facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 10 lut, 2023
- brak komentarzy
Sośnie – Granowiec. Wyprawa w ciszy.

Sośnie – Granowiec.

Wyprawa w ciszy.

7. lutego 2023 roku. Czas wyruszyć w las. Postanowiłem rozpocząć leśne wojaże 2023 na kultowym szlaku nietypowo, bowiem 3 stacje kolejowe za Bukowiną Sycowską. To miejscowość Sośnie Ostrowskie. Prognozy pogody do końca mamiły mnie, że mogę liczyć na 70-80% usłonecznienia w ciągu dnia. Tymczasem, już podczas podróży zaczęło się chmurzyć, mniej więcej w okolicach Grabowna Wielkiego. Kiedy wysiadłem na stacji w Sośniach, to gruba, szczelna warstwa chmur podinwersyjnych, na dobre zakryła błękit nieba i towarzyszyła mi już do końca wyprawy.

Podczas 7-mio godzinnej włóczęgi, zaplanowałem zapoznać się z pomnikami przyrody ożywionej gminy Sośnie, zwiedzić maksymalnie dużo leśnych ciekawostek, kilka obiektów architektury i wywłóczyć się w sumie przez 25 kilometrów, przechodząc przez leśne knieje i mokradła, kilka wiosek, dukty, sosnowe bory, ścieżki i zapomniane zakątki, aby zakończyć wędrówkę w Granowcu. Materiału zebrałem na kilka artykułów. Ten wpis ma charakter relacji z wyprawy.

Jednym z pierwszych pomnikowych drzew, które miałem przyjemność obejrzeć, był wiąz szypułkowy. Okaz rośnie bardzo blisko stacji PKP. Będzie on opisany w odrębnym artykule o pomnikowych drzewach gminy Sośnie.

Następnie wyruszyłem przez siebie, zwiedzając część wsi. Towarzyszyła mi bardzo nietypowa aura. Poranek był mroźny. Wilgoć, która panowała w powietrzu, wystarczyła na wytworzenie się, nielubianego zimą “zgniłego” zachmurzenia oraz niewielkiej, ale malowniczej sadzi. Ale nie to było nietypowe.

Nietypowa była kompletna cisza panująca dosłownie wszędzie. Na barometrze notowałem ponad 1040 hPa, a poziomy przepływ powietrza, praktycznie ustał. Na gałęziach drzew lub wysuszonych źdźbłach traw, nie widziałem najmniejszych oznak wiatru.

Po drodze zapoznałem się z ciekawym zgrupowaniem tablic informacyjnych o miejscowościach otaczających Sośnie, jak i samej wsi. Niektóre z nich, mam w planie odwiedzić podczas innych wypraw.

Moją uwagę przykuła piękna przydrożna wierzba płacząca, po pniu której wspina się bluszcz i przesympatyczny kundelek, który jednak nie dał się pogłaskać, tylko szybko czmychnął gdzieś między domostwami.

Następnie przeszedłem obok szkoły, a dokładnie w miejscu, w którym rośnie pomnikowy dąb szypułkowy i który również będzie opisany w artykule o pomnikowych drzewach gminy Sośnie.

Zaraz za szkołą znajduje się budynek, w którym nad administracyjnymi sprawami gminy czuwa Rada Gminy Sośnie, Urząd Gminy Sośnie i Wójt Gminy Sośnie. Natomiast nad zaobrączkowaniem zakochanych par, czuwa Urząd Stanu Cywilnego. Wszyscy mogą się czuć bezpiecznie, ponieważ urzędują pod czujnym okiem policjantów z Posterunku Policji. ;))

Cały czas idę ulicą Wielkopolską i dochodzę do skrzyżowania z ulicą Kościelną. Zrobiło się bardziej kameralnie, wąsko, ale za to po drodze mijam piękny dąb, chociaż nie jest on pomnikiem przyrody.

Ulicą Kościelną dochodzę do placu kościelnego i podziwiam świątynię parafii rzymskokatolickiej, należącą do dekanatu Odolanów diecezji kaliskiej. Została utworzona w 1952 r. Prowadzą ją księża diecezjalni.

Moją uwagę zwraca figurka św. Huberta – patrona myśliwych, jak również leśników, strzelców, sportowców, kuśnierzy, matematyków i jeźdźców. 

Za kościołem przechodzę obok tablicy informacyjnej “Obszar Natura 2000 Ostoja nad Baryczą”. Mam coraz bliżej do najbardziej zalesionej części wycieczki i bardziej przyśpieszam tempo marszu, aby zanurzyć się w bezwietrznej odsłonie lutowego lasu.

Po drodze upajam się jeszcze oszronionymi widokami pól i łąk. Kiedy wysiadłem na stacji to trochę zirytowało mnie zachmurzenie, którego – według prognoz pogody, prawie miało nie być. Jednak z każdą minutą utwierdzałem się w przekonaniu, że klimat wyprawy robi się coraz lepszy i mroczny.

Warto też wiedzieć, że na końcu wsi znajduje się ośrodek rekreacyjno-wypoczynkowy “Biały Daniel” w Sośniach, chociaż terytorialne leży on już w Mojej Woli, która jest definiowana jako osada. Miejsce to sprawia bardzo pozytywne wrażenie, podobnie jak strona internetowa ośrodka, na której można zapoznać się z jego ofertą: https://www.bialydaniel.sosnie.pl/index.php

Za ośrodkiem zaczyna się park w Mojej Woli, którego powierzchnia wynosi 10,1 ha i który w całości jest chroniony jako pomnik przyrody. Napiszę o nim odrębny artykuł, w którym skupię się m. in. na niezwykłym pałacu. Jest on prawdopodobnie tylko jednym z dwóch tego typu obiektów w Europie, których elewacja jest wyłożona korą z dębu korkowego (uzupełnione korą dębów rodzimych). 

Za parkiem zaczynają się wspaniałe lasy, które będą mi towarzyszyć już przez przeważającą część wyprawy. Właściwie to park płynnie przechodzi w las, co jeszcze bardziej mi się podoba.

Przez Moją Wolę i okolice przepływa rzeka Młyńska Wola, której długość wynosi ok. 40 km. Jest ona lewym dopływem Baryczy, do której wpada połączywszy się przed ujściem z Polską Wodą. W lesie wygląda bardzo klimatycznie.

Na prawo od rzeki rozciągają się gospodarcze sośniny, które przechodzą obecnie przez etap trzebieży. Ich efektem są spore składy drewna przy leśnych duktach.

Po przejściu około 1,5 km odwiedzam dąb szypułkowy, który jest opisany przez leśników jako pomnik przyrody, ale w rejestrach nie figuruje. Drzewo to również opiszę w artykule o pomnikowych drzewach gminy Sośnie.

Subtelne niuanse w leśnym świecie coś mi oznajmiają. W tym niemym i bezwietrznym odczytywaniu przyrodniczych sygnałów przeczuwam, że niedługo będę podziwiał coś bardzo osobliwego.

Jeszcze przeważają lasy sosnowe, ale tam dalej, w poświacie mroźnego zamglenia, coś się czai…

Pień brzozy został pomalowany przez mchy, bez gładzenia i szpachli, za to efekt i tak powala. ;))

W lesie mijam Hubertówkę, ale nie wchodzę na jej teren, z uwagi na tablicę informacyjną o zakazie wstępu (teren prywatny). Jednak bardzo podoba mi się zarośnięty klimat otoczenia domku.

Droga za Hubertówką jest obsadzona okazałymi dębami. Nie są to kolosy gatunku, ale klimat tworzą zacny.

I wreszcie znajduję to, co czułem z oddali, że się w lesie czai. Teraz doceniłem mroczną aurę całkowitego zachmurzenia, które nadaje mokradłom fenomenalnej scenerii!

Po obu stronach drogi rozciągają się takie widoki. Nieprzystępne, nieprzebyte uroczyska, mokradła i bagna, skrywające w sobie tajemnicę Jožina z bažin! ;))

W tej kompletnej ciszy, wszystko wyglądało jak niekończący się obraz namalowany przez lasy.

Dopiero płynąca woda zdradzała, że to nie jest obraz, lecz żywy las. Prawdziwy, chociaż bezwietrzny, jeszcze pogrążony w zimowym śnie.

Wypatrywałem i fotografowałem kolejne arcydzieła mszastej sztuki malarskiej.

Ta szara, mroczna i szorstka odsłona lasu jest ciszą przed zieloną energią, którą częściowo uwolni marzec, a w pełni kwiecień i maj.

Doszedłem w pobliże kolejnej miejscowości – Szklarki Śląskiej. Tu również widoki są zachwycające. Po jednej stronie mokradła, po drugiej rozległe polany i polne miedze.

Pomimo panującej szarości, można spotkać zieleń, chociaż bardzo ciemną, jakby starością i kurzem pokrytą.

Szklarkę Śląską ominąłem skrajem lasów i podążałem do najważniejszego celu wyprawy, który znajduje się w lesie na terenie Móżdżanowa.

Przeszedłem obok pięknego dworu myśliwskiego, który został wybudowany w latach 1890-1902. Po II wojnie światowej dwór użytkowany był przez gospodarstwo rybackie. Obecnie stanowi własność prywatną.

I w końcu doszedłem do Niego. Dębowego Króla Doliny Baryczy. To potężny dąb szypułkowy “Jan”, któremu poświęcę odrębny artykuł. Spędziłem przy Jego Grubości i Wysokości ponad 40 minut.

Następnie musiałem się cofnąć do Szklarki Śląskiej. Wypatrzyłem kilka saren, natomiast za dworkiem myśliwskim w Móżdżanowie podziwiałem aleję lipową.

Uwieczniłem też kilka bezwietrznych kadrów leśnego przemijania, które jednak powstały m. in. w wyniku działalności wiatru. 

I te niezwykłe mokradła, przyciągające swoją niedostępnością, szeptami leśnych stworzeń i dającym się wychwycić zmysłami, przedwiosennym poruszeniem wielu mieszkańców lasu.

Szybkim marszem przeszedłem przez Szklarkę Śląską, ponieważ czas do odjazdu pociągu powrotnego szybko się kurczył, a do przejścia miałem jeszcze kawał terenu.

Kolejnym celem był Młynik – ostatnia wieś na planie mojej wyprawy przed Granowcem. Zatrzymałem się na chwilę przy old-skulowym przystanku PKS. Dla mnie to perełka z dawnych czasów. Wiata, pod którą nikt nie siedzi. Przystanek, na którym już nikt nie czeka na autobus, który nigdy nie przyjedzie…

Do Młynika miałem 3 km. Szosa wygodna, mało ruchliwa. Można śmiało deptać i dreptać naprzód. Pierwotnie miałem przejść się przez wieś.

Ale dostrzegłem, że można ją ominąć z prawej strony, idąc przez las. Takiej oferty się nie odrzuca. Wybrałem oczywiście drogę przez las.

Zrobiło się ciemniej, ponieważ wciąż panowało całkowite zachmurzenie, a Słońce obniżyło swój pułap na niebie.

Młynik widziałem tylko z dalszej odległości. To kolejna urokliwa, niewielka wieś otoczona lasami.

Naokoło rozciągają się rolniczo-leśne panoramy. Chciałem wejść na ambonę myśliwską, ale zrezygnowałem, bo czasu było coraz mniej.

Przez Młynik przepływa ciek wodny Polska Woda. Ponowne wszedłem na tereny leśne. To już są lasy Granowca – ostatnie większe kompleksy leśne na szlaku kolejowym Oleśnica – Ostrów Wielkopolski. Na nożnym liczniku pękło 25 km. Czyli zbliżał się koniec mojej wyprawy. Kiedyś tu byłem kilka razy z paczką wrocławskich grzybiarzy.

Poza tym wpisem, który jest ogólną relacją z wycieczki, opublikuję jeszcze 3 odrębne artykuły.

1) W pierwszym opiszę ogromny dąb “Jan” z Móżdżanowa,

2) W drugim skupię się na pomnikowych drzewach gminy Sośnie,

3) Trzeci artykuł w całości poświęcę parkowi w Mojej Woli.

Oczywiście na blogu będę kontynuować publikację wpisów z zeszłorocznej, dwudniowej wycieczki sierpniowej, którą treehunterzy nazwali “lubusko-zachodniopomorską”. 

Tuż przed 16:30 przyszedłem na stację PKP w Granowcu, czyli około 30 minut przed przyjazdem pociągu powrotnego do Wrocławia. To była intensywna wyprawa, w większości wymagająca szybkiego tempa, ale były też chwile zwolnienia i leśnego upojenia. Poza przepięknymi terenami gminy Sośnie, zapamiętałem przede wszystkim niezwykłą i przenikliwą leśną ciszę, na którą w naszych warunkach pogodowych, rzadko można trafić.

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.