facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 03 kwi, 2023
- brak komentarzy
Kultowe grzybobrania. Część 20. Wrzesień 2010 roku – wielka kumulacja podstawczaków.

KULTOWE GRZYBOBRANIA.

Część 20. Wrzesień 2010 roku – wielka kumulacja podstawczaków.

Upłynęło wiele miesięcy od ukazania się 19. części kultowych grzybobrań. Najwyższy czas opublikować następną. “Przeskakuję” z 2006 roku aż o 4 sezony dalej i skupię się na fenomenalnym  grzybowo wrześniu 2010 roku. Ten przeskok wcale nie oznacza, że w sezonach 2007-2009 nie wydarzyło się nic kultowego w grzybobraniach na Wzgórzach Twardogórskich, bo tak naprawdę kultowa jest każda wyprawa w te lasy, a zwłaszcza na odcinku Twardogóra-Bukowina-Międzybórz. Tylko pod względem grzybowym było mocno zróżnicowanie i na wstępie, w dużym skrócie przybliżę sezony grzybowe 2007-2009 na tych terenach.

Jeżeli chodzi o sezon grzybowy 2007 roku to miał on bardzo klasyczny przebieg. Marek Snowarski – gospodarz portalu www.grzyby.pl opisał go w następujący sposób: “Grzyby pojawiły się wtedy kiedy ich się zazwyczaj spodziewamy tj. od drugiej dekady września i można je było obficie zbierać do połowy października, chyba że trafiło się na tereny wcześniej wyzbierane. Co ciekawe w tym roku – to wyraźnie widoczna na mapkach poniżej, strefa maksymalnych zbiorów grzybów przesuwająca się w ciągu miesiąca z północnego-zachodu na na południowy-wschód Polski. Tygodniowe mapy z września pięknie pokazują rozwój w czasie i miejsce wysypu grzybów na terenie Polski. Wysyp zaczął się w drugiej dekadzie września w północno-zachodniej Polsce następnie w ciągu 4 tygodni obszar najintensywniejszego wysypu grzybów przesunął się po przekątnej Polski, na jej południowy wschód.”

Na terenie Wzgórz Twardogórskich najlepsze grzybobrania zaliczyłem w okresie od 22 września do 15 października. Grzyby rosły w przyzwoitych ilościach, podczas wysypu przeważały owocniki zdrowe. Najbardziej obrodziły podgrzybki, za prawdziwkami trzeba było trochę pobiegać. Po połowie października, grzyby dość radykalnie zaczęły zwalniać z kluciem się młodych owocników. Na przełomie października/listopada było już po wysypie, ale szczęśliwcy mogli jeszcze znaleźć jakieś ciekawsze grzybowe niedobitki. Ogólnie był to dobry sezon, a miejscami nawet bardzo dobry. Każdy grzybiarz (jeżeli nie przespał najlepszego w grzyby czasu), na pewno był zadowolony z przebiegu sezonu i ilości zebranych grzybów.

W 2008 roku sytuacja grzybowa w czasie zasadniczego sezonu grzybowego, czyli we wrześniu i październiku była dosyć skomplikowana. Tak go opisał Marek Snowarski: “Rok 2008 nie był zbyt udany grzybowo. Latem był tylko jeden wysyp grzybów, w ostatniej dekadzie lipca, ograniczony do terenów Podkarpacia na wschód i południe od Tarnowa. Właściwy sezon grzybowy był opóźniony – objął pierwszą i drugą dekadę października. Letni wysyp był ograniczony do wschodniej części polskich Karpat. Na południu lało i lało (podczas, gdy w reszcie Polski susza) i w efekcie w drugiej połowie lipca był dość krótki, lokalny wysyp grzybów. We wrześniu i październiku jedynie zachodnia Wielkopolska (i być może Pomorze Zachodnie, ale tu trochę brakuje doniesień) cieszyły się grzybami od początku września do końca października. Wg doniesień szczególnie uprzywilejowane były lasy w okolicy Nowego Tomyśla. Reszta kraju i to w różnym stopniu – czasem bez rewelacji – mogła nazbierać grzybów w pierwszym lub drugim tygodniu października.

Na Wzgórzach Twardogórskich sierpień rozbudził nadzieję, ponieważ opady wyrobiły normę i wydawało się, że jest to dobry prognostyk przed jesienią. Jednak ściółka była mocno przesuszona, ponieważ maj, czerwiec i lipiec zapisały się jako miesiące suche, z dużymi niedoborami opadów. Pozostała nadzieja we wrześniu, że postanowi kontynuować lanie wody po sierpniu. Niestety, wrzesień przyniósł w pogodzie przewagę okupacji wyżowej i bardzo mizerne sumy opadów. W konsekwencji grzyby “wypięły” się na takie warunki i pozostały na swoich pozycjach pod ściółką, wystawiając na zewnątrz bardzo nieliczne owocniki. Dopiero październik zaczął wyrabiać opadową normę, co sprowokowało wysyp w połowie miesiąca. Był to dziwny, ponieważ nietypowo krótki jesienny wysyp. Właściwe ograniczył się do 2. i 3. tygodnia października, na początku listopada było już po zawodach, a grzyby które przetrwały, szybko skapcaniały i dopadły ich grzybożerne larwy. Najliczniej sypnęło podgrzybkami i koźlarzami, prawdziwków były bardzo mało. Pozostałe gatunki sypnęły w umiarkowanych ilościach.

Mając na uwadze obserwacje poprzednich sezonów, zgodnie z regułą, że po słabszym sezonie przychodzi lepszy, ostrzono noże i wzmacniano pałąki koszy na sezon 2009. Wyjątkowy apetyt na solidne jesienne grzybobrania, rozbudziły miesiące letnie, zwłaszcza – czerwiec i lipiec, które okazały się wilgotne. Przyniosły pierwsze punktowe wypryski grzybów, głównie koźlarzy czerwonych, topolowych, borowików usiatkowanych i kurek. Sierpień też był jeszcze dość wilgotny, jednak po połowie miesiąca nastąpiła zasadnicza przebudowa pola barycznego. Wyże na dobre umościły się nad Polską i zatrzymały dopływ wilgotnych mas powietrza z zachodu i południa Europy. W efekcie wrzesień okazał się skrajnie suchym miesiącem i o jesiennym wysypie można było tylko pomarzyć. Solidne opady deszczu rozpoczęły się dopiero przed połową października, jednak zrobiło się bardzo zimno. Wprawdzie nie było jeszcze przymrozków, ale aura przypominała bardziej zaawansowany listopad niż październikową, ciepłą odsłonę jesieni. Grzybiarze liczyli, że nadrobią grzybowe zaległości, przede wszystkim podgrzybkami.

Niestety, było już zbyt późno. Po 20. października wciąż nie było wysypu, praktycznie pojawiły się tylko maślaki i w niewielkich ilościach gąski zielonki/liściowate, pojedyncze opieńki. Wszystkie pozostałe gatunki zbuntowały się i nie zainicjowały wysypu. Pod koniec października zrobiło się jeszcze zimniej. Liście opadły, przenikliwy chłód i wilgoć rozwiały wszelkie grzybowe nadzieje. Zasadniczy sezon grzybowy okazał się bardzo kiepski. Tak o nim napisał Marek Snowarski: “Rok 2009 był w skali kraju jednym z najgorszych sezonów. Co dziwne – bo był to rok z wyjątkowo mokrą wiosną i latem. Jesienny wysyp grzybów był ograniczony do pewnych regionów Polski. Istotny wysyp pojawił się w końcu sierpnia i trwał przez pierwsze dwie dekady września w stosunkowo wąskim pasie rozpoczynającym się na Podhalu i idącym na północ Polski z lekkim odchyleniem na wschód. Analiza danych meteorologicznych pokazuje, że jego wystąpienie było związane z poprzedzającymi ten wysyp silnymi opadami deszczu w tym pasie. Północny zachód Polski w ostatniej dekadzie września był rejonem gdzie pojawiły się grzyby. Tym niemniej bez rewelacji. Śląsk i centralna Polska miały kompletnie nieudany sezon 2009.”

Sezon 2009 był dla mnie szczególny pod innym względem. Po raz pierwszy zacząłem się udzielać na portalu Marka. Jeden z moich wpisów, z wyprawy na grzyby 24 października 2009 załączam powyżej. Dobrze oddaje aurę tego kiepskiego sezonu grzybowego. Z wielką nostalgią czytam te jeszcze dość niezdarne, ale emocjonalne wpisy. ;)) Wtedy był to mój 22. sezon grzybowy, w tym roku będzie już 36.

I rozpoczął się 2010 rok…

Po bardzo nieudanym sezonie 2009, grzybiarze uznali, że gorzej już być nie może. Jednak jak to wyjdzie w praniu, czyli w lesie, to okaże się dopiero we wrześniu i październiku. Rok 2010 był czasem wielkiej wody. W maju przez Polskę przetoczyły się rozległe powodzie, przy czym powódź na Odrze była mniejsza od rekordowej z 1997 roku, natomiast Wisła toczyła wody jeszcze potężniejsze niż 13 lat wcześniej. Okazało się, że powódź tysiąclecia (tak nazwano powódź z 1997 roku), powtórzyła się zaledwie po upływie 13 lat… Pomylono się tylko o 987 lat. ;)) Na Wzgórzach Twardogórskich maj upłynął pod znakiem pierwszych grzybowych wyprysków, jednak nie było to nic nadzwyczajnego. Klasyczne grzybowe spontany kurkowe i koźlarzowe, miejscami krasnoborowikowo ceglastopore. Po majowych obfitych opadach, czerwiec “zawiesił” się z opadami i okazał się bardzo suchy. Rozpoczęły się jagody i to nich skupiłem się podczas wypraw do lasu.

Czerwiec był tylko kilkutygodniową pauzą, przed kontynuacją wilgotnego okresu, który objął następne 3 miesiące. Zarówno lipiec jak i sierpień przekroczyły normę opadową, w wielu regionach w kraju, miały miejsce pierwsze letnie wysypy grzybów. Również na Wzgórzach Twardogórskich coś tam można było chapsnąć do koszyka w czasie wakacji, ale nie był to masowy powszechny wysyp letni, tylko tradycyjne letnie grzybowe wypryski, chociaż punktowo nieco obfitsze. Czynnikiem hamującym masowy wysyp były wysokie temperatury, zwłaszcza w lipcu prażyło solidnie. Wprawdzie wilgoci nie brakowało, jednak grzyby zastosowały zasadę usiatkowanej ostrożności i podgrzybkowej wstrzemięźliwości. ;)) Wolały poczekać na masowy wysyp, aż lato wyszaleje się z temperaturami, a noce wyraźnie się wydłużą.

WARUNKI TERMICZNE I OPADOWE POPRZEDZAJĄCE WIELKI WYSYP

Po lipcu i sierpniu ściółka leśna była bardzo wygrzana, natomiast solidne letnie opady dobrze ją nawodniły. Prognozy pogody na pierwszą połowę września były skrajnie optymistyczne. Przewidywały kontynuację opadów i znacznie niższe temperatury, optymalne dla rozwoju grzybów. Patrząc i analizując to wszystko, chodziłem jak na szczudłach, podminowany, myślami byłem cały czas w lesie, chociaż trzeba było pracować i wykonywać szereg codziennych obowiązków. Byłem tak nakręcony, że już 2. września postanowiłem sprawdzić, co dzieje się w lesie. Las był przepięknie nawodniony, gumowce były niezbędne, aby przejść przez knieje suchą stopą, mchy pęczniały od wilgoci. Widać było wiele młodych, dopiero klujących się owocników, przeróżnych gatunków grzybów.

Z wyprawy tej przywiozłem niewielki koszyk grzybów. Znalazłem sporo młodych prawdziwków, pojedyncze koźlarze szare i czerwone, trochę młodych podgrzybków, kani i całkiem sporo młodych maślaków (zwyczajnych, pstrych, żółtych i sitarzy). Za grzybami trzeba było się nachodzić, ale w tym dniu uświadomiłem sobie, że wysyp wisi w powietrzu, pod koronami drzew i na pachnącej borowikami ściółce. Las przygotowywał się do wielkiej grzybowej kumulacji. Fenomenalny wysyp nadciągał z każdą sekundą, minutą i godziną. Doświadczenie grzybiarze wiedzieli, że stanie się to lada dzień. Że ściółka pęknie milionami otworów, z których wyklują się najwspanialsze skarby jesieni. Wydawało się, że stosunkowo zimne jak na początek września noce, mogą go ciut powstrzymać, jednak była to tylko teoria.

Na stronie www.grzyby.pl zamieściłem krótką relację z tego grzybobrania. Przed następną wyprawą na grzyby, postanowiłem wziąć już duży kosz i w zapasie wiadro na mykologiczną drobnicę (maślaki, młode klujące się kanie, itp.)

NO I SIĘ ZACZĘŁO!!!

7. września postanowiłem ponownie udać się w bukowińskie czeluści leśne. Wiele ludzie nie widziało jeszcze, że sytuacja w lesie dojrzała już do wysypu. W pociągu na grzyby jechało kilku grzybiarzy, prawie wszyscy wysiedli w Grabownie Wielkim. Tymczasem ja spokojnie wysiadłem w Bukowinie i udałem się w moje najbardziej magiczne grzybowe miejscówki. Wiedziałem, że będzie lepiej, niż kilka dni wcześniej, ale nie, że aż tak!

Na łąkach rozpoczął się festiwal kani. Jakież one były mięsiste i jędrne! Większość jeszcze w fazie klujących się stożków, które również uwielbiam zbierać i przetwarzać. W topolach osikach zaczerwieniło się od koźlarzy, w brzozach, brązowych i białawych barw do kolorystki runa leśnego dorzuciły koźlarze szare i babki. Zaczęły się wykluwać młode piękne czarne łepki, czyli podgrzybki, a w miejscach prawdziwkowych rozpoczął się wysyp KRÓLA GRZYBÓW – BOROWIKA SZLACHETNEGO. Hurtowo grzybnęły wszelkie gatunki maślaków, swój wysyp rozpoczęły też kurki. Rozpętało się jesienne grzybowe szaleństwo 2010!

Na portalu www.grzyby.pl, ponownie zamieściłem emocjonalny wpis. Gdy w lesie ma miejsce wysyp grzybów, przechodzę na inny tryb myślenia i działania. Nie stosuję żadnych używek, a mimo to znajduję się w “odmiennym stanie świadomości”. ;)) Kiedyś myślałem, że to jest jednak jakieś schorzenie lub przypadłość. Po poznaniu wielu takich wariatów jak ja, wiem, że jest to naturalne. Zapaleni grzybiarze, po prostu tak mają. ;))

W domu wytrzymałem tylko 3 doby. Na 11 września zaplanowałem kolejne grzybobranie. Wówczas, już do ludzi zaczynało docierać, że w lasach walnęło grzybami ponadprzeciętnie. Rozpoczęły się masowe grzybobrania, ale ja postanowiłem pójść w miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc, a grzyby dzień dobry. ;)) 11 września wypadał w sobotę. Grzybiarze w wielkiej masie wyruszyli na zbiory. Ja, zgodnie ze sztuką grzybiarstwa kolejowego, pojechałem pociągiem i skoro świt wysiadłem w Bukowinie, ciężko “uzbrojony” w kosze i wiadro.

Co tu dużo pisać. Nasz wieszcz w Panu Tadeuszu, w jednym zdaniu zawarł kwintesencję solidnego wysypu grzybów: “Grzybów było w bród”. 11 września to już nie było tylko dobre grzybobranie. To było wybieranie najpiękniejszych, najtwardszych, najbardziej urodziwych owocników. Reguła ta nie dotyczyła tylko prawdziwków, które jednak zbierało się wszystkie, jeżeli były zdrowe i niezbyt przerośnięte. Setki grzybów, głównie maślaków i kani zostawiłem w lesie. Kanie ozdobiły pola i łąki wokół Bukowiny tysiącami kapeluszy.

Zbliżała się kulminacja jesiennego wysypu grzybów. Grzyby kluły się w ogromnych ilościach, rozpychając się w ściółce na wszystkie strony świata. W wielkiej masie, sypnęło też gatunkami grzybów niejadalnych i trujących. W leśnym runie zagrała najurodziwsza i najbardziej aromatyczna orkiestra jesiennej odsłony lasu, której dyrygentem była pogoda. Dzięki jej łaskawości, świat grzybów mógł zagrać wszystkie melodie lasu.

I znowu, w bardzo natchnionym leśnymi wydarzeniami wpisie u Marka na portalu, wylałem cząstkę emocji, jakie targały mną po lesie. Zakończyłem go zdaniem: “Ogólnie podsumowując: SUPER WYSYP!!! ;))) odkuwamy się za poprzedni rok. ;))))”. Tak rzeczywiście było. Wrzesień 2010 był tak natchniony grzybami, jak gdyby przybył z innego świata. Krainy najpiękniejszych grzybów naszych lasów.

KULMINACJA JESIENNEGO WYSYPU GRZYBÓW 2010

Z leśną precyzją, na połowę września przypadła kulminacja jesiennego wysypu grzybów 2010. Można stwierdzić, że był to pakiet spóźnionego letniego wysypu grzybów połączony z jesiennym. W jednym czasie doszło do nałożenia się dwóch, bardzo obfitych fal grzybów. Moja 16-sto wrześniowa wyprawa do lasu utwierdziła mnie w przekonaniu, że wysyp przechodzi przez kulminację, klując owocniki w ilościach nie do wyzbierania. Już 11 września ilości rosnących w lesie grzybów były nie do wyzbierania, teraz było ich jeszcze więcej.

Na portalu Marka, regularnie raportowałem o leśnych wyprawach, ale w tamtym czasie, dwa moje wpisy nie ukazały się. Myślę, że powodem było przekroczenie ilości dopuszczalnych znaków. Nie zorientowałem się z tym na czas (za bardzo byłem pochłonięty lasem). Zauważyłem to dopiero po sezonie, jak chciałem zapisać sobie na pamiątkę wszystkie wpisy z sezonu. Wtedy zorientowałem się, że brakuje dwóch wpisów z grzybowych podbojów do Borów Dolnośląskich. 

Po mega-zbiorach z 16. września, bardzo korciło mnie kopnąć się do Studzianki, gdzie również miał miejsce fenomenalny wysyp grzybów. Pojechałem w sobotę 18. września. Klimat w pociągu jaki wtedy panował, przypominał mi najlepsze lata 90-te w zatłoczonych pociągach do Bukowiny i z powrotem. Jechało dużo grzybiarskiej starszyzny, większość z Legnicy. I tak, jak za dawnych lat “pito za zdrowie grzybiarzy, fajki palono, o lesie i grzybach non stop prawiono”. ;))

Warto w tym miejscu spojrzeć na mapę sum opadów za wrzesień 2010 roku. Miejscem z największą anomalią dodatnią opadów w kraju były głównie Bory Dolnośląskie, przekraczając nawet 250% normy z lat 1971-2000. Najbardziej wydajne opadowo chmury skupiły się w grzybowym trójkącie Zielona Góra – Leszno – Legnica.

Wysyp grzybów w Borach Dolnośląskich był przepotężny. Słusznie porównywano go do wielkiej grzybowej kumulacji, która miała miejsce w 2001 roku. W Studziance wysiadły tłumy ludzi. Po kwadransie nie było nikogo. Wszyscy rozeszli się jak mrówki. Ja postanowiłem odbić od torów na prawo, a później, kiedy znajdę się bliżej Leszna Górnego, przejść na lewą stronę torów. Miałem ze sobą dwa kosze i oba zapełniłem samymi prawdziwkami oraz borowikami sosnowymi. Wprawdzie nie pobiłem mojego życiowego rekordu z 2001 roku, ale ponad 500 borowików szlachetnych padło moim łupem oraz setka borowików sosnowych.  

Z ostatnich, bardzo grzybnych sezonów na borowiki wymienia się między innymi sezon 2017. Wielu grzybiarzy pamięta go jako bardzo udany i bardzo prawdziwkowy. Żeby oddać ilości grzybów, a zwłaszcza prawdziwków sezonu 2010, to pomnóżcie sezon 2017 razy trzy. Sezon 2010 był jednym z najlepszych na przestrzeni 20-25 lat. Jak to się między grzybiarzami powiada – we wrześniu 2010 roku w Borach Dolnośląskich, wiecznie suche piachy otrzymały tyle deszczu, że grzyby rosły jak głupie, a grzybiarze zgłupieli z radości podczas ich zbierania. ;))) Pozytywnie zgłupieli, to oczywiste. ;))

Po borowikowym szaleństwie w Borach Dolnośląskich, grzybowy kot mnie nie opuszczał. Wciąż mi prychał w głowie, kiedy byłem we Wrocławiu i mruczał, kiedy byłem w lesie. ;)) Padła data grzybobrania, tj. 23 września. Wybrałem Bukowinę Sycowską. Wyprawa ta była ważna z uwagi na pełnię Księżyca i sprawdzenie po raz kolejny, jak jego fazy mają się do wysypu. Wysyp wciąż miał się dobrze, ale dość wyraźnie dało się zauważyć, że ilość młodych owocników spada, a zaczynają przeważać grzyby w średnich i większych rozmiarach. A to oznaczało jedno – w lasach już przetoczyła się kulminacja wysypu.

Wzgórza Twardogórskie nie otrzymały tyle deszczu co Bory Dolnośląskie, po połowie miesiąca, miejscami zrobiło się nawet nieco sucho, a niektóre grzyby zaczęły pleśnieć lub robaczywieć. To były jednak tylko nieliczne wyjątki w rozpromienionym radośnie jesiennym świecie grzybów. Za kilka dni nadciągnęły obfite deszcze i ponownie uwodniły ściółkę, aby grzybnia wciąż mogła kluć nowe grzyby.   

Coraz liczniej zaczęły się kluć gąski zielonki i gąski liściowate, zwiastując postępującą, bardziej zaawansowaną jesień. Trochę szybko, ale nie przejmowałem się tym, tylko kosiłem pachnące mąką kapelusze o zielono-złocistych barwach. Zamieściłem kolejny wpis u Marka, nawet nie sprawdzając, że relacja z Borów nie widnieje w doniesieniach. Tymczasem w głowie miałem zaplanowaną jeszcze jedną wyprawę w Bory Dolnośląskie.

Opady z końcówki września spowodowały, że wśród grzybowej braci, rozpoczęły się żarliwe dyskusje, o mającym wkrótce nadejść, październikowym wysypie grzybów. Formułowano tezę, wedle której październikowy wysyp, raczej nie będzie tak obfity, jak ten wrześniowy, ale pozwoli cieszyć się obecnością grzybów przez następne tygodnie. Także ja uważałem, że czeka nas październikowy wysyp i grzybowe szaleństwo przeciągnie się co najmniej do połowy przyszłego miesiąca.

25. września jeszcze raz odwiedziłem Bory Dolnośląskie. Tym razem pojechałem do Leszna Górnego. Ponownie wziąłem ze sobą dwa kosze, z których jeden napełniłem grzybowym miksem, głównie prawdziwkowo-podgrzybkowo-koźlarzowo-kurkowym, a drugi prawie w całości zapiaszczonymi gąskami zielonkami. W porównaniu z poprzednim grzybobraniem w Studziance, ilość grzybów w lesie znacznie spadła. Nazbieranie dwóch koszy zajęło mi 8 godzin, przy czym naprawdę musiałem się za nimi nachodzić, poza zielonkami, które naciąłem właściwie w trzech miejscówkach.

Spadek ilości grzybów wynikał głównie z dwóch przyczyn. Pierwsza to stan po kulminacji wysypu, który zawsze wiąże się ze spadkiem ilości grzybów, a drugi to efekt wyzbierania przez innych grzybiarzy, którzy bardzo licznie penetrowali lasy w poszukiwaniu grzybów, niestety często jeżdżąc samochodami po lesie wte i wewte. To są pseudo-grzybiarze, którzy tak naprawdę nie mają pojęcia o sztuce grzybobrania. Niestety, takie praktyki są dość powszechne, pomimo wyraźnego ich zakazu pod groźbą sankcji finansowych.

Po drugiej dolnośląsko-borowej wyprawie na grzyby, postanowiłem odpocząć i pojechać do Bukowiny za tydzień, czyli już w październiku. Wrzesień 2010 roku zapisał się jako fenomenalny grzybowo pod każdym względem. Wysyp był bardzo obfity, wspaniały jakościowo i powalający różnorodnością. Bez względu na to, co grzybowego miał przynieść październik, na pewno zapisał się platynowymi literami w zestawieniu najlepszych grzybowo wrześni na przestrzeni wielu lat, a nawet dekad. To była WIELKA KUMULACJA PODSTAWCZAKÓW, KULTOWA ABSOLUTNIE I NA ZAWSZE!

PAŹDZIERNIK/LISTOPAD 2010

W zasadzie mógłbym zakończyć w tym miejscu 20. część kultowych grzybobrań, jednak warto już pociągnąć temat do końca sezonu i odpowiedzieć na pytanie, czy fala opadów z ostatnich dni września, sprowokowała drugi wysyp grzybów w październiku? Na to i wiele innych pytań miałem uzyskać odpowiedź podczas grzybobrania 2. października. Bezapelacyjnie był to dzień gąski liściowatej, chociaż wtedy brałem je jeszcze za gąski zielonki. Te drugie jednak rosną w piachu pod sosnami, a gąski liściowate pod topolami osikami. Jeżeli chodzi o wygląd, zapach, smak i wartości kulinarne to są właściwie identyczne.

Za to inne gatunki grzybów były wyraźnie w odwrocie. Zdecydowanie zanikały prawdziwki, koźlarze czerwone, maślaki i rydze były przeważnie przerośnięte i robaczywe. Podgrzybków młodych też było coraz mniej. Generalnie grzybów znacznie ubyło, poza gąskami liściowatymi, które właściwie w tym czasie miały swój wysyp i pozwoliły mi wrócić z lasu z pełnymi koszami. Bardzo spadła też ilość kani. Generalnie każdy grzybiarz miał wrażenie, że na pewno czeka nas pauza w wysypie, a na ten październikowy trzeba trochę poczekać. Niepokoiły mnie nieco prognozy pogody, podtrzymujące anomalie ujemne, jeżeli chodzi o temperatury, bo to oznaczało coraz więcej przymrozków.

Na stronie Marka ponownie zrobiłem wpis i w skrócie opisałem sytuację grzybową w lesie, jaką zastałem 2. października. Spostrzeżenia innych grzybiarzy były bardzo podobne. Czyli dla wszystkich było jasne, że wrześniowy wysyp był tak intensywny, że grzyby postanowiły trochę odpocząć. Praktycznie nikt nie brał jeszcze pod uwagę scenariusza, w którym stan zastany w lasach to nie tylko przerwa w wysypie, ale po prostu koniec sezonu.

Następną wyprawę do lasów Bukowiny zaplanowałem za tydzień, czyli 9. października. Pogoda coraz bardziej przypominała bardzo późną jesień z regularnymi przymrozkami. Nastał czas suchych, wietrznych i bardzo zimnych wyżów. Taka pogoda nie nastrajała grzybiarzy zbyt optymistycznie, ale wyobraźnię cały czas pobudzały opady, które przetoczyły się pod koniec września, no i sam – fenomenalny grzybowo wrzesień. 9-cio październikowe, dokładne oględziny lasów dały wyraźną podstawę do zmiany nastawienia i oczekiwania od grzybni. Zrobiło się bardzo zimno i grzyby mogą się zbuntować. W lesie czuć było nadchodzącą grzybową pustkę. Przez chłody szybciej opadały liście, a w powietrzu unosił się duch późnego listopada, zamiast październikowego babiego lata.

Po raz pierwszy od września, mój wpis u Marka miał inny wydźwięk, zdecydowanie bardziej pesymistyczny. Czy to możliwe, że na ten rok to rzeczywiście koniec zasadniczego, jesiennego sezonu grzybowego? Wszystko na to wskazywało, ale po połowie października, jeszcze raz postanowiłem na 100% upewnić się, że świat grzybów w tym roku zasypia na dobre.

Oficjalne zakończenie Tour De Las & Grzyb 2010 wyznaczyłem na 23 października. Wziąłem ze sobą tylko mały koszyk, żeby nazbierać grzybów na przysłowiowy obiad. Wiele zimnych, z nocnymi i porannymi przymrozkami, suchych i wietrznych dni, nie dawało cienia nadziei na ukształtowanie się październikowego wysypu. Z wyprawy nie zrobiłem zgłoszenia na portalu Marka, w sumie to już nie pamiętam dlaczego. To rzeczywiście był definitywny koniec sezonu grzybowego. Znalazłem dosłownie kilka sztuk grzybów nadających się do przetworzenia i konsumpcji, głównie podgrzybków i gąsek liściowatych.

Ostatnia moja wycieczka do lasu w 2010 roku miała miejsce 20 listopada, na której las bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ nazbierałem dwie garście młodych maślaków, idealnych do jajecznicy. Po skrajnie suchym i bardzo zimnym październiku, listopad okazał się dużo cieplejszy od normy wieloletniej i bardzo wilgotny. A ponieważ “jeszcze grzybnia nie zginęła”, to punktowo coś tam wykluła. Jednak to naprawdę było już ostatnie tchnienie owocników grzybów w sezonie 2010. Wraz z początkiem grudnia przyszły tęgie mrozy i obfite śnieżyce, niespotykane od wielu lat. Sezon 2010 definitywnie przeszedł do historii. 

A tak go podsumował Marek Snowarski: “Rok 2010 był wreszcie bardzo (a nawet super) dobrym sezonem na całym niżu Polski. Co prawda przez całe lato działo się niewiele, za to z początkiem września… Jesienny sezon trwał stosunkowo krótko i był dość wcześnie (choć to najbardziej spodziewany przez niecierpliwych grzybiarzy czas). Rozpoczął się w drugim tygodniu września) i był na tyle intensywny, że większości wystarczyło jedno grzybobranie. Bardziej zapaleni, na kolejnych grzybobraniach, chodzili wybrzydzając którego podgrzybka podnieść a którego ominąć (prawdziwki co by nie było to jednak zbierało się wszystkie). I znowu niespotykanie wcześnie — z początkiem października było w zasadzie „po ptokach”.”

“Cały mega wysyp rozegrał się praktycznie w drugiej dekadzie września, na Niżu Polski. Niezwyczajnie wcześnie jak na przykłady z ubiegłych lat. Zwykle jest wtedy jeszcze zbyt sucho (opady nie równoważą parowania). W tym roku zaważyła najpewniej długa zima, potem długa bardzo deszczowa wiosna i początek lata. Upalnie i bezdeszczowo było w pierwszej połowie lipca. Potem znowu mniejsze i większe opady przez cały sierpień i wrzesień — i to ich efekt.”

“Że rok był przekropny to dobrze mogłem ocenić po stanie placyku na osiedlu gdzie mieszkam — regułą jest, że latem roślinność na nim jest spalona słońcem. W tym roku był zielony jak nigdy i przeważnie na tyle błotnisty i kałużasty, że trudno było przez niego przejść (to mój skrót do sklepów). Na dobrą sprawę było co zbierać i w ostatniej dekadzie września — ale ile można? (przyjemny problem tego sezonu). Znużenie nadmiarem było też przyczyną stosunkowo małej liczby doniesień po szczytowych pierwszych dwóch tygodniach sezonu. Początek października przyniósł niską temperaturę a nawet tu i ówdzie przymrozki. W zasadzie było już po sezonie.”

Dla mnie wrzesień 2010 roku z WIELKĄ KUMULACJĄ PODSTAWCZAKÓW był jednym z najgrzybniejszych wrześni w życiu. Miałem też dużo szczęścia, że mogłem sobie pozwolić na częste wypady do lasu, dzięki czemu zagrzybiłem rodzinę i znajomych po uszy, a nawet dużo wyżej. ;)) Były to szalone, kompletnie kultowe grzybobrania, których namiastkę starałem się przekazać w tej części kultowych grzybobrań. Mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu udało mi się oddać klimat i atmosferę tamtych magicznych tygodni.

W 21. części kultowych grzybobrań na warsztat wezmę jedno grzybobranie, które miałem po połowie września 2011 roku. Był to kompletnie odmienny pogodowo i grzybowo wrzesień w porównaniu z sezonem 2010. Brak wystarczających opadów i wysokie temperatury spowodowały, że żeby nazbierać dużo grzybów, trzeba było się bardzo dużo nachodzić, znać dobre miejscówki i jeszcze mieć szczęście. Podczas kultowego grzybobrania, wszystkie te przesłanki wystąpiły, jednak łatwo nie było. O tym szczegółowo napiszę w następnej części.

DARZ GRZYB! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.