facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 04 gru, 2017
- 2 komentarze
Gdy mrok spowija las…

Gdy mrok spowija las…

Gdy mrok spowija las… kończy się “normalny”, ludzki świat, a zaczyna pozytywny obłęd, wchłanianie widocznych cudów i otwarcie duszy na zgłębianie najskrytszych tajemnic lasu. Bukowina Sycowska, jakże często przeze mnie wspominana, opisywana, pokazywana i wychwalana. W dniu 2. grudnia pokazała mi swoje niezwykle mroczne oblicza, wciągające jak namagnesowane bagno ze zwiększoną siłą grawitacji… Gdy tylko wysiadłem na stacji, jakaś siła nakazała mi natychmiast wejść na łąkę i topić się w mgle, otchłani i mroku.

Chociaż to już grudzień, aura przypominała obłędną kwintesencję listopada. Gruba warstwa chmur, szczelnie przysłoniła niebo. Wszechobecne były: wilgoć, mżawka i gęsta mgła. Kilka stopni na plusie. Wszystko zaklęte w bezwietrznej ciszy, którą czuć na każdym kroku. Tylko momentami przerywana piskiem jastrzębi i złowieszczym krakaniem kruków. Czyż to nie wspaniałe i dogodne warunki do kręcenia horrorów, dreszczowców, thrillerów i innych gatunków filmu grozy?

I choćby najstraszniejszy potwór, Freddy Krueger, Laleczka Chucky lub Predator stanęli mi na drodze, nie zląkłbym się. Gnany szaleństwem leśnego opętania, zmiótłbym ich wszystkich razem, bo przyjechałem naszpikować się mroczną odsłoną lasu i nie dopuszczałem myśli, żeby mnie coś lub ktoś przed tym zatrzymał. Na ich szczęście, nie przeszkadzali mi w oglądaniu i podziwianiu jednego z najmroczniejszych dni tego roku. ;))

Dopiero teraz – po sezonie grzybowym i brakiem ludzi w lesie, swój marsz po kniejach rozpoczynają outsiderzy, tree hunterzy i ci, dla których las to najwyższe dobro Matki Natury. Jak wspaniale posłuchać tej absolutnej ciszy, kojącej największe rany i wyciszającej wszelkie troski i bolączki. Czy do nakarmienia duszy potrzebujemy jedzenia? Nie. Dusza nie musi nic jeść i pić. Potrzebuje oazy spokoju i miejsca, w którym może pozbierać myśli. Las to dla niej miejsce idealne.

Widoki które zastałem to rodzaj transu, terapii i odpłynięcia w inny stan świadomości. Nie potrzeba do tego żadnych używek, wspomagaczy i substancji. Tylko trzeba otworzyć się na pozytywną i magiczną aurę niepokoju, zaklętą we mgle. Las natchniony. Las opętany. Las z innego świata. W takich momentach cieszę się z zaszczytu i możliwości zamieszkiwania w klimacie umiarkowanym. Jak bardzo w ciągu roku zmieniają się oblicza lasu. Jak to wspaniale wszystko wygląda. I wciąga…

I chociaż szarość, nostalgia, melancholia, mrok oraz chłód zdominowały las, zawsze znajdzie się w nim coś zielonego. Tak jakby dla przekory, kontrastu i przypomnienia ludzkiej świadomości, który kolor kojarzy się najbardziej z lasem i który króluje podczas trwania ciepłej pory roku. Nie mogłem się napatrzeć na “późno-listopadowy”, grudniowy las. W górach to już na nartach zjeżdżają i bałwany lepią. Na nizinach w błocie i ponurości się taplają…

Skraje lasów wyglądały tak, jakby czas się zatrzymał. Momentami zastanawiałem się, czy nie byłem tego świadkiem. Chociaż pierwotnie – przed rozpoczęciem wycieczki – planowałem przede wszystkim poszukać pereł dendroflory na cykl 2018, nie mogłem przejść obojętnie obok tego, co las mi przygotował. Momentami było tak mrocznie, że nie wiedziałem, czy aby zegarek mi się nie zepsuł i nie zapada już noc. Nawet, gdyby tak było, nie wycofałbym się. Magnetyzm leśnego mroku to potężna siła. Kto jej ulegnie, zatraci się bez opamiętania… Za to z opętaniem…

Łąki pomiędzy lasami! Jakże Wy się zmieniacie w trakcie roku! Na wiosnę kołyszecie motyle na źdźbłach soczyście zielonej trawy. W lecie przyciągacie pszczoły i trzmiele jaskrawymi i pachnącym kwiatami. Jesienią jesteście teatrem i baletem dla grzybów, wśród których na “szpilkach” tańczą te najwyższe, zwane czubajkami kaniami. A przed zimą? Spowijacie się gęstą mgłą i obfitą rosą. Czarujecie i napawacie dobrym lękiem…

Myśliwska ambona. Stoi na łowisku, osamotniona. Myśliwi się pochowali. Polowania nie było. O taki dzień mi chodziło. Gdzie żywej istoty nie spotkam, a jedynie posłucham dusz umarłych po drugiej stronie, będących w letargu i oczekiwaniu. Przemieszczających się w najmroczniejszych zakątkach lasu… I moja, jako jedyna w powłoce cielesnej o temperaturze 30-stu kilku stopni. Miejsce przy tej ambonie jest niesamowite. Zaklęte i podmokłe.

Zanim wszedłem na ambonę, pokręciłem się wokół niej. Zrobiłem kilka zdjęć. Jedno mroczniejsze od drugiego. Dlaczego nikogo nie spotkałem? Współcześni ludzie boją się lasu. Boją się ciemności i szarości. Mroku i krótkiego dnia. Nocy i “czegoś” ukrytego w zaroślach. To błąd. Powinni najbardziej się bać samych siebie. Nikt i nic nie wyrządza człowiekowi większej krzywdy niż drugi człowiek… Większość tego nie rozumie… I nadal się boi lasu.

Inny stan świadomości widziany z ambony. Widać ostatki niewielkich opadów śniegu, które miały miejsce kilkadziesiąt godzin wcześniej. Bezlistne drzewa, szare badyle nawłoci i innych roślin. Błoto, wilgoć i przyziemna chmura zwana mgłą. Gęsta i tajemnicza. Teraz to ja byłem myśliwym. “Strzelałem” z obiektywu i nie pudłowałem. Byłem królem polowania. Polowania na głębię i moc demonicznych klimatów, które przeszywały mnie na wylot…

Zadziwiająca jest moc przyrody i jej wpływ na ludzką psychikę. Możemy zgrywać twardzieli i udawać, że pora roku i zmieniające się oblicza lasu, nie mają dla nas znaczenia. Niektórzy tak mi mówią, dziwiąc się mojemu zachwytowi nad bukowińskimi terenami w ciągu całego roku. Proponuję im 4 wycieczki. W maju, lipcu, październiku i grudniu. Niech to wszystko zobaczą i poczują. Wtedy wrócimy do tej rozmowy. Teoria bez praktyki jest martwa i pozostaje tylko teorią…

Okoliczna wioska w dole. Ja na górze. Nikogo wokół. Wszyscy siedzą w chałupach. Jedzą obiad, piją piwo, oglądają TV, gawędzą o pierdołach, sołtysie, polityce i codziennościach. Kto by tam do lasu szedł? Po co? Miejscowi mają las pod “nosem”, ale rzadko do niego chodzą. Najczęściej na grzyby lub po drewno. A skarb mają na wyciągnięcie rąk. Skarb medytacji, oczyszczenia, równowagi i balsamu duszy. Dlaczego z niego tak rzadko korzystają?

Po wtłoczeniu ogromnej dawki niezwykłej energii, czerpanej z mrocznej otchłani lasu na jego skraju oraz na łąkach i polach, zanurzyłem się do środka. Leśne drogi wyglądały jak podczas śmierci klinicznej. Ciemne, mroczne ze światełkiem w tunelu. Nie śpieszno mi było do tego światełka. Wybrałem ciemność i szukałem wciąż to mroczniejszych miejsc. Skupisko dębów z wyraźnie skierowanymi na wschód gałęziami, tworzące sieć połączeń Księcia Ciemności. Obłędnie wspaniałe!

Las bez liści, skąpany we mgle, szarości i wilgoci to wędrówka duszy po najmroczniejszych zakamarkach ludzkiego bytu i tajemnicy. Idąc takimi drogami, nie potrafię “wrócić” na ziemię i do rzeczywistości. To silniejsze ode mnie. Czy bliżej mi do Boga judeo-chrześcijańskiego czy do Archanioła Podziemi? Który z nich mnie prowadzi? Który wprowadza mnie w taki trans? Nie da się łatwo odpowiedzieć na te pytania, “rzucając” cytaty z Biblii lub innej księgi…

Mech i bluszcz porastają stare drzewa. Cmentarno-grobowe klimaty. Chociaż niepoznane, niezwykłe w odbiorze. Las obłędny. Dusza opętana. I ten trans mógłby trwać i trwać, gdyby rzeczywistość nie nakazywała mi wrócić do ludzkiej “normalności”. Grudniowa wycieczka po mrokach lasu była podróżą, którą odbywają nieliczni. To zajrzenie wgłąb samego siebie i próba wyjścia poza granicę schematu narzucanego nam przez kaznodziejów z ambony.

Świat grzybów także mnie zaskoczył. Nawet dorodny mleczaj rydz się trafił, który zakpił sobie z powiedzenia “zdrowy jak rydz” ponieważ był naszpikowany tłustymi robalami. Poza całą, ezoteryczną i obłędną plątaniną mroczno-leśnego transu, która wchłonęła mnie w całości, odnalazłem wspaniałe drzewa – perły dendroflory. Ukryły się we mgle, ale nie przede mną. ;)) Na sam koniec, “złapałem” do obiektywu pędzący pociąg w kompletnych ciemnościach. Polowanie na mrok zakończyłem pełnym sukcesem. Tylko to raczej on zapolował na mnie. Teraz moja dusza szykuje się na śnieżne oblicze lasu, które u nas, na nizinach, może się trafić w grudniu po południu lub dopiero w styczniu… ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • krzysiek z lasu //04 gru 2017

    Witaj Paweł!
    Właśnie miałem iść spać, bo o 3-ciej rano muszę wstać do pracy, ale przed snem przeczytałem sobie Twoją relację i poczułem się jak dziecko któremu ktoś opowiada przed snem wspaniałą leśną baśń… I poczułem się jak 46-cio letnie dziecko, dziecko lasu! I po raz nie wiem który stwierdziłem: LASU TRZEBA MI ! ! ! ! ! ! ! !

    P.S. A te 4-te zdjęcie od końca to rozumiem jakieś grudniowe jagódki ;))))

    Pozdrawiam 😉

    • Paweł Lenart //05 gru 2017

      Hej!
      Duże dzieciaki z nas. Cieszę się, że baśń trafiła do Ciebie i – za słowami Pawła Czekalskiego – “Lasu trzeba Ci”. ;)) Chociaż byłem w lesie w sobotę, mam podobne pragnienie. To już fanatyzm absolutny… 😉 Do 16 grudnia coraz bliżej. Bez względu na pogodę – w las! ;))
      Ps. Rozumiem, że te grudniowe “jagódki” o które Ci chodzi to grzyby galaretowate z fotek? 😉
      Pozdrawiam. 😉