facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 15 lip, 2020
- brak komentarzy
Po leśnym przebudzeniu.

Po leśnym przebudzeniu.

Kolejna, fascynująca i niezwykła wycieczka na Wzgórza Twardogórskie zaliczona. Od ezoterycznego i mistycznego, skąpanego we mgle poranka do późnego popołudnia, które niebo ubarwiło mi licznymi chmurami kłębiastymi.

12 lipca 2020 roku. Poranek w Bukowinie Sycowskiej. Ciszy smak, mglisty blask. Płomień drzemie, leśne brzemię dźwiga nowy dzień w gałęziach i konarach – leśnych barkach. Jeszcze nie przebudzenie, choć już nie spanie. Letarg i leśne drzemanie.

Gdy opada mgła, lśni poranna rosa. Jej krople zwiastują nowy dzień, w kalendarzu nieznany jego bieg – wolna przestrzeń. W lesie nadal głęboki cień, mistyczna toń, wciąż lip kwitnących woń. Zielona lasu moc, rozpostarty baldachim, parasol, niczym przytulny, miękki koc.

Słońce wyżej, senna mgła niżej. Zanika szybko ustępując tron porannego królestwa jemu – bezkresnemu, błękitnemu niebu. Przyszedł przebudzenia czas, trzeba wyruszyć w las.

Lipy pachną, pszczoły na pierwsze roboty nadleciały, najliczniej z południa i zachodu, gdzie wiatry pomyślny sygnał im wysłały o drzewach miodu.

Zboża pęcznieją, kłosy puchną. Wkrótce żniw przyjdzie czas. Kombajn wjedzie i wszystkie hurtem powali, a ziarno zabierze. Człowiek przemieli je na mąkę i pachnący chleb upiecze. Czy przy stole ktoś wspomni o tańczących kłosach na polach?

Wiatr je potargał mocniej niż kwiaty we włosach. Ulotne lipcowe chwile zacząłem oglądać w bukowińskiej krainie. Zbożem zachwycony, porankiem olśniony i wciąż lasem nienasycony.

Nawet gdy zmęczony późną, popołudniową porą, ponownie szedłem obok zboża, niewielką, wyboistą i wąską drogą. Nadal wpatrzony, podziwiałem te obrazy, które wkrótce sierpień przeobrazi. Tu wciąż przyrodniczy barok dominuje, bo przecież lato w kalendarzu króluje.

GRZYBY

Obudzony, lasem pokrzepiony oraz zachwycony widokami, które zafundował mi poranek w Bukowinie, postanowiłem sprawdzić, co piszczy, szeleści, kluje się, wypiętrza i rośnie w leśnej ściółce. Ta wycieczka miała mi dać ostateczną odpowiedź na pytanie, czy możemy już mówić o ukształtowaniu się letniego wysypu grzybów na tych terenach.

Warunki pogodowe w czerwcu były jednymi z najlepszych i najbardziej optymalnych w przeciągu ostatnich wielu lat dla uformowania się letniego wysypu grzybów. Tydzień wcześniej znajdowałem piękne koźlarze czerwone i kurki. Te drugie, masowo zaczęły się pokazywać już pod koniec czerwca.

Wprawdzie zaczęło się robić coraz bardziej sucho, ale wiele razy tak bywało, że po przejściu porządnych opadów, przychodził okres bardziej suchej pogody na 2-3 tygodnie i to właśnie w tym czasie dochodziło do “wyrzutu” owocników.

Dosyć szybko po wejściu na grzybowe miejscówki, znalazłem kilka sztuk borowików usiatkowanych, z których nawet ćwierć kapelusza nie nadawała się do zebrania. Wszystkie ich części zostały kompletnie zawładnięte przez tłuste larwy.

Z usiatkami tak najczęściej bywa. Ewenementem jest znalezienie ich w większej ilości bez robaków. Trafił mi się też koźlarz babka, który okazał się całkowicie zdrowy. Byłem bardzo ciekawy, jak mają się po tygodniu mojej nieobecności koźlarze czerwone.

Ano mają się tak… Młodych owocników odnotowałem całkowity brak, a te owocniki, które nie zostały wcześniej zebrane, spotkał los rozkładu, którego działalność wspomagają żuki i robaki.

Znalazłem tylko jednego, w miarę przyzwoitego koźlarza czerwonego i jednego koźlarza pomarańczowo-żółtego. W przypadku tego drugiego to muszę nadmienić, że nie odwiedziłem najlepszych miejscówek, ponieważ byłem w innych sektorach lasu i miałem do nich za daleko.

Znacznie spadła ilość kurek. Honor amatora leśnego drobiu uratowały mi dwie miejscówki, uboższe o jakieś 90% w stosunku do tego, co gdakało tu dwa tygodnie wcześniej. :))

W sumie nazbierałem ich około 40 dag, co i tak jest bardzo dobrą i wystarczającą ilością. Nie mam jakichś wygórowanych oczekiwań na pieprzniki jadalne i z wdzięcznością przyjąłem te pachnące, żółte dary lasu.

W przeciwieństwie do pachnących kurek, znalazłem też “obcych”. Egzotyczny wygląd, który przypomina ośmiornicę lub rozgwiazdę (chyba tę drugą bardziej) i smród jak nie jedna, ale pięćdziesiąt jasnych choler. :)) To okratek australijski – śmierdziel, który w tej kategorii rywalizuje ostro z naszym rodzimym sromotnikiem smrodliwym vel. bezwstydnym.

O ile egzotycznie wyglądające owocniki prezentują się intrygująco, o tyle zapach tego grzyba przyprawia o mdłości i chęć jak najszybszego oddalenia się od niego. Ciekawostką są stanowiska, w których je znalazłem, ponieważ w poprzednich latach w ogóle ich tam nie spotykałem.

Czyli nie dość, że obcy (ten gatunek naturalnie u nas nie występował, prawdopodobnie został zawleczony wraz z ziemią i roślinami sprowadzonymi z Australii do europejskich ogrodów botanicznych i zaaklimatyzował się), z intrygującym kolorem i kształtem imitującym faunę rafy koralowej oraz śmierdziel nieprzeciętny to jeszcze agresor i zdobywca nowych terenów.

Z naszych, znacznie przyjemniejszych zapachowo grzybów można znaleźć kilka gatunków muchomorów, w tym twardawe, czerwieniejące czy mglejarki. Licznie pokazują się różnobarwne gołąbki, przy czym dominują te z czerwonawymi barwami kapeluszy.

Miejscami można znaleźć sporą koncentrację gołąbków na niewielkiej powierzchni. To dosyć ryzykowna do zbierania i spożywania grupa grzybów, ponieważ część gołąbków czerwono-kapeluszowych jest jadalna, a część nie. Niektórzy zalecają w ich przypadku próbę smakową (jadalne są łagodne, niejadalne lub trujące – piekące). Natomiast wszystkie są kruche i bardzo podatne na zaczerwienie.

Kolejny, koźlarzowy kapeć i jeden z muchomorów. Ogólnie to jeszcze milej chodzi się po lesie, kiedy można sfotografować co nieco z mykologicznej drobnicy, zwłaszcza po kilku, bardzo bezgrzybnych okresów letnich na Wzgórzach Twardogórskich.

Po raz pierwszy w tym sezonie znalazłem tęgoskóry cytrynowe vel. pospolite. Z doświadczenia i praktyki wielu poprzednich sezonów pokuszę się o tezę, że jak zaczęły się pokazywać tęgoskóry, to bez względu na pogodę, będzie je można znaleźć co najmniej do końca sierpnia.

Drugi, bardzo pospolity, niejadalny gatunek grzybów, który można znaleźć w letniej porze to ponurnik aksamitny vel. krowiak aksamitny. Ten grzyb, zwłaszcza jego młode owocniki robią grzybiarza w konia nie mniej niż goryczaki żółciowe, imitując podgrzybka lub prawdziwka. Często dopiero po wykręceniu grzyba wiadomo, że zostaliśmy puszczeni w grzybowe maliny. :))

Zupełnie innym rodzajem grzyba, który można spotkać najczęściej na skrajach lasu na młodych pędach dębów to mączniak prawdziwy dębu, który w zeszłym roku wyjątkowo intensywnie atakował nasze piękne dęby. W tym roku jest go na szczęście o wiele mniej.

JAGODY

Sezon jagodowy rozkręcił się na dobre. Mamy w lasach wielką ilość tych cennych owoców i jeżeli zdrowie pozwala to można udać się do lasu na cały dzień i naskubać ich do woli. Trzeba jeszcze tylko zmobilizować się do ich zbioru co jest trudną do przebrnięcia sztuką.

W tym roku sezon jagodowy powinien potrwać co najmniej do połowy sierpnia lub jeszcze dłużej, chociaż ja tradycyjnie planuję go zakończyć pod koniec lipca. Sierpień to czas odpoczynku, urlopu, leśnych wycieczek, ewentualnie zbioru jeżyn (jak lenistwo mnie nie dopadnie). ;-))

“WARAN” ZWINKA Z LASU

Pod koniec wycieczki, kiedy przechodziłem w pobliżu niewielkiego skupiska dębów i buków coś zaszeleściło na wyschniętych, zeszłorocznych liściach. Ujrzałem “warana” (jaszczurkę zwinkę), który znieruchomiał na mój widok i przyglądał się mi podejrzliwie. Od razu chwyciłem aparat i uwieczniłem to piękne zwierzątko w obiektywie.

CO W LEŚNEJ DUSZY GRA I HULA?

Rytuał i przebieg moich całodniowych wycieczek do lipcowego lasu jest podobny. Najwięcej czasu zajmuje oczywiście zbiór jagód, ale około 1,5 do 2 godzin poświęcam też na oględziny stanowisk grzybowych i zrobienie kilkudziesięciu, czasami więcej zdjęć.

Trochę zgubiłem wątek, ale odpowiadając na pytanie o stan zagrzybienia w bukowińskich i okolicznych lasach to nie zauważyłem żadnego symptomu zbliżającego się, letniego wysypu. Podgrzybków i prawdziwków nie ma w ogóle, a grzyby, które pojawiały się punktowo (koźlarze, kurki, podgrzybki zajączki) są w odwrocie.

Tym razem to już na 100% stwierdzam, że wszystko co najgrzybniejsze w tegorocznym lipcu w gminie Międzybórz przeminęło, chociaż warto jeszcze sprawdzić stanowiska na koźlarze pomarańczowożółte. Postaram się je odwiedzić podczas najbliższej wyprawy. Ten gatunek lubi zaskoczyć w czasie, kiedy inne rurkowce zanikają lub ich nie ma.

Pozostaje jeszcze pytanie, co w takim razie musie się wydarzyć, żeby kiedyś nadszedł legendarny, lipcowy, masowy wysyp grzybów na tych terenach, skoro przy tak dobrym nawodnieniu i przewadze dobrych temperatur dla rozwoju grzybów, nie doszło do poważnego ruchu grzybotwórczego w ściółce?

Czegoś zabrakło, ale czego? Może jednak miejscami było zbyt ciepło? Grzybowych humorów nigdy do końca nie poznamy. Kto wie, może w sierpniu będzie grzybniej, chociaż wydaje mi się, że takich opadów, jak w miesiącu czerwcu już nie zobaczymy, a to podstawa i baza do rozruszania śpiącej pod ściółką grzybni.

WIDOKI

Lipcowo-barokowe chwile i uwiecznienie ich na zdjęciach to konieczność i bardzo chętnie wykonywany przeze mnie rytuał podczas wycieczek. Nie obyło się bez niego i tym razem. Nieraz znajomi pytają mnie, gdzie jest tak pięknie? Odpowiedzi udzielam zawsze takiej samej. W Bukowinie i jej okolicach.

To wciąż bijące niezwykła energią i pięknem miejsca, które odwiedzam z przyśpieszonym biciem serca. W zimie są znacznie bardziej prześwietlone i łatwo dostępne, za to obecnie tworzą szczelną zasłonę i skrywają niejedną tajemnicę leśnej duszy.

Bardzo mało ludzi je odwiedza i dzięki temu jest tu czysto. W sektorach częściej uczęszczanych, a zwłaszcza w pobliżu dróg i szos, śmieci przybywa w tempie geometrycznym. Czy to się kiedyś zmieni? ;((

Lasy w obiektyw złapane, z otaczającymi je polami i łąkami. Chociaż zdjęcia są jeszcze “ciepłe” i dopiero co zrzuciłem je na dysk, myślami jestem ponownie w lesie. To chyba ten moment, kiedy hobby zamienia się w fanatyzm. U mnie nastąpiła ona już 33 lata temu. ;))

Do weekendu coraz bliżej, w związku z czym napięcie przed-wycieczkowe wzrasta. Darz Grzyb! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.