facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 23 wrz, 2019
- 4 komentarze
Grzybowy las uwielbiany.

Grzybowy las uwielbiany.

20 września 2019 roku. Bukowiński poranek, klon srebrzysty “Bukowianin” i duchy lasów, które nakazują mi wejść czym prędzej w leśną otchłań. Zaczyna się wspaniały dzień. Jaki będzie po ponad 20 kilometrach marszu, wchłanianiu lasu i zbieraniu grzybów? Taki, jak przy wejściu. Wspaniały. W lesie nie ma innej opcji. ;))

Szaleństwo grzybowe rozpętało się. Ludzie tłumnie ruszyli do lasów. Pojawiły się liczne wpisy, relacje, komentarze, wśród których można przeczytać, m.in. “dwie godzinki i trzy wiadra”, “kosz w półtorej godziny”, “pół bagażnika ze szwagrem do południa”, “200 prawdziwków w nieco ponad godzinkę na sprawdzonej miejscówce”.

Mało kto napisze, że poza grzybami był w pięknym lesie, który wzmocnił jego duszę i wyciszył umysł. Czyżby nie był? A może zapomniał napisać? Albo stwierdził, że to nieistotne, bo dany portal, czy grupa traktuje o grzybach, a nie o “ochach” i “achach” na punkcie lasu. Tylko, że jedno i drugie to nierozerwalna całość i umiejętność korzystania z bycia w lesie.

Pojawiły się też wpisy, że nie trafiono na “wagon” grzybów i szkoda było jechać. Szkoda na paliwo, szkoda czasu, szkoda wszystkiego… Daleko odeszliśmy od lasu. Mentalnie – setki lat do przodu, nie do tyłu. Do tyłu, w czasach, kiedy człowiek mieszkał w lesie, myślenie to było dobre. Las był najważniejszym dobrem. Uwielbiamy las, gdy daje nam pełne kosze. Jednak gdy ich nie ma lub jest ich w niewystarczającej dla nas ilości, przeliczamy NIEPRZELICZALNE wartości na czas i paliwo.

Nie można jednak wrzucać wszystkich do jednego worka, bo się nie zmieszczą. ;)) Niektórzy grzybiarze są zbyt zapracowani, żeby mogli być często w lesie i kiedy uda im się wyłuskać jakichś wolny dzień lub kilka godzin, chcą po prostu pobuszować w lesie za grzybami. Inni, z dziesiątek innych powodów/przyczyn, po prostu nie mogą pojechać. Nie wolno i nie można krytykować wszystkich, ponieważ to głupie i nierozsądne.

Dobra Paweł. Starczy tego filozofowania. Czas na grzyby. ;)) Ogłosiłem alarm grzybowy, zatem należało odkryć grzybowe karty i powiedzieć “sprawdzam”. Podstawowym celem była odpowiedź na pytanie – jak zareagował król grzybów – szlachetny prawdziwek na warunki, które przyniosła pogoda. 

Wzgórza Twardogórskie to teren położony na styku dwóch województw – dolnośląskiego i wielkopolskiego. Po licznych relacjach grzybiarzy z całego Dolnego Śląska, nasunęła mi się konkluzja, że im bliżej Wielkopolski, tym grzybów mniej, rosnących bardziej w skupiskach niż na większości powierzchni lasów.

Grzyby na Wzgórzach są. Przeważają podgrzybki, prawdziwki, koźlarze, maślaki i czubajki kanie. Sporadycznie rydze. Wysyp dopiero się zaczął, dlatego dominują grzyby młode. W dodatku są zdrowe, co jest najprzyjemniejsze w tym wszystkim, bo “co nam po grzybie, w którym robak gęsto idzie”. ;))

Nie jest to jednak “hiper-wysyp”, który ma miejsce na tych terenach raz na kilka lat i który jest poprzedzony optymalnymi warunkami hydrologicznymi i termicznymi. Takie wystąpiły w ostatnich latach, np. we wrześniu 2010 roku, we wrześniu 2013 roku lub w październiku 2016 roku. Bardzo dobrze było też we wrześniu 2017 roku.

Patrząc na obfite zbiory grzybiarzy z tych terenów, może ktoś pomyśleć, że chyba przesadzam. Przecież jest świetny wysyp, czego dowodem są pełne koszyki. Pełny kosz prawdziwków i podgrzybków nie świadczy o wielkim, jesiennym wysypie grzybów. Może akurat te gatunki dobrze obrodziły, ale co z pozostałymi?

W piątkowy dzień przeszedłem grubo ponad 20 kilometrów. Chciałem zrobić zdjęcia nie tylko podgrzybkom, prawdziwkom czy kaniom, ale też gołąbkom, muchomorom, olszówkom, mleczajom, maślankom, łuszczakom i wielu innym gatunkom grzybów.

Jednak jest ich bardzo mało, jak na ten czas, a wielu gatunków w ogóle nie spotkałem. Z jednej strony, wysyp dopiero się zaczyna i należy oczekiwać wzrostu różnorodności grzybowej w najbliższym czasie. Z drugiej strony, największe przekleństwo ostatnich lat – czyli niedobór opadów, ponownie daje o sobie znać.

Przynajmniej tutaj. Na Wzgórzach Twardogórskich. Ponieważ najbardziej uprzywilejowane są pola i łąki, gdzie deszcz, nie zatrzymywany przez drzewa, dociera najgłębiej, pojawiła się okazja dla kań do urządzenia wrześniowego festiwalu czubajkowego. Poza tym, korzystają jeszcze z mgieł i rosy.

Gdybym rzeczywiście chciał wyzbierać wszystkie napotkane kanie, to wpisałbym gdzieś w Internecie “200 sztuk w ciągu 60 minut” albo “taczka kotletów w 2 godzinki”. ;)) Zebrałem zaledwie kilkanaście sztuk średniej wielkości i kilkadziesiąt młodych do marynowania i mrożenia.

Za to nie mogłem się na nie napatrzeć. Uciekinierki z lasu. Niezależne, niepodporządkowane prawom lasu, bujające na polach i łąkach. Wtulone w trawę, jednak na tyle ciekawskie świata, że wychylają swoje kapelusze ponad nią. Usiadłem przy nich i zrozumiałem, dlaczego takie są.

Chcą podziwiać krajobrazy. Chcą zobaczyć wszystko wokół. Rosnąc w lesie, widziałyby znacznie mniej. Pieczarki i łysiczki mówią na kanie “białe Guliwery”. ;)) Zachwycający jest świat kani, chociaż w lesie wcale nie miałyby do bani. Jednak one wolą łąkę, a nie sosnę i szczery piach, co charakteryzuje gąskę zielonkę. ;))

Za to tego gatunku to się w ogóle nie spodziewałem. Boczniak ostrygowaty na martwym konarze topoli osiki. Boczniaki znajduję zazwyczaj po połowie października i to po pierwszych przymrozkach. Jednak grzyby rządzą się swoimi prawami i mają w poważaniu oczekiwania grzybiarza. ;)) Był też siedzuń sosnowy.

Gatunek, który barwi las – muchomor czerwony dopiero “raczkuje”. Nawet w miejscach bardzo obfitego ich występowania, widziałem zaledwie kilka sztuk owocników. Czasami czasznice lub purchawki wyskakują tu i ówdzie.

Czy to już kulminacja jesiennego wysypu grzybów na tym terenie, czy jeszcze wzrośnie grzybowe natężenie? Przydałaby się bardzo solidna porcja opadów. Poza tym, nie wystartowało jeszcze dużo gatunków, w tym opieńki. Bez solidnych opadów będą mieć pod górkę, chociaż i tak mają zawsze pod ściółkę. ;))

Na koniec zostawiłem to, co zawsze najbardziej przyciąga mnie do lasu. Są nimi niepowtarzalne, magiczne widoki, którymi karmię niewidzialną część organizmu, czyli duszę. Chwile, które już się nie powtórzą, ale zostają na zawsze w środku, gdzieś w specjalnym, tajnym serwerze, którego pamięć nigdy nie przemija.

Grzyby są tylko emocjonującym, chwilowym dodatkiem do leśnej oferty piękna i nieskończonej tajemnicy. Nawet obecnie, kiedy potrafimy zbadać większość procesów, które w nim zachodzą, znamy morfologię drzew, ich cykl życiowy i potrafimy odpowiedzieć na wiele pytań, nad wszystkim unosi się nutka czegoś, czego nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć. Czujemy to i widzimy, ale jak to zrozumieć, opisać i nazwać? W duszy nam gra i może o to chodzi. A nie o opisywanie i związane z tym językowe trudy.

Grzybowy las uwielbiamy, jak grzyby można wynosić koszami. A gdy już ich nie ma, albo jest mało? Żałuje się, że się przyjechało i na paliwo talary wydało. To błędne myślenie, ale bliskie współczesnym ludziom. Musimy zacząć się uczyć lasu na nowo i ponownie odnaleźć sens bycia w nim. Miasta nas psują i wrażliwość przyrodniczą rujnują.

Piątkowa wycieczka była dla mnie majstersztykiem ostatnich godzin letniej (astronomicznie) odsłony lasu. Kończy się panowanie ciemnozielonych barw liści. Wkrótce czeka na złota jesień i uroczystość, której na imię “babie lato”. Do kompletu przydałby się porządny deszcz, aby ugasić pragnienie lasu.

Są takie miejsca na Wzgórzach Twardogórskich, w których zatracam się na dobre. Nie liczy się nic, poza chwilą i widokami podczas jej trwania. Jedyną “wadą” jest krótkość trwania tych chwil. Czas biegnie i trzeba ruszyć dalej. Genialny wynalazek, którym jest aparat fotograficzny, pozwala wracać do tych magicznych momentów. ;))

Kiedy wracałem z lasu, spotkałem w pociągu Pana Mirosława, którego poznałem w zeszłym roku i który okazał się Czytelnikiem lenartowego bloga. Przemiły człowiek o dużej wrażliwości przyrodniczej, z którym można o lesie rozmawiać godzinami. Dostałem od Niego coś wyjątkowego.

Kiedyś pisałem na blogu, że od 1992 roku zbieram wszystkie bilety kolejowe i PKS z moich leśnych wypraw. Pan Mirosław o tym przeczytał i podarował mi rozkład jazdy pociągów ważny od 27.V.1990 roku do 30.V.1992 roku. To były moje “niemowlęce” lata jako grzybiarza. Wróciły wspaniałe wspomnienia beztroskich lat i poznawania “dzikich” wtedy dla mnie lasów Bukowiny Sycowskiej i jej okolic.

Panie Mirosławie – nie mogłem o tym nie napisać. Bardzo serdecznie dziękuję za wyjątkowo sentymentalny prezent. Zajął on miejsce honorowe w mojej biblioteczne, obok segregatorów z biletami. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że wkrótce ponownie się spotkamy. ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • wojek //23 wrz 2019

    Witaj Paweł:)
    Nie wiem sam co Ci napisać:) To chyba są czary. Przecież chłopie Ty czytasz w moich myślach:) Las to bardzo złożony ekosystem i grzyby są tylko jakąś tam jego częścią i owszem pozyskujemy je wszyscy natomiast niektórych wywaliłbym z lasu kopniakami. Paweł to co widzieliśmy (i słyszeliśmy w Bukowinie)…. Watahy “grzybiarzy” często po “użyciu” wrzaski na cały las, śmieci pokopane grzyby ech szkoda gadać. Paweł to chyba Twoja myśl wobec takich “pseudogości” las się wycofuje pozostają jedynie drzewa… A ileż to razy wędrowałem samotnie przez Puszczę, nawet nie bardzo zwracałem uwagę na kapeluszniki (znajomi później się dziwili co tak mało) Nie oni tego nie zrozumieją chociaż tam byli wychowani. Podziwiałem ogromne dęby. Myślę do licha przecież on ma z 500 lat. Pamięta Potop Szwedzki a może gdzieś pod nim odpoczywała chorągiew? Tutaj znowu trzęsawisko Oj uważaj tylko się w nie nie wpakuj! I znowu myśl – kiedyś przecież to było jezioro. Może była tutaj osada? Ludzie polowali i łowili ryby ale przecież tylko dla swoich potrzeb a nie bezmyślnie jak teraz. Paweł długo by opowiadać, obiecuję przyjdzie czas i na to (pierwszą część wspomianej Ci powieści pomału kończę).
    Serdecznie pozdrawiam:)
    Darz Grzyb:)

    • Paweł Lenart //24 wrz 2019

      Dziękuję Wojtek. My to czujemy i wiemy, dużo ludzi pewnie też. Ale widać, jak zmieniło się podejście do grzybobrania. Kiedyś to była rodzinna wycieczka na cały dzień. A teraz często mamy konkurs na zasadzie kto szybciej załaduje bagażnik. Ja tam robię swoje i trzymam się starej, konserwatywnej szkoły, która mnie ukształtowała jako grzybiarza. Za kilka tygodni grzybowe szaleństwo minie i las będzie pusty. Niemniej ja będę jeździć na pewno. 😉 Pozdrawiam serdecznie. 😉

  • wojek //23 wrz 2019

    A Paweł jeszcze jedno:)
    Szczegółowy opis naszej wycieczki znajdziesz na portalu u Towarzysza Marka
    Pozdrawiam serdecznie

    • Paweł Lenart //24 wrz 2019

      Przeczytałem. 😉