facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 18 maj, 2016
- 2 komentarze
Majowy rekonesans po Borach Dolnośląskich.

Majowy rekonesans po Borach Dolnośląskich.

14 maja 2016 roku. Trzeci „zimny ogrodnik” w kalendarzu. Jego imię to Bonifacy. O ile dwóch jego braci przeszło w tym roku na ciepło, to Bonifacy przyniósł zimny poranek z umiarkowanym, północnym wiatrem, potęgującym przeszywające zimno. Może chciał się przypodobać „zimnej Zośce”? A mówią i śpiewają, że kobiety są gorące. ;)) W tym właśnie dniu, doszło do legendarnego spotkania dwóch grzybiarzy.

Jeden z Wałbrzycha, drugi z Wrocławia (obecnie z Oławy). Kilka tygodni obmyślali wspólny plan wiosennego rekonesansu w miejscu, o którym można napisać sagę, epopeję, powieść i historię. Miejsce to, nazwano Borami Dolnośląskimi. Czym są te tereny? Kiedyś w wywiadzie z Łukaszem, nazwałem je Mekką grzybiarzy, czyli 1650 kilometrów kwadratowych grzybowo-leśnego kultu. Skąd tak pompatyczna i trącająca wręcz fanatyzmem, nazwa do terenów leśnych?

Każdy, kto choć raz był w Borach ten zapewne zobaczył ich niezwykłość, unikatowość i niezliczoną ilość tajemnic, które skrywają się na tym ogromnym obszarze. Smaczku dodają opowieści grzybiarzy, które podgrzewają emocje do granic czerwoności. Co takiego jest w tych dostojnych Borach? Borowiki szlachetne, zwane prawdziwkami? Borowiki sosnowe? Gąski zielonki, rosnące w szczerym piachu i zdradzające swoją obecność w postaci pęknięć i uwypukleń w piachu?

Koźlarze pomarańczowożółte, wielkie jak pokrywki od wiader? Kurki, wyrośnięte jak ludzka ręka? Nieprawdopodobne wysypy grzybów? Kilometry wrzosowisk, które widać po horyzont? Unikatowa przyroda z wyjącymi wilkami? Myślę, że połączenie tych wszystkich absolutnie wyjątkowych zalet Borów, stanowi esencję i spełnienie marzeń każdego, kto szuka w przyrodzie dolnośląskiej, zahaczającej częściowo o województwo lubuskie czegoś, czego nie ma nigdzie indziej.

Zapytaj miłośnika starych drzew o dendrologicznego króla Polski. Bez wahania odpowie: dąb. Zapytaj grzybiarza na Dolnym Śląsku o króla grzybów i najbardziej wyjątkowe miejsce na grzyby. Odpowie Ci  – prawdziwek i Bory Dolnośląskie. Te nazwy budzą niezwykle głębokie emocje, powagę i uczucie, że mówi się o czymś niezwykłym i jedynym w swoim rodzaju. Do Borów, przyjeżdża w sezonie grzybowym połowa Polski.

Lasy te są wyjątkowo szczodre. Ludzie wywożą grzyby w bagażnikach samochodów i w wielgachnych koszach. Handlarze mają swoje żniwa, przetwórnie owoców runa leśnego także. To grzybowy spichlerz Polski. Niewątpliwie olbrzymim plusem dla większości grzybiarzy jest nizinny charakter Borów, dzięki czemu łatwo i przyjemnie się chodzi.

Są też grzybiarze, którzy – zanim nadejdzie wielki, grzybowy boom w Dolnośląskich Borach – robią rekonesans, aby w ciszy i spokoju, bez nawoływania typu „Franek, Józek, Zośka, Jadźka”, itp. podglądnąć czar wiosennego życia w tej orkiestrze dętej przyrodniczego fenomenu. Wybiła godzina 7 rano. Słońce w najlepsze oświetlało legendarne Bory.

Po zaparkowaniu samochodu, ruszyliśmy w teren. Najbliższym miasteczkiem, oddalonym od nas wiele kilometrów była Iłowa. Dla mnie był to wyjazd podwójnie wyjątkowy, gdyż – poza osobistym poznaniem Łukasza – grzybiarza z kodeksem honorowym i wielkiego pasjonata przyrody – po raz pierwszy miałem przyjemność przedreptać po tej części Borów.

Jak większość grzybiarzy, wchodzących do lasu, pobieżnie obejrzeliśmy ściółkę leśną. Oględziny stanowczo dawały jedyną konkluzję. Sucho. Nic nie rośnie, szkoda łazić. Tylko, że my nie przyjechaliśmy wyłącznie z nastawieniem na zbiór grzybów. Przecież to dopiero połowa maja. Łukasz chciał mnie oprowadzić po terenach, które są dla niego sacrum grzybowego rzemiosła.

Ponieważ już swoje w życiu wywłóczyłem się po lasach, to od razu, poczułem moc tych miejsc. Grzyb ściele się tam gęsto i często. ;)) Tereny przepiękne, zmieniające się co chwilę, jak w kalejdoskopie. Zagajniki sosnowe, wrzosowiska, łąki i użytki ekologiczne, dębowe aleje, brzeziny, mokradła i bagna, piaszczyste wydmy, pasy przeciwpożarowe, bory jagodowe, w końcu miejsca zarośnięte i nieco zdziczałe.

Drzewostan, jak w każdych lasach – zróżnicowany gatunkowo i niby taki sam. No właśnie – niby. W każdym kompleksie leśnym, można odnaleźć jakieś perełki dendrologiczne. A to sosna powykrzywiana i wykoślawiona na wszystkie strony. Innym razem dąb, chylący się ku upadkowi i ziejący dziuplami na odległość. W końcu brzoza, z malowniczymi guzami i naroślami.

Ktoś kiedyś powiedział: „Bo każde drzewo inne jest”. To wielka prawda. Wchodzimy coraz bardziej wgłąb, przecinamy różne drogi, dróżki, dukty i ścieżynki. W końcu jest nasz pierwszy grzyb! To koźlarz brązowy. Podsuszony, popękany, robaczywy na maksa. Ale jest! Honor uratowany! Pierś dumnie i prężnie do przodu! ;))

Po około 2,5 godzinach chodzenia, czas na przerwę. Po drodze nie możemy się nagadać o lesie i grzybach. Historii do opowiedzenia tysiące, a czasu tylko kilka godzin. Łukasz to pasjonat ornitologii. Opowiada o ptakach i o stanowisku wilgi zwyczajnej w miejscu, w którym właśnie zatrzymaliśmy się.

Czy słyszałeś kiedyś wilgę w lesie? To jeden z najbardziej egzotycznych głosów naszego ptactwa leśnego. Niezwykle czujna i płochliwa. Nagle, za plecami – kilka metrów nad ziemią, na jednej z sosen, usiadła na chwilę i popatrzyła na nas. Szybko odfrunęła, ale sam fakt, zobaczenia wilgi jest niesamowity, mając świadomość jej skrajnej ostrożności i unikania ludzi.

Ruszamy dalej. Co jakiś czas, znajdujemy odchody wilków. Są wokół nas. Chociaż ich nie widzimy i nie słyszymy, czujemy podskórnie, że gdzieś się czają te niezwykłe zwierzęta. Przed nami zaczyna się nieco przerzedzony las, po jego prawej stronie, znajduje się na kilkadziesiąt metrów szeroki pas przeciwpożarowy.

W Borach Dolnośląskich zawsze możemy być zaskoczeni i to nawet w pozornie niesprzyjających warunkach dla grzybów. Znajdujemy pierwszego borowika sosnowego! To jak szóstka w totolotka. Młody, wyblakły, smagany zimnym wiatrem, ale zdrowy. Gdyby warunki były korzystne, Bory jedne wiedzą, z czym wrócilibyśmy z majowej wyprawy. ;))

Borowiki sosnowe to obok borowików szlachetnych, zwanych prawdziwkami jedne z najcenniejszych grzybów jadalnych. Urzekają swoim wyglądem, kolorem i zapachem. Są bardzo poszukiwane, a że jest ich zdecydowanie mniej niż prawdziwków, stanowią wyzwanie i wspaniałą atrakcję dla grzybiarzy.

Zauważyłem, że dla Łukasza to gatunek kultowy. ;)) Dla mnie też, chociaż na Wzgórzach Twardogórskich, borowiki sosnowe są już bardzo rzadko spotykane. Znacznie rzadziej niż w Borach. Po wykonaniu chyb 40-stu zdjęć ze wszelkich możliwych stron, Łukasz nagrał jeszcze filmik z bohaterem naszej wyprawy i ruszyliśmy dalej…

Czy jeszcze czymś nas Bory zaskoczą z grzybowego punktu widzenia? Chyba nie… Nie zapomnij, że przecież to dopiero 14 maja. Wariaci tacy, jak my na to jednak nie zważają, tylko kręcą głową non stop na lewo i prawo, wybałuszają oczy i „prześwietlają” ściółkę w poszukiwaniu choćby najmniejszych oznak życia grzybowego.

Idziemy przez kolejne, przepiękne i tajemnicze tereny. Poza grzybami, można w lasach trafić na np. pozostałości maski gazowej na drzewach, jakiś niewypał z drugiej wojny światowej, albo po ćwiczeniach wojskowych lub na uśmiechniętego krasnala. Chyba z nas „polewał”, że tak wcześnie chodzimy za grzybami. ;))

Rozmawiając z Łukaszem na temat lasów, myślistwa, zgodnie doszliśmy do wniosku, że przyczyną takich skrajności i emocji wśród ludzi na powyższe tematy jest po prostu brak wiedzy. Ludzie „wieszają” psy na leśników, myśliwych, nie mając grama edukacji w tym zakresie. Nie powiem, w każdej grupie społecznej i w każdym środowisku, znajdą się niegodziwcy, psujący wizerunek reszcie, ale wcale to nie oznacza, że należy „pakować” wszystkich do jednego wora.

Prosty przykład: jeżeli kupiłeś kilogram jabłek i jedno jest zepsute, czy to oznacza, że wszystkie, pozostałe jabłka także są zepsute? Wśród leśników i myśliwych i każdej innej nacji jest identycznie. Tylko, że ludzie, wolą być „ekspertami” hejtującymi, zamiast nieco wysilić się i zdobyć trochę wiedzy. Chociażby tej podstawowej.

Czas płynie szybko, idziemy przez stary las, środkiem piaszczystej drogi. Rośnie na niej niezbyt wysoka trawa. W pewnym momencie, nasze gałki oczne, mało nie wyskoczą! Majowe maślaki zwyczajne! 5 sztuk. Ponowne, wielkie hura! Łukasz po drodze kilka razy mi powtarzał, że ma nadzieję je spotkać. Las nam je wyczarował. I jak tu nie mówić o wielkiej legendzie i „mityczności” Borów Dolnośląskich.

Data dla przeciętnego grzybiarza na grzyby – anormalna. Do tego sucho, zimno i bardzo „nie grzybowo”. A tu masz! 5 maślaków, jak z armaty z pobliskich poligonów strzelił! 3 robaczywe, 2 jakie takie! ;)) Powtórzę się – to mało istotne. Najważniejsze, że są i cieszą oko. Znowu aparaty fotograficzne poszły w ruch. Przez dłuższą chwilę, słychać tylko pstry i pstryk. ;))

Po maślakowym epizodzie, Łukasz oprowadza mnie jeszcze po wielu niezwykle interesujących, przepięknych i różnorodnych miejscach. Nasza wspólna wycieczka, pomału zbliża się ku końcowi. Wrażenia, jakie wynoszę z Borów, na zawsze pozostaną w mojej głowie. Tak jest zawsze, kiedy jadę w te lasy.

O naszej wycieczce, mógłbym zapewne napisać jeszcze znacznie więcej. Żeby jednak nie wydłużać tekstu do stanu ziewania, zakończę relację w tym miejscu, serwując Ci ponad 60 zdjęć, które – uwierz mi – ukazują zaledwie 0,01% unikatowości Borów Dolnośląskich.

Łukaszowi serdecznie dziękuję za wspaniałą wycieczkę, pokazanie wyjątkowych terenów i opowieści grzybowe, które nakręcają na las w sposób niekontrolowany. ;)) Bory Dolnośląskie to 1650 kilometrów kwadratowych grzybowo-leśnego kultu. Zawsze będę to powtarzać! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Sznupok //19 maj 2016

    Podziwiam Was obu nawiedzonych , włóczęgów leśnych , czas najwyższy znaleźć termin na Beskidy , ( organizację biorę na siebie ) z tym ,że w 1 dzień to możemy co najwyżej grilla zrobić . Jeśli chciałbyś/byście “liznąć ” po łebkach esencji gór to 3 dni minimum . W ogóle moim marzeniem jest wyprawa piechotą co najmniej do Pawła z Tarnowa o ile nie dalej np. w Bieszczady ale to tygodnia braknie . Może dało by się wygospodarowac czas “przed sezonem” ?? Albo w “wyprawa życia” w sezonie ?? Mnie dwa razy nie trzeba namawiać. Przemyśl propozycję . Siano / agroturystyki / namiot ? Wszystko można dogadać .Pozdrawiamy S&T

    • Paweł Lenart //19 maj 2016

      Zaproszenie przyjęte w całości! Dziękuję! Kwestia dogrania terminu i znalezienia czasu. Mailowo dam znać, kiedy mógłbym przybyć w Wasze strony i wyruszyć na wspólną wyprawę. Rzecz jasna – biorę pod uwagę 3 dni. Ognisko + włóczęgostwo górskie w zacnym towarzystwie = super spędzony czas. 😉