facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 31 paź, 2020
- brak komentarzy
Grzybowy żywioł w Borach Dolnośląskich.

Grzybowy żywioł w Borach Dolnośląskich.

Czwartek, 29 października 2020 roku. Po sobotnim transie grzybowym w Borach Dolnośląskich i czarach, które odprawiły lasy w tańcu z mgłą, promieniami słonecznymi, rosą, wędrówką złotego blasku po drzewach i wielu innych atrakcjach, świtała nam tylko jedna myśl w głowie. Trzeba to powtórzyć!

Wybór padł na czwartek. Tym razem przywitało nas spore zachmurzenie i chwilami padający deszcz. Niezrażeni, lasu spragnieni i grzybów wciąż nienasyceni, ponownie wyruszyliśmy jeszcze ciemną nocą, gdzie nogi po grzyby przez magiczne lasy poniosą.

Te same miejsca, a czar jakby inny. Każdy dzień w lesie jest inny, jedyny, niepowtarzalny, choć pozornie podobny, to zawsze inny. Tę inność potrafimy wyłapać naszymi zmysłami. Zbyt wiele lat włóczymy się po lasach i zbyt długo wchłaniamy ich moc. Im częściej w lesie przebywasz, tym większy worek leśnych niezwykłości jest w stanie pomieścić dusza.

Pierwsze bory, zagajniki i multum podgrzybków. Grube trzony, twarde, brązowe kapelusze, lekko podlane nocnym deszczem. Świecą się i zachęcają do zbierania, fotografowania i radowania się z obfitości grzybowej jesieni. Grzybobranie to nałóg bez możliwości wyleczenia. Jedynym antidotum jest… ponowna wycieczka do lasu. ;))

Bory Dolnośląskie opanowuje żywioł jesiennego wysypu grzybów, a nas żywioł grzybobrania. Już na samym jego początku wiemy, że będzie ono wyjątkowo udane, wspaniałe, pozostające w głowach i pamięci przez całe życie. Pamięć o nim przetrwa jeszcze dłużej. Na fotografiach.

Znajdujemy rodzinkę borowików szlachetnych, a gdzieś przy zwierzęcej norze czają się podgrzybki. Zresztą są one dosłownie wszędzie. W środku lasu, przy drogach, pod gałęziami, w mchu, na buchtowiskach, a nawet w miejscu, gdzie leśnicy i drwale prowadzili szlak zrywkowy.

Deszcze raz siąpi, raz nie. Słońce próbuje nieśmiało przedrzeć się przez ciemne chmury, ale one nie ustępują. Na razie. Zbieramy podgrzybki, tylko od czasu do czasu spoglądamy na siebie, żeby się nie zgubić. Czasami gdzieś słychać spadającą kroplę wody z drzewa, czasami sosny potrą się korą, co sprawia wrażenie, jakby ktoś otwierał stare, skrzypiące drzwi.

I wszędzie one. Klasyczne czarne łby, które przez kilka tygodni niepodzielnie rządzą na piaszczystym podłożu, wśród królestwa sosen, igliwia i mchu. To najbardziej emocjonujące momenty grzybowej jesieni. Mamy świadomość, że październik lada moment przejdzie do historii, a na jego miejsce jest przygotowany ponury listopad, który swoją ciemnością i chłodem zakończy panowanie dynastii podgrzybków 2020.

Ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz. Jeszcze panują niepodzielnie, a ich herb wyryty jest w brązowym kolorze tak, jaki ich kapelusze, zaś druga strona przybrała kolor żółtooliwkowy, czyli barwy hymenoforu. Grzybiarz kłania się każdemu grzybowi, którego chce zebrać, chyba, że chodzi po lesie na kolanach. ;))

Słońce zaczyna coraz śmielej przedzierać się przez chmury, a wnet podgrzybki nabierają blasku. Są jeszcze bardziej kuszące, atrakcyjne, tajemnicze i niesamowite. Choć runo leśne jest tu dość skąpe botanicznie, grzybowo tłoczno w nim i suto.

Maślaki postanowiły wyrosnąć na środku piaszczystej drogi. Wyszły spod ziemi całymi zgrajami. Świecą się i lepią od wilgoci, ale na sos trudno znaleźć od nich lepsze pychoty. Duszone na maśle to rarytas i wariactwo kubków smakowych.

Tradycyjnie podziwiamy muchomory czerwone oraz liczne sarniaki, których nie zbieramy, chociaż chętnie oglądamy. Niektóre z nich wyrosły na spore, grzybowe olbrzymy.

Mając już w koszach bardzo dużo podgrzybków, postanawiamy “zapolować” na szlachcice. Udaje się. Wśród niezliczonej ilości czarnych łebków, co jakichś czas znajdujemy przepiękne prawdziwki. Część z nich prezentuje się wybornie wśród kęp wrzosu.

Rosną owocniki małe, średnie i duże. Dużo rzadziej niż podgrzybki, ale napotykamy takie miejsca, w których rośnie po kilka sztuk króla grzybów. Radość nie do opisania i tętno 250 uderzeń na minutę! Czujemy się jak nowo narodzeni. ;))

I w końcu, wśród leśnych otchłani rośnie on. Arcymistrz i marzenie każdego grzybiarza. Przepiękny, napakowany, twardy jak stal i zdrowy jak ryba borowik sosnowy. Należy do najbardziej fotogenicznych i najpiękniejszych grzybów rurkowych.

Jest też jednym z najbardziej tajemniczych grzybów. Nigdy nie rośnie w tak dużych ilościach co podgrzybek czy prawdziwek (borowik szlachetny). Potrafi pojawić się już na początku maja, gdzie inne grzyby jeszcze “śpią” twardym snem lub w listopadzie, kiedy jesienny wysyp grzybów zmierza do mety.

Andrzej szybko chwycił za telefon i uwiecznił zagrzybionego i szczęśliwego Lenarta ze swoją sosnowo-borowikową zdobyczą. Pomimo penetrowania terenu wokół znaleziska przez ponad kwadrans, nie znaleźliśmy już drugiego borowika sosnowego.

Za to do koszyków trafiały kolejne prawdziwki i oczywiście podgrzybki, które zapełniły nam już ich pojemności, w związku z czym, podjęliśmy decyzję o powrocie do samochodu, a dochodziła dopiero godzina 11.

Nawet stary patent pończochowy, zwiększający pojemność chłonną koszy wyczerpał się, a podgrzybki wciąż rosły i rosły… Co za szaleństwo! Co za grzybobranie! Wróciliśmy do auta, przesypaliśmy grzyby do innych pojemników w bagażniku i po odpoczynku, ponownie wystartowaliśmy w magiczne Bory

Spotkaliśmy w lesie starszego pana, który miał oryginalny wózek na grzyby, dzięki czemu nie musiał tachać koszy w dłoniach. Na grzybobraniach tak bywa, że spotykamy innych ludzi, przeważnie raz w życiu. Czasami zastanawiam się, dlaczego akurat tę osobę i w tych okolicznościach? Trochę to filozoficzne i pewnie mało kto się nad tym zastanawia, ale ja tak mam. ;))

Grzyby ponownie nas zagrzybiły po czubate kosze, ale tym razem Słońce zaczęło przeważać nad chmurami. I tak, jak w sobotę, tak i teraz rozpoczęło się natchnione szaleństwo piękna i tajemnicy Borów Dolnośląskich, gdzie żywioł grzybobrania i zachodu Słońca nie pozwalają się skupić nad niczym innym, jak tylko na podziwianiu przyrodniczego majstersztyku.

Wieczorny las, nadszedł czas, zanurzyć się w grzybowy trans. Dolnośląskie Bory, prawdziwków zebrane wory, podgrzybków kosze, zielonek piaszczyste moce, koźlarzy pełno w brzozach, maślaków przy drogach, jak nóg w stonogach.

Klejnoty jesieni, zebrane pieczołowicie, lśnią i pachną obficie, to wszystko dzieje się już o świcie, choć do południa czasu sporo, grzybowe zwierciadło kręci się wkoło,  grzybiarze garbią się i kucają, nawet o bólach placów zapominają.

Mgliste i kolorowe lasy stopniują doznania, głowa pełna marzeń i wrażeń, a grzybów wciąż jej mało, bo 1000 borowików się zachciało. Tylko dłonie ciężaru by miały w nadmiarze i odmówiły współpracy z grzybiarzem, bo ileż kilogramów mogą tachać, jak nawet palcem nie mogą swobodnie zamachać?

Kolory jesieni, zapachy natury, podążamy ścieżką po grzybowe runy. Czasem w igliwiu skrzętnie ukryte, a czasem we wrzosach mocno poskręcane, jakby plastelina ulepiła ich grzybowe ciało. Nam lasu ciągle mało, chociaż zrobiło się zimno i często padało.

Dwa łyki gorącej kawy i już drepczemy dalej i dalej. Październikowa moc grzybów wielce raduje, będzie pyszne jadło, susz, marynaty, sosy, jednym słowem wyżerka, która do wytężonej pracy zmusi wątrobę i nerki.

To i tak lepsze niż sklepowe przetwory, a w nich ukryte, dodane chemiczne stwory, glutaminiany, węglany, sorbiniany i inne substancje powodujące dla organizmu rany, choć przez pewien czas bezbolesne i pozornie bezpieczne.

Z radością idziemy wciąż naprzód, ale głowy obracamy na boki, bo wszędzie – to tu i tam widać kapelusze i grzybowe wyskoki. Podgrzybki brązowe, muchomory czerwone, gąski zielone, koźlarze pomarańczowo-żółte, za to prawdziwki białawe z odcieniem brązu, lśnią ukryte w towarzystwie podgrzybków, a każdy z nich intensywnie raduje grzybiarza.

W końcu doszliśmy z powrotem do samochodu, gdzie po ułożeniu naszych zbiorów, zrobiliśmy pamiątkowe fotki z tego wyśmienitego i ponownie pełnego magii Borów Dolnośląskich grzybobrania. Będzie co wspominać i oglądać w zimowe wieczory i na starość. ;))

Nad Borami Dolnośląskimi wyłonił się, zbliżający się do pełni Księżyc. Ależ dodał on przyprawy do końca naszej wycieczki! Noc rozlała się po lasach, wciskając jego światło w każdy zakątek Borów. Ponownie, nad tymi niemożliwymi do okiełznania i opowiedzenia czym one są terenami, pojawiło się w duszy poczucie, że jesteśmy świadkami tajemnicy życia i śmierci, szaleństwa i spokoju, magii i rzeczywistości, którą my ludzie, możemy wyłącznie podziwiać. Jesteśmy zbyt mali i zbyt słabi…

Darz Grzyb! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.