facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 20 sie, 2020
- 2 komentarze
Kultowe grzybobrania. Część 11. Październik 1998 roku. Czerwony rekord.

KULTOWE GRZYBOBRANIA.

Część 11. Październik 1998 roku. Czerwony rekord.

Jedenasta część kultowych grzybobraÅ„ przypada na październik 1998 roku. ByÅ‚ to dla mnie bardzo szczególny rok w karierze grzybiarza. Nie dość, że praktycznie od późnej wiosny do koÅ„ca października można byÅ‚o znaleźć jakieÅ› grzyby, dziÄ™ki korzystnemu przebiegowi pogody, to jeszcze wygraÅ‚em “Turniej Czterech Stacji”, o którym napisaÅ‚em kilka zdaÅ„ w Historii GrzybobraÅ„ PociÄ…gowych w części 3. ( http://server962300.nazwa.pl/historia-grzybobran-pociagowych-czesc-3-5.html ) oraz wreszcie rodzice pozwolili mi samemu jeździć do lasu, chociaż mama byÅ‚a wciąż niebyt chÄ™tna do wyrażenia na to zgody. W koÅ„cu miaÅ‚em już 19 lat, a zatem byÅ‚em peÅ‚noletni kozak.

To moje “kozaczenie” przeÅ‚ożyÅ‚o siÄ™ też na kozaki, które sÄ… głównym bohaterem tej części kultowych grzybobraÅ„. ;)) ZbliżaÅ‚a siÄ™ pierwsza sobota października. Sezon grzybowy trwaÅ‚ w peÅ‚ni, a za oknem laÅ‚ obficie deszcz i zrobiÅ‚o siÄ™ dość chÅ‚odno. Grzybowa paczka w najlepsze jeździÅ‚a do lasu, generalnie panowaÅ‚ stan grzybowego amoku i radoÅ›ci, ponieważ sezon grzybowy rozpÄ™taÅ‚ siÄ™ na dobre.

Jednak zanim napiszÄ™ o tym wspaniaÅ‚ym i kompletnie zagrzybionym dniu jaki przeżyÅ‚em, przedstawiam zdjÄ™cia rozkÅ‚adów jazdy wykonane przez bardzo miÅ‚ego grzybiarza – Pana MirosÅ‚awa Szklarczyka z WrocÅ‚awia, z którym miaÅ‚em przyjemność osobiÅ›cie siÄ™ poznać w październiku 2018 roku w pociÄ…gu, kiedy to jechaliÅ›my wspólnie na grzyby do Bukowiny Sycowskiej.

W tym roku spotkaliÅ›my siÄ™ pod koniec czerwca na stacji Dworca Głównego PKP we WrocÅ‚awiu kiedy celem wyprawy byÅ‚ m.in. jagody. Tak, jak kiedyÅ› napisaÅ‚em w piÄ…tej – ostatniej części Historii GrzybobraÅ„ PociÄ…gowych, od 1992 roku zbieram wszystkie bilety PKP i PKS ze swoich leÅ›nych wypraw. Kolekcja ta, co roku powiÄ™ksza siÄ™ o kilkadziesiÄ…t nowych biletów z bieżących sezonów.

Pan Mirosław zrobił coś, co ja przeoczyłem. Do dzisiaj posiada rozkłady jazdy z lat 90-tych, m.in. do Bukowiny Sycowskiej, które obecnie są perełką, budzącą we mnie niezwykłe wspomnienia tamtych magicznych lat. Zdjęcia tych rozkładów odkopały w mojej głowie wielkie pokłady sentymentu, a myślami wróciłem do tych fantastycznych lat, które już nigdy nie wrócą i które zapisały się na stałe w mojej pamięci.

KiedyÅ› nie byÅ‚o tylu zmian rozkÅ‚adów jazdy pociÄ…gów w ciÄ…gu danego roku, z czym mamy do czynienia obecnie. Także kupowaÅ‚em książeczki z tymi rozkÅ‚adami, ale po skoÅ„czonym sezonie wyrzucaÅ‚em je, gromadzÄ…c tylko bilety. To byÅ‚ poważny bÅ‚Ä…d, a raczej zaniedbanie. DziÄ™ki Panu MirosÅ‚awowi mogÄ™ wrócić do czasów, które wprawdzie byÅ‚y uboższe w informacjÄ™ zbiorowÄ… i szybkÄ… komunikacjÄ™ miÄ™dzy ludźmi, ale dziÄ™ki temu, ludzie częściej ze sobÄ… spotykali siÄ™ i rozmawiali w cztery oczy. Tym samym, rok 1998 staÅ‚ siÄ™ dla mnie jeszcze bardziej niezwykÅ‚y. Panie MirosÅ‚awie – serdecznie dziÄ™kujÄ™ za te zdjÄ™cia! ;))

Był piątek, 2. października 1998 roku. Startował sezon akademicki. Moi koledzy i koleżanki żyli już studencką codziennością, nowymi znajomościami, imprezami, podręcznikami, wykładami i ćwiczeniami. Też byłem tym zainteresowany, w końcu podjąłem się studiowania, chociaż radości z tego powodu nie okazywałem, pomimo, że dostałem się na Wydział Prawa i Administracji, ponieważ leśnictwo grało w mej duszy, a nie kodeksy, paragrafy i sztywna atmosfera Uniwersytetu Wrocławskiego.

Na szczęście była odskocznia od mojego studenckiego debiutu i to w dziedzinie, w której to ja mógłbym wykładać i egzaminować. ;)) Poznałem moją grupę, z którą miałem spędzić pięć lat na studiach i właściwie po pierwszym dniu i wspólnym wyjściu na piwo wiedziałem, że nie ma wśród nich fanatycznych grzybiarzy czy ludzi lasu, a zatem będę musiał ukrywać moje hobby, żeby nie wzięto mnie za wariata. ;))

Wcale się tym nie zmartwiłem. Miałem swoją grzybową paczkę, z którą rozumiałem się bez słów! Część studentów z grupy okazało się być spod znaku nieprzeciętnych sztywniaków, część było z wygórowanymi ambicjami i nosiło głowy wyżej niż sięgają chmury pierzaste cirrus, a tylko kilka sztuk było w miarę ludzkich i normalnych. Drażniło mnie to towarzystwo i raczej ich unikałem, ale jakichś fason trzeba była zachować, dlatego nie powiedziałem im wprost, że są beznadziejni. ;))

Sam WydziaÅ‚ Prawa i Administracji to byÅ‚a ogromna mieszanka osobowoÅ›ci i to zarówno wÅ›ród studentów, jak i wykÅ‚adowców, ale podobnie jest chyba na każdej uczelni. Jednak pewnÄ… specyfikÄ™ zachowaÅ„, gestykulacjÄ™, sposób mówienia, a nawet poruszania siÄ™, można byÅ‚o wyodrÄ™bnić wÅ›ród przyszÅ‚ych prawników, urzÄ™dników, adwokatów i innych tworów biurokratycznego aparatu paÅ„stwa prawa. PasowaÅ‚em tam jak Å‚ysy proboszcz do zespoÅ‚u deathmetalowego… ;))

Dobrze, że nadeszÅ‚a sobota, 3 października 1998 roku. Ojciec nie mógÅ‚ ze mnÄ… pojechać do lasu i tak naprawdÄ™ to do dzisiaj nie mogÄ™ sobie przypomnieć dlaczego? W każdym razie do lasu pojechaÅ‚em sam, oczywiÅ›cie w pociÄ…gu towarzyszyli mi leÅ›ni fanatycy z dworca Nadodrze i okolic, w tym Jurek, Czesiek, Romek, Marian “JagielloÅ„czyk”, Heniu “Kot”, Irka, Andrzej “Cyjo”, Józef “Klawisz”, Józef “Åšcigany” i kilku innych tuzów grzybowego rzemiosÅ‚a.

Większość ludzi z grzybowej paczki wykupiła bilety do Bukowiny Sycowskiej, w tym także ja. Ponieważ trwał bardzo dobry wysyp podgrzybków, znaczna część grzybowej braci obrała kierunek za kultową chlewnię, aby tam nazbierać czarnych łebków, których w tamtych czasach rosło nie do wyzbierania. Jak sypnęło porządnie to wracało się pierwszym pociągiem z załadowanymi po pałąki wszystkimi pojemnikami, jakie wzięło się do lasu.

Józef “Åšcigany” tradycyjnie wyrwaÅ‚ jak torpeda wzdÅ‚uż torów, Romek cmyknÄ…Å‚ koÅ‚o klona Bukowianina w kierunku na wioskÄ™ Wydzierno, tylko Jurek z CzeÅ›kiem postanowili pojechać dalej i uderzyć na lasy PawÅ‚owa aby przedeptać je do SoÅ›ni Ostrowskich. Ja zaczÄ…Å‚em grzybobranie od mÅ‚odnika brzozowego, który rósÅ‚ naprzeciwko stacji. Sam jeszcze nie byÅ‚em zdecydowany, czy pójdÄ™ w kierunku Królewskiej Woli, czy wezmÄ™ na warsztat inny rejon. Pierwsze miejscówki grzybowe miaÅ‚y mi rozwiać to niezdecydowanie.

Pojechałem na to grzybobranie naprawdę ciężko uzbrojony. W jednej dłoni trzymałem kosz o możliwości załadunku do 20 kg, w drugiej ciut mniejszy o możliwości załadunku około 13-14 kg. Chciałem przeżyć szalone grzybobranie, z którego wracałbym z językiem i oczami na wierzchu od ilości i ciężaru zabranych grzybów. Było to dla mnie istotne, aby udowodnić grzybowej paczce, że dobrze odrobiłem zadanie domowe z nauk mistrzów grzybowej sztuki.

Nie było w tym dniu mojego taty, który wspomógłby mnie swoimi zbiorami w razie słabszej formy lub nietrafienia w dużą ilość grzybów. Atmosferę presji na moją osobę podkręcił Romek, który z uśmiechem na twarzy, jeszcze w pociągu oznajmił, że wprawdzie wygrałem Turniej Czterech Stacji, ale dzisiaj mam udowodnić, ile jestem wart i jakim jestem grzybiarzem. Wiedziałem, że i tak Romek wszystkich znokautuje prawdziwkami, ale są podgrzybki, kozaki, kanie i inne grzyby, którymi ja mam szansą dołożyć towarzystwu, tylko muszę ich sporo nazbierać.

Dzisiaj ja z uśmiechem na twarzy wspominam tamte lata, ale wtedy byłem zmotywowany, skoncentrowany i brałem to wyzwanie naprawdę bardzo na serio. Pogoda w Bukowinie była wyśmienita, tzn. panowało całkowite zachmurzenie, padała mżawka, temperatura wynosiła gdzieś około 13-15 stopni C, a las był bardzo namoczony po ostatnich, obfitych opadach.

Dla grzybiarzy taka aura to miód na serce i duszę. Bukowiński młodnik brzozowy obdarował mnie na początek grzybobrania dwoma, masywnymi koźlarzami pomarańczowo-żółtymi i kilkoma koźlarzami brązowymi, z których wybrałem tylko młode i twarde owocniki. Trwał ogromny wysyp olszówek. Nawet tam, gdzie z reguły nie rosną, było ich do zatrzęsienia.

W jesiennym lesie – jak to w lesie, byÅ‚o spokojnie, cicho, pachnÄ…co i grzybowo. Wilgotność byÅ‚a wyÅ›mienita, toteż grzyby rozpychaÅ‚y siÄ™ w Å›ciółce solidnie. Jednak w tej ciszy trwaÅ‚a silna walka miÄ™dzy podrygami ciepÅ‚ej jesieni, a jej surowszÄ… odmianÄ… – ciemniejszÄ…, zimniejszÄ…, mglistÄ…, pochmurnÄ… i wilgotnÄ…. 

WszÄ™dzie byÅ‚o mnóstwo kolorowych grzybów – muchomorów, olszówek, mleczajów, czernidÅ‚aków, czubajek, czubajeczek, maÅ›lanek, zasÅ‚onaków. CaÅ‚y przekrój jesiennego asortymentu, który można byÅ‚o znaleźć w bukowiÅ„skich lasach. WiedziaÅ‚em, że gdybym nastawiÅ‚ siÄ™ od razu na podgrzybki, to po prostu bym wszedÅ‚ w stare sosnowe bory, postawiÅ‚ koszyki i donosiÅ‚ do nich usypane górki z czarnych Å‚ebków.

Przede mną był cały dzień, więc postanowiłem trochę pobiegać za prawdziwkami, koźlarzami, zielonkami i innymi grzybami. Rosło też mnóstwo maślaków, ale przy tej chłodnej i wilgotnej pogodzie, większość z nich była zbyt nasiąknięta wodą i nie nadawała się do zbioru. Wyjątkiem były młode owocniki, jeszcze nie w pełni rozwinięte.

Był to czas wybrzydzania w lesie. Z uwagi na bardzo dużą ilość grzybów, wybierało się tylko najdorodniejsze i najtwardsze okazy. Zebrałem kilkanaście maślaków na sos, po drodze drapnąłem ze 20 pięknych, czarnych, podgrzybkowych łebków, kilka średniej wielkości kani i może ze dwie niewielkie kolonie młodych opieniek, które także zaczęły masowy wysyp.

W końcu wszedłem na znajomą mi miejscówkę topolowo-dębowo-brzozową, w której często spotykałem prawdziwki i czerwone koźlarze. Kilka niewielkich łebków koźlarzy, od razu rzuciło mi się w oczy, gdyż trawa była jeszcze mocno zielona i wspaniale kontrastowała z czerwonymi kapeluszami koźlarzy, które miały długie trzony, tak, jakby chciały się przebić przez to trawsko.

Koźlarze te byÅ‚y wyjÄ…tkowo jÄ™drne. I chociaż ich smak – moim zdaniem, nie dorównuje podgrzybkom, czy duszonym na maÅ›le maÅ›lakom, czÅ‚owiek uwielbia je zbierać za nieprzeciÄ™tnÄ… urodÄ™, która rekompensuje ich mniej grzybowy smak. ZresztÄ… koźlarze czerwone majÄ… też pewnÄ… zaletÄ™, która jest doceniana przez grzybiarzy “nieÅ›luzolubnych”, ponieważ sÄ… znacznie mniej Å›luzowate w potrawie, czy w marynacie od wyżej wymienionych gatunków grzybów. Znam grzybiarzy, którzy tÄ™ cechÄ™ kozaków bardzo sobie ceniÄ….

Jeszcze nie skończyłem dobrze czyścić kozaki, a zobaczyłem 3 solidne, mocarne prawdziwki i od razu zrobiło się jeszcze milej na grzybowym sercu. Były perfekcyjnie ukształtowane, z wypasionym, brzuchatym trzonem i poduchowatymi kapeluszami. Lśniły bielą pod kapeluszem i pachniały jak cały las, w którym urosły.

Chociaż dreptałem w ich okolicy z dobry kwadrans, więcej kozaków i prawdziwków już tu nie znalazłem, ale co się serce uradowało to moje. Ważne, że są. A jak są, to je sobie wybiegam, choćby gumowce pękły. ;)) Dałem głębokiego nura w znane mi miejscówki i ruszyłem pomału w kierunku na Międzybórz.

Chociaż grzybów wszelakich byÅ‚o mnóstwo, prawdziwki wykazywaÅ‚y siÄ™ pewnÄ… wstrzemięźliwoÅ›ciÄ… w swoim wysypie, ponieważ rosÅ‚y, owszem, ale nie wszÄ™dzie i to po kilka sztuk. Nie byÅ‚ to prawdziwkowy szaÅ‚, że można byÅ‚o w miejscu kosić po 30-40 sztuk. TrafiaÅ‚o siÄ™ tak po 3-6 i tyle. To oznaczaÅ‚o wyzwanie dla grzybiarzy, tak, jakby prawdziwki w ten sposób “mówiÅ‚y”: “Ok. Chcesz nas nazbierać, to nazbierasz, ale musisz siÄ™ porzÄ…dnie naÅ‚azić”. Uwielbiam takie wyzwanie i podjÄ…Å‚em je bez zastanawiania siÄ™.

Tyle, że las nakreślił mi w tym dniu inny scenariusz, którego nie brałem pod uwagę i na który nie byłem w pełni przygotowany. Owszem, prawdziwków nazbierałem i to prawie cały kosz, ale nie spodziewałem się, że czeka mnie życiowy rekord w zbiorze koźlarzy czerwonych

Skoro postanowiÅ‚em zmierzyć siÄ™ ze zbiorem prawdziwków to skupiÅ‚em siÄ™ na wszelkich na nie miejscówkach, które znam po trasie. Niektóre sÄ… od siebie sporo oddalone, do innych trzeba czasem przejść przez pole lub Å‚Ä…kÄ™, ale ja to uwielbiam. Jestem takim spontanicznym grzybiarzem wszechstronnym i lubiÄ™ chodzić tam, gdzie wiÄ™kszość omija szerokim Å‚ukiem. Jak trzeba przejść przez zaroÅ›niÄ™te po pachy chaszcze to idÄ™. Jak przez bÅ‚otniste pole – idÄ™. Byle tylko poznać kawaÅ‚ek nowego terenu, zaprzyjaźnić siÄ™ z nowymi drzewami i wywÄ™szyć nowe miejscówki na grzyby.

Ten “niepoukÅ‚adany” styl chodzenia po lasach wielokrotnie siÄ™ sprawdziÅ‚. WszedÅ‚em na znane nielicznym w bukowiÅ„skich lasach “doÅ‚ki sosnowe”, które znajdujÄ… siÄ™ prawie na Å›rodku pola. Nic specjalnego, kilkadziesiÄ…t sosenek samosiejek, które zakorzeniÅ‚y siÄ™ w miejscu, w którym kiedyÅ› kopano żwir. Za to można tam spotkać, a raczej znaleźć wyjÄ…tkowych goÅ›ci. ByÅ‚o to najliczniejsze skupisko prawdziwków w tym dniu, caÅ‚e 16 sztuk, ale za to jakich! Wszystkie z serii beczuÅ‚kowatych baryÅ‚ek, zdrowe i twarde jak kamieÅ„. W koszyku lÅ›niÅ‚o od piÄ™knych grzybów, a ja systematycznie parÅ‚em do przodu, tak, żeby przed godzinÄ… 16 znaleźć siÄ™ na skraju miÄ™dzyborskich lasów.

Po sprawdzeniu kilkunastu miejscówek, kosz byÅ‚ prawie peÅ‚en. PrzeważaÅ‚y cudne prawdziwki, trochÄ™ podgrzybków, maÅ›laków i kani trafiÅ‚o na wierzch. Wtedy zaciÄ…gnÄ…Å‚em poÅ„czochÄ™ i zaczÄ…Å‚em zbierać grzyby do drugiego kosza. Ten pierwszy sporo ważyÅ‚, dlatego tempo mojej wycieczki stanowczo spadÅ‚o. W takiej sytuacji peÅ‚en kosz stawiaÅ‚em na poczÄ…tku danej miejscówki, a z drugim – jeszcze z pojedynczymi grzybami, braÅ‚em ze sobÄ… i przechodziÅ‚em teren wzdÅ‚uż i wszerz. ZbliżaÅ‚a siÄ™ godzina 14:00, a ja już w sumie zaczÄ…Å‚em chodzić po skrajach lasów w MiÄ™dzyborzu, ponieważ tam też miaÅ‚em dobre stanowiska na prawdziwki. Tak wiÄ™c tempo wycieczki byÅ‚o dobre pomimo targania od pewnego czasu caÅ‚ego kosza grzybów.

Skraje lasów to jednak nie tylko dobre miejsca na króla grzybów, ale także na koźlarze czerwone. Blisko pola z kukurydzą rosła, w sumie niewielka, tak na 30-40 metrów długości alejka topoli osiki, która była początkiem niewielkiego zagajnika sosnowo-brzozowo-osikowego. Dotarcie do niego wiązało się ze sporym ryzykiem pośliźnięcia się na gliniastym podłożu pola, poza tym, grunt miejscami bardzo mocno się zapadał. Niemniej, ja już miałem wyrobioną własną ścieżką i znałem sposób, którędy tam wpełznąć jak najbezpieczniej.

W sumie to byÅ‚o jedno z ostatnich miejsc grzybowych, które miaÅ‚em zamiar w tym dniu odwiedzić, ale okazaÅ‚o siÄ™, że bÄ™dzie ono tak naprawdÄ™ tym ostatnim. PostawiÅ‚em delikatnie pierwszy peÅ‚ny kosz, zdjÄ…Å‚em plecak i z drugim koszykiem, który miaÅ‚ jeszcze 3/4 pustego miejsca, wszedÅ‚em w gÄ™sty, zacieniony, dość solidnie zwarty zagajnik, przedtem spoglÄ…dajÄ…c na prawo w kierunku Å›rodka stanowiska, w którym rosÅ‚y topole osiki. To, co tam ujrzaÅ‚em, można porównać tylko z wysypem pieczarek w pieczarkarni. Ilość mÅ‚odych, czerwonych kozaków kompletnie mnie powaliÅ‚a. WidziaÅ‚em już trochÄ™ punktowych wysypów w życiu, ale ten widok na nowo zdefiniowaÅ‚ u mnie pojÄ™cie “grzybowego strzaÅ‚u”. Przez moment nie mogÅ‚em uwierzyć, że tyle koźlarzy może rosnÄ… na niewielkiej przecież powierzchni i tak blisko siebie.

Może to maÅ›lanki ceglaste albo jakieÅ› inne grzybki rosnÄ…ce na pniakach w koloniach – pomyÅ›laÅ‚em. Jednak jak wziÄ…Å‚em pierwsze okazy do rÄ™ki, wiedziaÅ‚em, że to siÄ™ dzieje naprawdÄ™ i trafiÅ‚em w tym dniu kumulacjÄ™ w grzybowym totolotku, zgarniajÄ…c głównÄ… pulÄ™. ZaczÄ…Å‚em je delikatnie wykrÄ™cać i kÅ‚aść po 10 sztuk obok siebie. PÄ™kaÅ‚em z ciekawoÅ›ci, ile ich tam wyrosÅ‚o? Czy to sÄ… trzy setki, cztery, czy jeszcze wiÄ™cej? Ratunkiem w tej caÅ‚ej sytuacji byÅ‚ fakt, że grzyby byÅ‚y bardzo mÅ‚ode, w fazie klucia siÄ™, idealne do sÅ‚oików. Nie chciaÅ‚bym ich znaleźć, gdyby byÅ‚y kilka razy wiÄ™ksze… Wtedy to bez przyczepy do lasu ani rusz. ;))

Drugi kosz wypeÅ‚niÅ‚em po paÅ‚Ä…k, zaciÄ…gajÄ…c poÅ„czochÄ™, aby doÅ‚adować ich jeszcze wiÄ™cej. Podobnie zrobiÅ‚em z pierwszym koszem, który – dziÄ™ki poÅ„czochom, mógÅ‚ zmieÅ›cić jeszcze sporo mÅ‚odych grzybów. To nie wystarczyÅ‚o. Z plecaka wyciÄ…gnÄ…Å‚em starÄ…, solidnÄ… po dziadku torbÄ™ (parciankÄ™), którÄ… też zaÅ‚adowaÅ‚em do granic możliwoÅ›ci. Zanim to jednak zrobiÅ‚em, policzyÅ‚em wszystkie zabrane koźlarze. Wynik wbiÅ‚ mnie ziemiÄ™. 724 sztuki. Chociaż byÅ‚y mÅ‚ode, w tej iloÅ›ci i to jeszcze z innymi grzybami ważyÅ‚y bardzo dużo. Nawet, jak dla takiego upartego i niesÅ‚abego fizycznie grzybiarza jak ja.

Do stacji niby nie byÅ‚o już daleko, tak okoÅ‚o 1,5 km, ale z takim Å‚upem, droga ta “wydÅ‚użyÅ‚a” mi siÄ™ znacznie. WyglÄ…daÅ‚o to tak, że szedÅ‚em przez 40-50 sekund i przystawaÅ‚em, odpoczywajÄ…c przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ i zmieniajÄ…c kosze i torbÄ™ z rÄ™ki do rÄ™ki. Dobrze, że miaÅ‚em w zapasie jeszcze dość dużo czasu i w żółwim tempie, z wieloma przystankami mogÅ‚em dowlec siÄ™ do stacji. Kiedy już wychodziÅ‚em na głównÄ… szosÄ™, obejrzaÅ‚em siÄ™ jeszcze raz w kierunku lasów i podziÄ™kowaÅ‚em mu za ten niesamowity dzieÅ„ i fenomenalne grzybobranie. PomyÅ›laÅ‚em. “Kochany lesie, ale mi numer na koniec wyciÄ…Å‚eÅ›”. Po raz kolejny sprawdziÅ‚o siÄ™ powiedzenie, że “dopóki jesteÅ› w lesie, wszystko z grzybowego punktu widzenia może siÄ™ wydarzyć”.

Kiedy w końcu wsiadłem do pociągu, objuczony grzybami jak wół roboczy, spotkałem Jurka i Cześka, którzy mieli języki na wierzchu nie mniej wywalone niż ja, z tym, że oni natachali podgrzybków. Jurek pokiwał głową na mój zbiór i stwierdził, że jestem godnym następcą grzybowych stachanowców i psychopatów. ;))

Ta miejscówka kozakowa dała mi jeszcze wiele razy powody go grzybowej radości pod postacią dużej ilości koźlarzy czerwonych, a nawet topolowych. Istnieje ona do dzisiaj, topole już mocno powyrastały, została też nieco przecięta i zredukowana od strony pola. Jednak nigdy więcej nie znalazłem w tej takiej ogromnej ilości kozaków czerwonych, a obecnie, nawet podczas dobrych sezonów grzybowych znajduję w niej co najwyżej kilkanaście koźlarzy. Niemniej, ta miejscówka będzie jeszcze bohaterem jednego wpisu kultowych grzybobrań.

Specjalne podziÄ™kowanie przesyÅ‚am do Asi ZieliÅ„skiej i Jej małżonka – Å›wietnych grzybiarzy z okolic Garwolina, których część zdjęć z bogatej grzybowej kolekcji mogÅ‚em wykorzystać w tym wpisie.

DARZ GRZYB! ;))

Podziel siÄ™ na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • wojek //05 wrz 2020

    Witam Towarzysza Pawła:)
    Zaliczamy Wam Towarzyszu to grzybobranie choć mieliśmy podejrzenia, że podana przez Was liczba usieczonych Kozaków powstała po ciężkim boju u Towarzysza Mieczysława lub po Waszych potyczkach u Reinbachów z tym jak mu tam Serpentynkiem zdaje się:) Nam Staremu Wojciechowi tylko dwa razy udało się usiec więcej Kozaków z Towarzyszami Wołodyjowskim i Wiśniowieckim kiedyśmy to pod Zbarażem a później pod Beresteczkiem przeciwko temu łajzie Chmielnickiemu czynili:) No ale to inna historia:)
    Darz Grzyb Przyjacielu:)

    • PaweÅ‚ Lenart //07 wrz 2020

      Gdybym wtedy nie robił notatek i zapisków z grzybobrań to pewnie sam bym nie uwierzył. Niemniej tak było, bez udziału kogokolwiek z wyżej wymienionych. Pozdrawiam. 😉