaj wystarczy bo zbzikujesz z tym grzybami’. ;))

W końcu wychodzę na główną leśną drogę. Czasu w sumie jest już niewiele, trzeba się zatem zwijać z powrotem na pociąg. Wciąż zastanawiam się na “poburzowym” zaniku prawdziwków. Niemożliwe, że tak zniknęły, że wszystkie wyzbierałem. A może możliwe? Lesie mój kochany, ile razy będziesz mi jeszcze odpowiadał pytaniem na pytanie? ;))

Podsumowuję świeżo narodzone kultowe grzybobranie. Było świetne, w dużym stopniu z nagłymi zwrotami akcji i soczystą, krótkotrwałą burzą, która wyrzeźbiła w nim dodatkowy dreszczyk emocji i ulewny deszczyk ku ochłodzeniu mojej rozpalonej od prawdziwków głowy. ;))

Z jednej istotnej rzeczy nie zdawałem sobie sprawy i nawet nie brałem jej pod uwagę. Myślałem, że grzybowa jesień uformuje jeszcze kilka nowych kultowych grzybobrań, a to, co nazbierałem dzisiaj to miły początek i rozruch przed wielkimi jesiennymi grzybobraniami. Jednak okazało się, że jedenasto-wrześniowe grzybobranie było najlepsze zarówno we wrześniu, jak i w całym moim sezonie grzybowym w gminie Międzybórz. Nie mając o tym pojęcia, ale wyczuwając rychły koniec pierwszego wysypu, postanowiłem ponownie wyruszyć w lasy 3 dni później.

14 WRZEŚNIA – PO KULMINACJI

Tym razem postawiłem na lasy Międzyborza i to był bardzo dobry wybór, chociaż w alternatywie miałem jeszcze kilka innych miejsc, jednak coś trzeba było wybrać, ponieważ wszystkich miejsc, które tu znam, nie sposób odwiedzić podczas jednego grzybobrania. Burza z 11 września chyba ominęła te tereny, a przynajmniej skraje lasów, po których zacząłem chodzić.

Było już bardzo sucho, ale grzyby jeszcze rosły. Znalazłem kilka ładnych koźlarzy czerwonych, czubajek kani i szybko udałem się na podgrzybkowo-prawdziwkowe stanowiska. Tu też było całkiem nieźle, jak na ten wysyp, ale… No właśnie. Podgrzybki w przeważającej ilości były robaczywe.

Niektóre z nich sprawiały wrażenie przegrzanych i przesuszonych. Było dla nich za ciepło i sucho. Można napisać, że wręcz zaparzyły się. Czasami taki efekt powstaje, jak zbiera się grzyby do plastykowego wiadra i jest ciepło. Owocniki znajdujące się najniżej pod wpływem wydzielanego ciepła i braku przewiewu stają się sflaczałe i miękkie. I tak wyglądało część międzyborskich podgrzybków.

Szybko przemieściłem się na miejsca, w których dominują prawdziwki. Czekały na mnie, a ja “widziałem” je w myślach. Pomimo mocno przesuszonej ściółki – podobnie jak to miało miejsce trzy dni temu w Bukowinie, zdecydowanie przeważają owocniki zdrowe. Jednak młodych borowików było już bardzo mało.

Myślę, że każdy nieco doświadczony grzybiarz wyczułby, że to końcówka wysypu i bez względu na pogodę, na pewno nastąpi przerwa w masowym owocnikowaniu grzybów. Zastanawiałem się, dlaczego podgrzybki były bardziej robaczywe od prawdziwków i nic mądrego nie wymyśliłem. ;)) Podczas grzybobrania odwiedziłem jeden z moich najbardziej ulubionych zakątków na tych terenach, tzw. las “o dwóch sercach”, który postanowiłem pokazać na filmie. Jego pierwsze serce widać przed połową czwartej minuty, a drugie pod koniec piątej: https://drive.google.com/drive/folders/1V3RXspHzir7Wm0Ut5ZMYHGHutlzBA0Uv

Zauważyłem również rozkład niektórych grzybów, czyli częste widoki pod koniec wysypu, kiedy młode owocniki przestają rosnąc, a te, których nikt nie zebrał, zaczynają rozkładać się, śmierdzieć i przeobrażać w czarną masę, w której “pływają” robaki. Sama natura i odwieczny proces obiegu materii.

Jednak najbardziej zaskoczyła mnie piękna rodzinka borowików usiatkowanych, a jeszcze bardziej fakt, że wszystkie grzyby były zdrowe. Jak na ten gatunek w tych lasach to dla mnie ewenement. W każdym sezonie znajduję usiatki i prawie zawsze wszystkie owocniki są robaczywe. A tu taka niespodzianka. Podbudowało to moje grzybowe ego. ;))

Oczywiście nie mogło zakończyć się wyłącznie na pozbieraniu usiatków i włożeniu ich do koszyka. Takiemu unikatowemu znalezisku musiała towarzyszyć cała ceremonia i rytuał podziwiania oraz fotografowania. Jeszcze większego smaczku w usiatkowanej sytuacji dodał fakt, że grzyby rosły w dębach czerwonych, które raczej nie należą do ulubionego gatunku drzewa dla borowikowatych.

Szczerze to nie pamiętam, kiedy ostatnio znalazłem taką piękną rodzinkę zdrowych borowików usiatkowanych. Często powtarzam znajomym grzybiarzom, że robaczywość usiatków w tych lasach jest następująca – na 5 znalezionych grzybów, 6 jest robaczywych. ;))

Do koszyka wpadł też ciekawie rosnący krasnoborowik ceglastopory, kilka kolejnych czubajek kani i prawdziwków. Pierwszy koszyk był już prawie zapełniony, dozbieranie go do pełna było tylko kwestią kilkudziesięciu następnych minut. Jednak lasy miały dla mnie jeszcze jedną wspaniałą niespodziankę.

W ślad za grzybami rurkowymi i ich pierwszym wysypem, pobudzone zostały również niektóre gatunki grzybów rosnących w pęczkach, czy – jak kto woli – wiązkach. Z niejadalnych wystartowały przede wszystkim łuskwiaki i maślanki. Natomiast z jadalnych – piękne opieńki miodowe.

Jak wszedłem na opieńkowe stanowiska to aż przystanąłem w zachwycie i przez kilka minut patrzyłem na nie, oczarowany pięknem, delikatnością i ilością opieńkowego świata. Rosły wszędzie – na pniakach, na zwalonych kłodach drzew, na żywych osobnikach. Świat pełen tajemnic i grzybowej magii zaprosił mnie do swojego domu.

Obejrzałem się wokół, czy nikt nie idzie i nie będzie mi przeszkadzał w tej uroczystości. Zacząłem oglądać ten niezwykły spektakl, w której aktorami były liczne rodziny i skupiska opieniek. Obiecałem im, że wezmę tylko część grzybków, resztę pozostawię innym grzybiarzom i mieszkańcom lasów.

Jednak nawet tak wspaniały wysyp opieniek, na który trafiłem idealnie, nie zamazał ogólnego obrazu sytuacji grzybowej, w której wyraźnie można było zauważyć przejście kulminacji “późnoletnio-parajesiennego” wysypu i nadchodzącą przerwę. Najważniejsze pytania, jakie stawiali sobie grzybiarze to: Jak długo będzie trwać ta przerwa i kiedy nadejdą wystarczające opady do ukształtowania się jesiennego wysypu grzybów?

Podsumowując grzybowo miesiąc wrzesień 2021 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że opady z drugiej połowy sierpnia był wystarczające, aby ukształtował się pierwszy poważny wysyp grzybów w tym roku, który bardzo trafnie został nazwany przez Marka Snowarskiego z portalu www.grzyby.pl “późnoletnio-parajesiennym”. Pojawiło się większość gatunków grzybów, przy czym najlepiej było z borowikami szlachetnymi, podgrzybkami brunatnymi, czubajkami kaniami, koźlarzami czerwonymi oraz topolowymi, lokalnie więcej spotykało się maślaków, ale bez szaleństw. Sporadycznie trafiały się rydze, kurki, krasnoborowiki ceglastopore, borowiki usiatkowane, a w połowie miesiąca swój spektakl zaprezentowały opieńki miodowe.

Zdecydowanie najlepszym okresem na zbiory grzybów była pierwsza połowa września, w której zbierano i notowano największe ilości grzybów. Całkiem przyzwoicie prezentowała się też ich zdrowotność – pod tym względem było na pewno lepiej niż podczas wczesno-wrześniowego wysypu w 2020 roku. Jednak kto przegapił pierwszą połowę miesiąca, ten musiał zadowolić się o dozbieraniem resztek po pierwszym wysypie, przy czym ilość grzybów szybko się kurczyła, a przy okazji wzrastała ich robaczywość. Głównym powodem wyczerpywania się grzybów był brak wystarczających opadów deszczu, co w połączeniu z jeszcze wysokimi temperaturami spowodowało szybkie przesuszenie tej warstwy ściółki, w której klują się grzyby.

♦ PAŹDZIERNIK ♦

I w końcu przyszedł październik – ostatnia grzybowa nadzieja na porządny jesienny wysyp 2021. Na początku miesiąca było wiadomo, że w jego pierwszej połowie niewiele się wydarzy, ponieważ opady w poprzednich tygodniach były bardzo skąpe i nie wystarczają do masowego pobudzenia oraz rozwoju grzybów. Oczywiście trafiały się pojedyncze owocniki różnych gatunków grzybów, które zostały punktowo omamione obfitszą rosą, resztkami wilgoci w zagłębieniach, porą roku, itp., ale były to tylko “wypryski” na okaziciela. Grzybiarze powiadali, że będzie dobrze, ponieważ w 2020 roku jesienny wysyp wystartował bardzo późno, dopiero po 20-stym października. Jednak w zeszłym roku październik był bardzo wilgotny i wystarczająco przygotował ściółkę do grzybnięcia (np. w Borach Dolnośląskich). Ten ważny aspekt był często pomijany w rozważaniach.  

Tymczasem październik 2021 pod kątem opadów mocno zawiódł. Był to miesiąc bardzo suchy, a wyjątkowo sucho było we wschodniej połowie kraju, gdzie w wielu miejscach prawie w ogóle nie padało, natomiast średnio spadło tam zaledwie około 30% normy deszczu dla okresu 1991-2020. Zachód był ciut wilgotniejszy, ale i tak była to kropla w grzybowym morzu potrzeb. W gminie Międzybórz napadało zaledwie około 40% normy deszczu dla wskazanego wyżej okresu porównawczego.

Źródło danych: IMGW-PIB; autor mapy: https://meteomodel.plh

Biorąc pod uwagę to, że już wrzesień zapisał się jako miesiąc suchy i ściółka leśna była mocno przesuszona, kolejny suchy miesiąc dawał bardzo kiepską perspektywę dla mającego się uformować jesiennego wysypu grzybów. Oliwy do bezgrzybnego ognia dolały pierwsze silniejsze przymrozki, które coraz bardziej zaczęły oddalać widmo zagrzybionej jesieni 2021.

Pierwsze, mogące mieć jakiś większy wpływ na ruchy grzybotwórcze opady pojawiły się pod koniec pierwszego tygodnia października. Niestety, fronty wypadały się głównie w górach, na terenach podgórskich oraz w okolicach Legnicy, a do gminy Międzybórz dotarły ochłapy, które nie mogły pobudzić ściółki.

Przed połową miesiąca silne i stabilne wyże wciąż trzymały w ryzach daleko od Polski wydajne opadowo niże z frontami, wpuszczając na jej terytorium jedynie frontowe suchary, które w atmosferycznej agonii zdychały nad naszym krajem i dawały przeważnie opady mżawki lub przelotne i bardzo słabe deszcze.

Sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa i złożona. W niektórych powiatach grzyby z różnych przyczyn pojawiały się w większych ilościach, np. powiat głogowski, ale o ogłoszeniu wysypu, czy chociaż jego namiastki na obszarze całego Dolnego Śląska nie było mowy.

Gmina Międzybórz wciąż borykała się ze znacznym niedoborem opadów, grzybów było jak na lekarstwo, natomiast pogoda stawała się coraz bardziej zaawansowana jesiennie, z chłodnymi dniami, nocnymi przymrozkami i na dodatek silniejszymi wiatrami, które jeszcze bardziej “dołowały” zasmuconych grzybiarzy i jeszcze mocniej podsuszały i tak już wysuszoną ściółkę.

Po 20-stym października sytuacja grzybowa wyklarowała się na dobre. O masowym jesiennym wysypie grzybów 2021 możemy zapomnieć. Tylko punktowo w niektórych powiatach jest w miarę przyzwoicie z grzybami, jednak często silne zarobaczywienie grzybów powoduje, że i tak jest – pisząc kolokwialnie – do bani. 

2 PAŹDZIERNIKA – SUCHO

Podobnie, jak to zaplanowałem we wrześniu, również z początkiem października wyruszyłem na długą wyprawę w poszukiwaniu grzybów i ogólnym sprawdzeniu, jak wygląda sytuacja grzybowa. Zanim na dobre zaszyłem się w lasach, zacząłem fotografować subtelne, ale coraz śmielsze zmiany barw lasu z letnich na jesienne. 

Nie mogłem też przepuścić takich pejzaży, które często określam ostatnimi tchnieniami lata. Jeszcze przeważa głęboka zieleń i błękit nieba, ale za rogiem stoi kolorowa Pani Jesień, która wyleje barwy zmian na drzewa, trawy i krzewy. Początkowo robi to bardzo subtelnie, często na pojedynczych gałązkach. Wygląda to tak, jakby przygotowywała potrawę dodając odrobinę przypraw.

Właśnie te kolorowe przyprawy za kilka tygodni rozleją się obficie po lasach, przemieniając go w złocisto-pomarańczowo-czerwono-brązową krainę płynącą na dywanie jesieni. Wszystko co roku powtarza się, ale zawsze mam wrażenie, że poprzednia jesień trochę różniła się od obecnej. Natomiast za rok stwierdzę to samo i tak w kółko. Dlaczego tak jest, czy może dlaczego tak mi się wydaje?

Pewnie to nieprawda zresztą, ale chyba jednak coś w tym jest, ponieważ znajomi ludzie lasu mówili mi, że podobnie postrzegają przychodzące po sobie pory roku w poszczególnych latach. Niby wszystko to samo, ale nie tak do końca. Podobnie z grzybami – niby co roku te same, ale też nie tak do końca… ;))

Po częściowym zaspokojeniu leśnego głodu krajobrazowego, zacząłem bacznie sprawdzać, co dzieje się na stanowiskach grzybowych. Sucho! Zdecydowanie za sucho, aby grzyb wykluł się w większej masie. Nawet w miejscach, gdzie jest mokro od rosy, ściółka pod spodem ma wilgotność bibuły.

W takich warunkach wychodzą tylko bardzo nieliczne owocniki. Czy to chęć ryzyka gna je do wyjścia, czy raczej desperacja, aby chociaż trochę posypać zarodnikami, zgodnie z tym, co natura zaprogramowała im w genach? A może prawda leży gdzieś po środku, pomiędzy trzonem a hymenoforem? ;))

Jedynym gatunkiem z gatunków rurkowych, który odważył się ciut liczniej pokazać to koźlarz babka. Gdzie borowiki i podgrzybki nie mogą tam las babę pośle. ;)) I o dziwo “baby” te, w większości nie miały towarzystwa robaków w miąższu, ale niektóre były tak wymęczone suchością, że również nie nadawały się do zbioru.

Kanie poległy po całości. Nieliczne, podsuszone owocniki kiwały się na swoich wiotkich trzonach, sprawiając wrażenie pijanych. ;)) Kurek z wodą na górze zakręcili, to świat grzybów ogłosił powszechny strajk ogólno-leśny. “Jak nie dostaniemy pić to nie wyjdziemy” – tak brzmiał ich główny postulat.

Także prawdziwki dołączyły do strajku. Znalazłem zaledwie kilka owocników, z których na dodatek część była robaczywa. Natomiast najlepsze miejscówki były puste. Im więcej chodziłem po lasach i szukałem grzybów, tym bardziej uświadamiałem sobie, że obfitej grzybowo jesieni w tym roku nie będzie.

Mizerota były notowana też wśród gatunków grzybów niejadalnych i trujących. Mało muchomorów, mało tęgoskórów, olszówek, mleczajów, gołąbków, zasłonaków i wielu wielu innych grzybów, których o tej porze roku powinno być zatrzęsienie. Jakie warunki taki wysyp i już.

Znalazłem również trochę gatunków z grzybowej “egzotyki”, ale także były to nieliczne owocniki, które na siłę szukały odrobiny więcej wilgoci, żeby w ogóle móc wydostać się z podziemi. W sumie to było ciekawe grzybobranie, ponieważ dużo się nachodziłem i większość grzybów, które znalazłem “zbierałem” do obiektywu aparatu.

Mija kilka godzin spędzonych w lasach na wyłapywaniu jesiennych subtelności i sprawdzaniu leśnej grzybności na początku października. Wszędzie to samo. Najczęściej pusto, sucho, bezgrzybnie lub ze znikomą ilością grzybów. Tylko te koźlarze babki jakby częstsze, wbrew temu wszystkiemu.

Nawet uknułem w głowie teorię spiskową grzybów w tym roku. Grzybiarze oczekiwali super jesiennego sezonu i super wysypu, a tu jedynie koźlarze babki można nazbierać jako tako na sos i zupę. Koźlarze te mają brązowe/szare barwy kapelusza, zatem grzyby zrobiły w tym roku grzybiarzy na szaro. ;))

Czasu miałem jeszcze spory zapas, dlatego postanowiłem zapuścić się w jedne z najlepszych prawdziwkowych miejsc, jakie znam na tych terenach. Pomyślałem sobie, że jeśli nawet w nich będzie kiepsko, to znaczy, że grzybowa kicha ma miejsce na całych Wzgórzach Twardogórskich.

Borowikowe laski są magiczne, przepełnione ciepłem brzóz, otulone mszastymi i trawiastymi dywanami, przyozdobione pojedynczymi sosnami i przede wszystkim znajdują się dość daleko od cywilizacji, co sprawia, że jak się w nie wejdzie to żal wychodzić. Tradycyjnie poczęstowały mnie osobliwym pięknem i aurą tajemniczości, jednak pod względem prawdziwków były kompletnie puste.

Czyli grzybowa kicha ma się dobrze i swoje macki radośnie porozklejała na całym terenie. A niech ją deszcz spłucze! ;)) Cóż zatem miałem zrobić? W koszyku ledwie dno zakryte, po sprawdzeniu kilkudziesięciu grzybowych miejsc, skończyły mi się pomysły, gdzie by tu jeszcze połazić, więc postawiłem na sprawdzone “zbiory”, na które zawsze mogę liczyć w tych lasach. To widoki, krajobrazy, leśne kadry i łapiące za serce pejzaże.

Z grzybami jest jak jest, chociaż bardziej nie jest niż jest. Nieważne, chcę się wywłóczyć, zapuścić i poszwendać po lasach ile wlezie. Odwiedzam kilka miejsc, znanych od wielu lat. W jednym z nich czas płynie w rytmie leśnej kołysanki, śpiewanej przez ptaki biesiadujące na samotnym dębie, który rośnie na wysepce oczka wodnego.

Jesienne przyprawy wysypane przez Panią Jesień zaczynają działać. Przeobrażają zieleń w pomarańcz i złoto, te zaś przemienią się w czerwień, czerwień w brąz, a brąz odda swoje barwy szorstkiej szarości, która rozleje się w listopadzie, zwłaszcza w drugiej połowie miesiąca. Nagrywam też film, na którym trwa jeszcze lato, ale na brzozach działa już przyprawa nadchodzącej Złotej Jesieni: https://drive.google.com/drive/folders/1HIKI4Sr9y1f0LFvXuy7HSqeG0RodCAHw

Błękit nieba i przyjemna temperatura namawiają mnie do leniuchowania. Siadam na skraju lasu, blisko bukowińskiej stacyjki i po prostu patrzę w niebo, podziwiam taniec tysięcy “badyli”, których żywiołem jest łąka. Patrzę na zbiór grzybów i dochodzę do wniosku, że warto szukać pozytywnej strony z grzybowej mizeroty. Mało grzybów to mało roboty. Godzinka z hakiem i fajrant. ;))

Przychodzę na stację, a Bukowina daje mi jeszcze jeden prezent. To młody oswojony kotek, który towarzyszy mi do przyjazdu pociągu. Sprawdza zawartość koszyka, ogląda plecak, bluzę i aparat fotograficzny. Otrzymuje ode mnie smakowite kęsy wędliny z kanapki, które zajada z łapczywością. Mruczy i patrzy z żalem, kiedy mówię mu, że muszę już iść, ponieważ słychać nadjeżdżający pociąg. Odciąga moją uwagę od zatrutego i zniszczonego na stacji klonu Bukowianina.

Wycieczka wspaniała, ale z grzybami jest kiepsko i jeżeli szybko nie nadejdą porządne opady, to o obfitym jesiennym wysypie możemy zapomnieć. W drodze powrotnej przeglądam kilka portali meteorologicznych, czytam prognozy pogody oraz analizuję wiązki z modeli numerycznych. Są bardzo zgodne co do tego, że następne tygodnie będą zdominowane przez suche wyże, a więc czas pomyśleć o… zakończeniu Tour De Las & Grzyb 2021.

20 PAŹDZIERNIKA – ZAKOŃCZENIE TOUR DE LAS & GRZYB 2021

Oficjalny koniec sezonu zaplanowałem na 20-stego października. Był to pogodny i ciepły dzień, tylko silniejsze podmuchy wiatru dawały znać, że pogodowa sielanka szybko się zakończy. Dzień później nad wieloma regionami przetoczyła się silna wichura z porywami dochodzącymi do 100 km/h.

Dopiero zaczynałem sezon 8-ego maja, a tu już trzeba odtrąbić jego koniec. Czas upłynął tak szybko, jak z purchawki strzelił. Wiedziałem, że z grzybami nic specjalnego nie wydarzyło się w ostatnim czasie, wciąż było i jest bardzo sucho, więc jedyne co znajdę to niedobitki grzybowych ryzykantów, którzy punktowo postanowili zaprezentować swój gatunek. Za to idealnie trafiłem na kulminację złotej jesieni.

Podążam do lasu idąc wzdłuż nasypu kolejowego, podziwiając mieniącą się coraz barwniejszymi odcieniami jesieni Bukowinę Sycowską po lewej stronie torów i Królewską Wolę po prawej stronie. Spoglądam w dal i bezkres lasów, które – choć uszczuplone znacznie przez człowieka – wciąż tworzą tu zielone morze na horyzoncie.

Pierwsze młode przebarwione buki zdradzają mi, że w lesie trwa uczta kolorów, które w Słońcu błyszczą tysiącami odmian piękna i subtelności. Wiem, że podczas tej wycieczki aparat fotograficzny wykona ciężką pracę i nie obejdzie się bez wymiany akumulatora. ;))

Zanim zatracę się w jesiennym wielobarwnym żywiole, po raz ostatni w sezonie wyruszam na grzyby. Szybko znajduję młodą wiązkę boczniaków ostrygowatych i jedyną podczas grzybobrania. Sytuacja jest bardzo podobna do tej z początku miesiąca. Grzyby wykluwają się, ponieważ to ich czas. Jednak z uwagi na znaczny deficyt wilgoci, owocniki pojawiają się bardzo punktowo, w większości miejsc w ogóle.

Gdzieś z mchu wystaje poszarpana kurka, maślaki modrzewiowe dogorywają wśród liści. To grzyby, które zaczęły rosnąc wiele dni temu i przejawiają przewlekły syndrom zmęczenia przez brak wodopoju. Następne stanowiska kurkowo-maślakowe są puste, zresztą jak większość miejscówek na wszelkie gatunki grzybów. 

Jeszcze pojedyncze koźlarze babki i czubajki kanie lub gwiaździste próbują swoich sił, przeciskając się i rozpychając w ściółce, chociaż grzybową konkurencję mają mizerną i nie muszą się zbytnio trudzić w zaznaczaniu swojej obecności, ponieważ są dobrze widoczne.

Nieliczne muchomory czerwone opadają z sił, flaczeją i garbią się. Tylko nieliczne trzymają jako taki fason. Reszta się poddaje, bo jak utrzymać w sprężystości ciało składające się z 90% z wody, kiedy ściółka ma ich zaledwie kilka? Mimo tego, wciąż można spotkać muchomorowych “kamikaze”, którzy wykluwając się, są skazani na pewne uschnięcie.

Większość z nich wykluwa się z piachu, co jeszcze bardziej naraża je na szybkie przesuszenie, gdyż nie mają żadnej osłony, chociażby zielonej trawy, na której w nocy i nad ranem lśni rosa. Nie wnikam w ich grzybowy świat, tylko fotografuję i podziwiam, ponieważ są to jedne z najpiękniejszych trujących grzybów i najbardziej rozpoznawalnych wśród grzybiarzy.

Ponownie znajduję pojedyncze koźlarze babki i kanie. Przeszedłem wiele miejsc, w koszyku miałem dosłownie z 10 grzybów, ale pozostały mi jeszcze alejki brzozowe na koźlarze pomarańczowo-żółte, które w tym roku mocno zaniemogły w gminie Międzybórz. Generalnie to był bardzo lichy sezon dla tego gatunku grzyba.

Znajduję w nich uroczą parkę krawców. Łudziłem się, że może jeszcze gdzieś znajdę koźlarze w tak dobrym stanie, jednak po przejściu alejek wzdłuż i wszerz oraz w poprzek, nie znalazłem, oprócz kilku innych, mocno podsuszonych i najczęściej nie nadających się do zbioru owocników.

Spotykam i znajduję następne grzyby, przeważnie te do kolekcji fotograficznej. Pomimo takiej kruchości i grzybowej biedy, czeka na mnie jeszcze jeden bonus na zakończenie sezonu i to w bardzo szczególnym dla mnie miejscu, gdzie rośnie buk “Szerszeń”, a niedaleko od niego buk “Oko lasu”.

To jeden z bardzo nielicznych znalezionych przeze mnie w tym sezonie piaskowców modrzaków, za to w rozmiarze niespotykanym od lat. Zdrowy i świeży. Wyrósł w gęstej trawie, w której występuje obfita rosa i to był prawdopodobnie klucz do osiągnięcia przez grzyba sporych rozmiarów.

Na zakończenie sezonu przydałby się chociaż jeden prawdziwek, tak dla przypieczętowania całości, bez względu na przebieg. Jak do tej pory wszystkie odwiedzone miejscówki na szlachcice były puste. Ale pod koniec grzybobrania trafił się ten pożegnalny z brązowym kapeluszem i jeszcze białym hymenoforem.

Chodziłem wokół niego z dobry kwadrans, ale nie znalazłem jego brata, siostry, kuzyna czy borowego stryja. Kiedy znajdę pierwszego prawdziwka w sezonie 2022? Może w czerwcu lub lipcu, albo dopiero w sierpniu/wrześniu? Kto wie, co szykuje nam pogoda i las na przyszły sezon?

Przyszedł czas na podsumowanie zbiorów. Nawet dna w koszyku dobrze nie zakryłem, niemniej pożegnalna zupa i jajecznica w domowym ognisku będą wyborne. Trzeba wracać na stację. Obieram kierunek na Królewską Wolę i przechodzę przez pewien odcinek wioski, gdzie przy jednym z gospodarstw stoi koń.

Kiedy zobaczył moje zbiory, tylko parsknął ze śmiechu, odwrócił się i poszedł skubać trawę. Pewnie pomyślał, że taki ze mnie grzybiarz jak z niego krowa domowa. ;)) A niech ci będzie złośliwa szkapino, następnym razem schowam koszyk do torby, albo zakryję pończochą i zrobię cię w konia. ;))

ZŁOTO-JESIENNE ZATRACENIE

Podczas wycieczki byłem świadkiem najpiękniejszej odmiany jesieni, tej złotej, podniosłej, pełnej kolorowego piękna, które wylewało się milionami liści z drzew i krzewów. Lasy zarumieniły się, Słońce i wiatr wprawiały je w magiczny taniec pod błękitem oceanu nieba. Stąd moja wycieczka miała żółwie tempo, ponieważ cały czas coś mnie zatrzymywało.

Czarująco wyglądały bukowińskie buczyny rosnące wzdłuż szlaku kolejowego. Znalazłem się w nich około południa, kiedy Słońce najmocniej je ogrzewało. Jeszcze raz chwyciłem za aparat, aby nagrać kolejny w tym sezonie film, który na zawsze uchwyci tak szybko przemijające piękno, w tym przypadku pełnię złotej jesieni. Wiatr hulał w koronach drzew, zrzucał liście, tarmosił wierzchołki. Na dole było ciszej i spokojniej, natomiast młode buki, w większości błyszczały jeszcze zielenią: https://drive.google.com/drive/folders/1SiJNbT6ioAS1dj6ksaBweHDYLH0lhYYM

Brzozy lśniły złotymi barwami pośród sosen wiecznie zielonych, zatopione w ich pejzażu, otulone ze wszystkich stron i przypominające baśniowy pochód jesieni, który w tajemnicy przed ludźmi ma miejsce właśnie wtedy, kiedy nikt tego nie widzi. Ja go dostrzegłem z pewnej odległości, a później do niego dołączyłem podążając naprzód ku chwale lasów.

Aleje brzozowe to jedno z leśnych miejsc duchowego oczyszczenia, otwarcia się na las, ujrzenia tego, co było do tej pory widoczne, ale niezauważalne. Takie chwile spędzone “sam na las” są dla mnie bezcenne. Uważam, że każdy człowiek, dla którego las jest świętością, w dużym stopniu zgodzi się ze mną.

I ponownie wchodzę na ścieżki bukowego kunsztu jesiennego. Co za barwy! Jaka klasa! Tysiące liści w odcieniach czerwieni, pomarańczowego ciepła, żółtej jaskrawości i brązowego stonowania. Doskonałość w tym wszystkim polega na idealnym wyważeniu tej kolorowej żonglerki.

Niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Idealne proporcje, zapachy, szum, kojące widoki, pozwalające człowiekowi odpłynąć na okręcie jesiennego przemijania. Nikt z nas nie wie, jak długi będzie to rejs i co jest jego celem.

Czekałem na tak wspaniałą złotą jesień. Już we wrześniu myślałem o tym, żeby trafić idealnie z pogodą i wybarwieniem liści. Udało się. Czasami mam wrażenie, jakby Bukowina i jej lasy podświadomie wysyłały mi sygnał, w którym dniu mam pojechać. ;))

Jestem jeszcze w lesie, ale za kilkanaście minut będę je oglądał z pewnej odległości. Wyjdę na otwartą przestrzeń, gdzie legenda tych miejsc unosi się z wieczorną mgłą, zachodem Słońca i porannym światłem, które ozłaca wodne kryształki rosy.

Topole osiki trzęsą listkami, imitując grzechotki. Zapraszają w swe gęstwiny sarny, jelenie, dziki, zające i wszelkie inne zwierzęta, które znajdą tam schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Nim Księżyc zatoczy swój miesięczny cykl, liście opadną, otwierając między konarami i gałęziami furtkę dla wichrów jesieni i zimy.

Także dęby przyodziały jesienną szatę. Królowie naszych drzew nie wywyższają się jak to często bywa u władców wśród ludzi. Zgodnie z leśną harmonią, razem z innymi drzewami witają jesień, barwią się na jej cześć i żegnają, zrzucając liście na powitanie zimy.

Jeszcze raz wchodzę w ostatnie miejsca, już nie szukam grzybów. Chcę podziękować przyrodzie za cały sezon. Nieważne jaki był z grzybowego punktu widzenia. Ważne, że otrzymałem od niej kolejną cząstkę nieskończoności, którą objawiła mi w lasach – od zimy, przez wiosnę i lato – do późnej jesieni.

Jest późne popołudnie, temperatura nieco spadła, wciąż wieje umiarkowany, chwilami silniejszy wiatr. Za kilkanaście godzin przejdzie wichura. Zastanawiam się, co jeszcze mogę dopisać do tego długiego podsumowania. Chyba wystarczy. Przestaję się zastanawiać, bo granica między podsumowaniem a “epopeją” wyraźnie się zaciera. ;)) Zakończenie sezonu dodatkowo akcentuję filmem: https://drive.google.com/drive/folders/1sxMji5z9hERvloAAmMR5IEgPE4tM5STI

Podsumowując grzybowo miesiąc październik 2021 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że z powodu przedłużającego się od września znacznego niedoboru opadów, nie doszło do ukształtowania się jesiennego wysypu grzybów. Przez cały miesiąc można było znaleźć tylko pojedyncze owocniki kilku gatunków grzybów, takich jak: podgrzybki brunatne, koźlarze pomarańczowo-żółte, czerwone, babki i szare, piaskowce modrzaki, borowiki szlachetne, maślaki, pieprzniki jadalne, czubajki kanie, czubajki gwiaździste i kilka innych. Jednak ilość grzybów była bardzo mizerna, dodatkowo niektóre z nich były robaczywe. Na moje oględziny, to 90-95% miejscówek grzybowych świeciło pustkami.

Sytuację dodatkowo pogarszały pierwsze, dość liczne przymrozki. Dla mnie dużą ciekawostką październikowej biedy grzybowej było pojawienie się ciut większej ilości koźlarzy babek. Niektórzy grzybiarze potrafili nazbierać nawet 7-8 kg kozaków podczas jednego grzybobrania. Nie wiem, skąd ten gatunek wydobył tyle siły, żeby przebić się przez przesuszoną ściółkę. Poza pierwszą połową września, sezon grzybowy 2021 w gminie Międzybórz należy uznać za słaby i bardzo słaby, a ostateczna ocena jaką mu wystawię to trójka (w sześciostopniowej skali ocen), na którą w największym stopniu zapracował “późnoletnio-parajesienny” wysyp w pierwszej połowie września.

Tradycyjnie też wspomnę, że całe podsumowanie sezonu to moje subiektywne spostrzeżenie na jego przebieg od maja do końca października. Niektórzy grzybiarze mogą ocenić go inaczej (lepiej lub gorzej), w zależności od tego, w której części gminy Międzybórz włóczyli się za grzybami, jak często i jakie zbiory ilościowe/jakościowe mieli w koszykach. Lokalnie mogło być z grzybami nieco inaczej, niż u Lenarta i trzeba o tym pamiętać. ;))

DARZ GRZYB! ;))

– Mapy z sumami opadów i anomaliami sum opadów: https://klimat.imgw.pl/

– Mapy z dobowymi rozkładami sum opadów ⌈mm⌉: https://hydro.imgw.pl/#precipitationMap

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • wojek //19 gru 2021

    Witam Towarzysza Pawła:)
    I cóż tutaj powiedzieć? Rzeczywiście ten sezon delikatnie mówiąc nas nie rozpieszczał. Niemniej bardzo Ci dziękuję za fajne opisy lasów i piękne zdjęcia. Swoje podsumowanie sezonu umieszczę na portalu u Tow. Marka. Ale nie myślcie Towarzyszu, że Wasze październikowe sianie defetyzmu i związana z nim grzywna 1000 ml napoju chmielowego poszła w zapomnienie:) Nic z tych rzeczy:) ‘Susza nic nie znajdziesz i takie tam”. Tymczasem doniesienia Towarzyszy z Zachodniopomorskiego Komitetu Partii pozwalały na umiarkowany optymizm co zresztą potwierdziłem w terenie. Jeszcze gdyby nie te robale. Ponadto miałem nadzieję na późnojesienny wypad w nasze Bory celem uszczuplenia populacji boletusa sosnowego. Przyroda jednak zweryfikowała szybko te plany i na nadziei się skończyło. Cóż pozostaje kiedyś tam skonsumować wspólnie grzywnę oraz omówić błędy i wypaczenia obecnego sezonu i liczyć na lepszy sezon A.D. 2022
    Serdecznie pozdrawiam:)
    Darz Grzyb:)

    • Paweł Lenart //20 gru 2021

      Cześć Wojtek.

      1) Dziękuję za docenienie wpisu. Podsumowania sezonu to jedne z najważniejszych corocznych artykułów na blogu i jednocześnie bardzo czasochłonne. Napisanie, obrobienie i sprawdzenie jednej części zajmuje mi prawie całą dobę. Drugą część podsumowania dłubałem codziennie wieczorami przez 10 dni.

      2) Twoje ciekawe i często “robaczywe” wpisy czytałem. Może robaki najadły się w tym roku tak, że odpuszczą w przyszłym? 😉 Czekam na podsumowanie sezonu według Pierwszego Sekretarza. Jak widzisz – lojalny, chociaż z natury wywrotowy Towarzysz Lenart wywiązał się z zadania. 😉

      3) W Borach Dolnośląskich byłem w tym roku tylko 3 razy – w maju, październiku i listopadzie, przy czym listopadowa wyprawa do dawnej Studzianki była wycieczką roku. Wiem, że borowiki sosnowe rosły w sierpniu i we wrześniu, miejscami nawet w przyzwoitych i zdrowszych ilościach, ale tak mi się złożyło, że w tym czasie nie pojechałem. Nie zawsze można wszędzie być. 😉 Może uda mi się więcej razy pojechać w przyszłym roku.

      4) Mam nadzieję, że przyszły sezony będzie lepszy, zwłaszcza w części jesiennej, bo na letni w miesiącach czerwiec-sierpień raczej nie liczę.

      Pozdrawiam i Darz Grzyb! 😉