facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 08 lis, 2016
- 2 komentarze
Od świtu do zmierzchu w lesie.

Od świtu do zmierzchu w lesie.

5 listopada 2016 roku. Pierwsza wycieczka w nowym miesiącu na Wzgórza Twardogórskie. Dzień ucieka w zawrotnym tempie dlatego warto zacząć wyprawę równo ze świtem, aby przejść zaplanowane kilometry za dnia. W tygodniu, grzybiarze relacjonowali na bieżąco o sytuacji w dolnośląskich lasach. Wynikało z nich jednoznacznie, że mamy nadal wspaniały wysyp grzybów, przede wszystkim podgrzybków. Ale pojawiały się też doniesienia o prawdziwkach, kaniach, opieńkach, miejscami zielonkach. Czyli grzybowa jesień trwa w najlepsze. Już 5 tydzień ;))

Zatem listopad kontynuuje to, na co wszyscy grzybiarze czekali cały rok. Moim celem jednak nie były wyłącznie grzyby. Chciałem zrobić trochę zdjęć, odnaleźć jakieś wyjątkowe, stare drzewa, a przede wszystkim wchłonąć późnojesienny las, aby mieć energię na dalsze, wrocławskie i oławskie obowiązki oraz codzienny pęd. Tradycyjnie pociągiem, wyruszyłem z rana, aby godzinę później uciec od wielkiej cywilizacji na rzecz małej (a tak naprawdę znacznie większej) otchłani i przyrodniczej enklawy. Poranek skąpił słonecznych chwil, ale gdzieś tam przez parę minut Słońce próbowało się przedrzeć przez warstwę niegroźnych, acz jednolitych i dosyć szczelnie przykrywających niebo chmur.

Szybko zdałem sobie sprawę, że zdjęć krajobrazowych, i leśnych raczej nie zrobię zbyt wiele ponieważ duże zachmurzenie równa się kiepskiemu naświetleniu. To zaś oznacza ciemne fotki i przez to po prostu słabe, żeby nie rzec lipne optycznie. Niemniej dopóki siedzisz w lesie, wszystko może się zdarzyć. Mając to na uwadze, byłem przygotowany, aby chociaż na moment uchwycić słoneczne chwile, na które jakaś tam szansa istniała. Pozostał jeszcze świat grzybów. A ten rozpanoszył się w przepiękny i spektakularny sposób. Już na samym wejściu do lasu, zauważyłem czubajki kanie, gąski ziemistoblaszkowe, gąski zielonki oraz muchomory czerwone.

Dalej było jeszcze bardziej bogato. Rodziła się we mnie ciekawość, czy jakieś prawdziwki zawieruszyły się w liściach, mając na uwadze datę w kalendarzu i fakt, że jest już znacznie bliżej końca ich owocowania. Tutaj inspiracją był dla mnie znany na moim blogu Tazok – Rycerz Brennej ze swoją Sznupokową Damą. ;)) Skoro sam Mistrz nową nazwę wprowadził do powszechnego grzybiarstwa tak naukowego, jak i ludowego (Boletus Novemberus), zatem pozostało mi takowy gatunek znaleźć, sfocić i pokazać. Kierując się pokorą, szacunkiem i uwielbieniem do leśnych czeluści, LAS – patrząc na mnie wzrokiem dostojnych dębów, świerków, sosen i buków – podarował mi ów gatunek, pewnie nieco dziwiąc się, jak wielką radość mi to sprawiło. ;))

Świat grzybów, pomimo coraz większych chłodów, kluje ogromne ilości grzybowego bractwa rurkowego, blaszkowego, śluzowatego, purchawkowatego, hubiakowego i wszelakiego innego. Doprawdy można się zachwycić i zadziwić, jak wiele gatunków grzybów “produkuje” leśna Świątynia tej jesieni. Chociaż wziąłem mniejszy koszyk i wiaderko, bez większego wysiłku nazbierałem czubato, stosując w koszu rajstopowy system zwiększenia pojemności. ;)) Prym wiodą podgrzybki. Cały czas przeważają młode i bardzo młode owocniki. W zależności od miejsca – więcej jest zdrowych lub robaczywych. Jest ich jednak na tyle dużo, że zdrowizny można naciachać aż miło.

Nazbierałem też gąsek zielonek, niekształtnych, kani, kilka kępek opieniek, dla urozmaicenia trochę maślaków i koźlarzy szarych. No i 16 zdrowych boletusów novemberusów się trafiło. Kilka większych, w stanie przemoczenia, sflaczenia i zarobaczywienia pozostawiłem w lesie, aby rozsiewały potomstwo na przyszły sezon. ;)) Biało-czerwone wojsko muchomorów czerwonych nadal przegrupowuje swoje siły. ;)) Rosną szeregowo, kolumnowo, pojedynczo i mnogo. Na wprost i na wspak, w końcu byle jak (jak to czasami w wojsku.) ;)) Ilości gąsek ziemistoblaszkowych nie do ogarnięcia i nie do wyzbierania. “Zaszalałem” i wziąłem 10 na ozdobę. Lejkówki, gąsówki fioletowawe, lisówki pomarańczowe i dziesiątki innych gatunków w ilościach hurtowo-jesiennych. Nawet pieczarki po skrajach lasu wyłażą spod namokniętej gleby.

Może nieco więcej napiszę o pierwszym prawdziwku, którego znalazłem. Przede wszystkim wyrósł on w miejscu, w którym podczas największego wysypu tego gatunku, nie spotkałem tam ani jednego boletusa. Jest to taka niewielka kępka drzew, w której dominującym gatunkiem jest topola osika. Tam zbieram gąski zielonki. Jednak żeby prawdziwek wyrósł w osikach? Coś mi nie psuje. Obejrzałem drzewostan wokół “osikowego” prawdziwka centymetr po centymetrze. Nieco dalej rośnie kilka brzózek, a jeszcze dalej młode sosny. Chciałem po prostu przekonać się, czy prawdziwek mógłby wyrosnąć w samych osikach, tym samym tworzyć z nią mikoryzę. Jednak brzozy i sosny rosną wystarczająco blisko i to rozwiało moje wątpliwości. Wprawdzie wyrósł on w osikach, ale “kablami” połączony jest z sosną lub brzozą. ;))

Ciągle klują się młode kanie. Jest to wyjątkowo fotogeniczny grzyb. Nie dość, że osiąga rozmiary, dzięki którym nie trzeba kupować extra obiektywu makro do jego fotografowania, to jeszcze bardzo często “wyłazi” z lasu na otwarte przestrzenie, dzięki czemu wspaniale prezentuje się na tle krajobrazu. Wiele gatunków, szczególnie kiedy gleba i ściółka jest obficie nawodniona także “wypełza” na skraje lasów, czasami nieco dalej, ale dysponując mniejszymi gabarytami nie wyglądają tak spektakularnie jak czubajki kanie. Oczywiście kanie to wyśmienity grzyb jadalny i smakuje wybornie. Ktoś, kto jest wegetarianinem, a chciałby zjeść kotlety to nie ma lepszego materiału zastępczego od kani. ;))

Właściwie to mamy obecnie taką sytuację z grzybami, jaka powinna być każdej jesieni. Można podziwiać ich ilość i różnorodność. Skąd ta przyroda ma tak nieokiełznaną wenę twórczą? Jaką trzeba mieć wyobraźnię, aby wyróżniać się takim bogactwem kolorów i kształtów? Jeżeli w najbliższym czasie będziesz w lesie to zrób mały eksperyment. Przez 15-20 minut skup się na wszelkich gatunkach grzybów. Zwracaj uwagę na każdy, dosłownie każdy gatunek. Zobaczysz, jaki “tłok” panuje w lesie. I dla wszystkich jest miejsce, ba – nawet jeszcze raz tyle by się zmieściło. Przyroda wszystko równoważy w doskonałych proporcjach. Gdzie okiem nie spojrzeć, tam gdzieś coś wyrasta. Ładnie wyglądają przyozdobione podstawy drzew koloniami łuskwiaków nastroszonych. Rośnie też dziesiątki innych, mniejszych gatunków grzybów.

Na zdjęciach poniżej widać m.in. muchomora czerwonego i koźlarza babkę, które chciały “poczuć” się kanie. Dumnie i odważnie wyrosły na skraju lasu, aby popatrzeć nieco na tereny po których Lenart biega tam i z powrotem. Muchomory tej jesieni, chyba postawiły sobie za cel wyrośnięcia pod każdą leśną brzozą. Wiele razy spotkałem pojedynczą brzózkę, a pod nią stado muchomorów. Widok jak z bajki. Niektóre z nich zachowują natomiast wojskową dyscyplinę i rosną szeregowo. Na komendę “kolejno odlicz”, one nie zareagowały… I nie ma się co dziwić. Co im jakiś grzybiarz komendę ma wydawać? Nic z tego. Może gdybym był prawdziwkiem to by posłuchały, a tak – zlekceważyły mnie, chociaż trzeba im przyznać, że pięknie ustawiły się do zdjęcia. ;))

Zauważyłem już bardzo dawno pewną prawidłowość odnośnie miejsc wzrostu muchomorów. Jeżeli mamy same brzózki lub pojedynczą brzozę to muchomory rosną tuż pod nią lub w jej pobliżu. To logiczne i oczywiste. Sytuacja zmienia się, jeżeli mamy przewagę sosen i kilka brzóz. Wówczas muchomorów najwięcej rośnie pod sosnami pomimo, że sztamę trzymają z brzozami. To naprawdę niezwykłe. Podobną kombinację obserwuję wśród koźlarzy pomarańczowo-żółtych. Mikoryzowo jego grzybowa moc łączy się z brzozami, ale gdy ma wokół siebie sosny to częściej pod nimi wyrasta. Za to jego krewny z topoli osik – koźlarz czerwony jest zdecydowanie mniej roztargniony. Musi mieć topolę w pobliżu i nawet, jeżeli rosną obok inne gatunki drzew – jego kapelusze trzymają się bliżej mikoryzowego gospodarza.

Za to prawdziwki są wyjątkowo “rozhulane” i niewierne, jeżeli chodzi o trzymanie się danego gatunku drzewa. W tym sezonie znajdowałem je w samych sosnach, w młodych bukach, świerkach, dębach a nawet w brzozach. Prawdziwek jest jednak królem, a królowi wolno rosnąć wszędzie i nic nam do tego. ;)) Po przejściu kilku miejsc, koszyk miał już dno zakryte, w którym dominowały gąski zielonki i czubajki kanie. Trzeba było zobaczyć, co się dzieje w starszym nieco lesie sosnowym. Tam również duża ilość gatunków grzybów, nie dała mi przejść obojętnie. Zaczęły pojawiać się pierwsze podgrzybki.

Generalnie bez żadnego, specjalnego wyszukiwania, podgrzybki co chwilę wystawały ze ściółki, chociaż – mając coś z natury kameleona – finezyjnie i subtelnie próbowały zlać się otoczeniem. Na horyzoncie widać było przecięty młodnik, który kilka lat temu bardzo obfitował w prawdziwki. Coś się w nim jednak “zacięło” dwa lata temu i zarówno w zeszłym, jak i w tym roku, ani jednego boletusa tam nie znalazłem. Pomyślałem sobie, że i tak się po nim przejdę, po prostu z ciekawości i również dlatego, że jest mi po drodze. Niewygodnie się tam chodzi. Po przecince leży multum gałęzi, łatwo o wywrotkę i poślizg. Ale co tam. Nie po takich terenach chodzę. Jak tam wszedłem to nie mogłem się napatrzeć. Podgrzybek obok podgrzybka. Ewidentnie znalazłem się w strefie grzyba. Małe, średnie, duże, zdrowe, robaczywe, twarde, miękkie, zapleśniałe i wszelkie inne, jakie sobie dusza zapragnie. Brakowało tylko suszonych i marynowanych. ;))

Koszyk niebezpiecznie zaczął się szybko wypełniać. A przecież jeszcze tyle kilometrów do przejścia. Postanowiłem w związku z tym przejść tylko w jedną stronę, bez zbytniego odbijania w lewo lub w prawo. To wystarczyło, aby kosz i wiadro miały już zagrzybionej 75% swojej pojemności. To jest moje podejście do grzybobrań. Jeżeli już zrobiłem full zapasów/zapraw/suszu/mrożonek, to po co po raz kolejny taszczyć 20 kg grzybów? Specjalnie wziąłem znacznie mniejszy koszyk i wiaderko, aby spożytkować zbiory raczej na bieżącą konsumpcję, niż “robić” 60 czy 70 słoik suszu. Na ten rok wystarczy. Las to nie tylko grzyby. ;))

Las chyba wyczuł moją intencję, że nie będę kosić grzybów jak oszalały i odwdzięczył mi się 1000-krotnie. Przede wszystkim obdarował mnie jeszcze gąskami zielonkami, których na Wzgórzach jest naprawdę mało. No i te magiczne w tym sezonie prawdziwki. Łącznie 16 sztuk, niektóre jak malowane. Jestem przekonany, że dziesiątki (jeżeli nie setki) podgrzybków zostawiłem w kilku miejscach, a i tak musiałem użyć rajstopowego systemu zwiększenia pojemności koszyka, aby móc dowieść (nie gubiąc po drodze), to, co tylko spotkałem na trasie wycieczki.

Następnych kilkadziesiąt zdjęć częściowo ukazuje Ci, co rosło po drodze i jakie widoki zastałem w bukowińskich lasach. Od początku wycieczki las wiedział, że “poluję” na słońce. Także je otrzymałem. Tuż przed godziną 15-stą świecąca mieszanina gorąca, światła i pierwiastków chemicznych, wyszła zza chmur nisko nad horyzontem i to w miejscu doskonałym do robienia zdjęć. Czy to przypadek i fuks? Czy jednak las wyczuwa ludzi, którzy patrzą na niego nie tylko przez pryzmat bicia grzybowych rekordów lub pozyskiwania ich w celach zarobkowych? Nie sądzę. Widoki, które miałem przez moment, były rewelacyjne. Radość oglądania, fotografowania i zachwyt nad grzybową i nie tylko mocą lasu. ;))

Pod koniec wycieczki robiło się coraz ciemniej, coraz mroczniej, w końcu coraz bardziej niesamowicie. Jakże inne drzewa, droga, dosłownie wszystko. Godzina 16:44 mój ostatni podgrzybek, pewnie z wytrzeszczem oczu, jakbym Jozina z Bazin zobaczył. A może to duch lasu prowadził na stację do Bukowiny? Ciemności zapanowały, a ja jeszcze w lesie, zupełnie innym, niesamowitym, jeszcze bardziej tajemniczym i wciągającym. Do tego księżycowy “rogalik” leniwie wychylający się zza chmur i żywioł wiatru poruszający drzewa i ich gałęzie. Ostatnia przerwa i zaduma pod potężnym dębem (Polnym Wodzem), opisanym przeze mnie na blogu – ogromnym pięciometrowym w obwodzie kolosem rosnącym przy skraju lasu.

Spójrzcie kiedyś na stare, wielgachne drzewo wieczorem. Czy to tylko wyobraźnia działa, czy chłoniemy zmysłami energię i tajemnicę, której najwięksi poeci nie potrafią opisać? W końcu dochodzę do stacji i tam równie nieprawdopodobny wieczorną porą Bukowinian – majestatyczny i wielki klon srebrzysty górujący nad małą, hipnotyzującą stacyjką. Jeszcze godzina podróży z powrotem do Wrocławia i zakończył się sobotni sen. Sen w pełni realny i budzący tylko chęć jak najszybszego jego powtórzenia. Magiczna jesień na Wzgórzach Twardogórskich trwa… ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Pan Borowik //08 lis 2016

    Fotki i opis bardzo ładne. Nie wiedziałem o tym blogu. Świetna sprawa. Dla dolnośląskich grzybiarzy i nie tylko to wartościowy portal. 😉

    • Paweł Lenart //09 lis 2016

      Witaj! 😉 Dziękuję za dobre słowa i serdecznie pozdrawiam. 😉