facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 31 sty, 2022
- brak komentarzy
Dąb szypułkowy przy ul. Buraczanej we Wrocławiu. Uciec czy zostać?

Dąb szypułkowy przy ul. Buraczanej we Wrocławiu. Uciec czy zostać?

W ciągu ostatnich 15-20 lat Wrocław bardzo dynamicznie się zmienia. Wręcz lawinowo przybywa nowych budynków, osiedli, dróg, marketów, biurowców, tylko zieleni wciąż ubywa i nie zmienią tego żadne hasła mówiące o tym, że stolica Dolnego Śląska to zielone miasto. Nie ma miesiąca, w którym lokalni działacze i mieszkańcy nie muszą toczyć batalii z machiną urzędowo-deweloperską o ostatnie ostoje przyrody i zielone skrawki w mieście. Obecnie przedmiotem sporu są m. in. korty tenisowe przy ulicy Pułtuskiej i Ślężnej oraz tereny w okolicach Leśnicy i Lasu Mokrzańskiego, gdzie deweloperska pazerność i urzędnicza buta chcą wydrzeć przyrodzie następne enklawy.

Wśród zmieniającego się otoczenia, wciąż poszukuję ostatnie dendrologiczne Matuzalemy wrocławskiej ziemi, które cudem uniknęły zagłady, chociaż trzeba się śpieszyć, żeby je pokazać, bo kiedy runą ze starości lub zostaną złamane przez wichurę albo ktoś je wytnie, nie będzie po nich śladu. W pobliżu nie znajdziemy potencjalnych następców, dlatego po ich odejściu pozostanie tylko pustka. Jeden z takich fascynujących ostańców rośnie przy ul. Buraczanej, którego pień znajduje się w połowie między posesją prywatną a chodnikiem. 

Wygląda on tak, jakby nie mógł się zdecydować, czy zwiać (dać pień za pas), czy pozostać? Oczywiście to tylko moje luźne skojarzenie, ponieważ w rzeczywistości drzewo to budzi litość, że zabrano mu prawie całą swobodę dla systemu korzeniowego. Więcej luzu ma tylko na terenie posesji, od strony ulicy wygląda to bardzo kiepsko. Szyja korzeniowa sprawia wrażenie, jakby wylewała się kaskadą kory zza płotu.

Nie znam historii tego dębu, ale chwała tym, co go ocalili. Pomimo ciężkich warunków miejskich, w których przyszło mu żyć i terapię szokową jakiej doświadczył w związku z remontami, przebudową instalacji i innymi pracami wykonywanymi w obrębie jego korzeni, radzi sobie całkiem nieźle. W Internecie nie znalazłem żadnych informacji o tym wyjątkowym drzewie.

O takich drzewach mało się pisze. Najczęściej wcale. Nie znajdziemy ich na fotografiach. Ludzie wolą wrzucać do sieci tysiące zdjęć Sky-Towera, jarmarku świątecznego lub Galerii Dominikańskiej. Tymczasem naturalne piękno, które wyrosło grubo ponad 100 lat temu jest dla przeważającej większości niewidoczne. Nikt specjalnie nie pojedzie, nie obejrzy i nie udokumentuje wspaniałego drzewa, które warto zachować na fotografiach jako przykład, że możemy żyć razem z dużymi drzewami.

Duże drzewa nie gryzą i nie napadają na nas. Czasami potrzebują naszej pomocy, dla lepszej kondycji i ludzkiego bezpieczeństwa. To też się ignoruje. Od drzewa, przeważnie tylko się wymaga. Tlenu, cienia, śpiewu ptaków, okazałości i bezpieczeństwa, nie zwracając uwagi, że drzewa w mieście, czasami potrzebują naszego wsparcia i zabiegów (tych specjalistycznych, arborystycznych, itp.), a nie “pielęgnacji” Zdzicha, Stacha lub Rycha spod budki z piwem. Potrzeba tej pomocy, najczęściej wynika z uszkodzeń drzewa dokonanych przez człowieka. 

Dąb przy ul. Buraczanej mierzy w obwodzie pierśnicowym pnia około 500 cm. Nie wszedłem na posesję i nie dokonałem pomiaru, ponieważ w covidowych czasach, nie chcę ludziom przeszkadzać i zwracać głowę pomiarami. Drzewo to nie figuruje na liście pomników przyrody ożywionej Wrocławia, tym bardziej chciałem go pokazać i opisać, bo kto, jak nie treehunter ma to zrobić?

Drzewo zostało poddane pewnym zabiegom, przede wszystkim dokonano redukcji korony poprzez chirurgiczne usunięcie niektórych konarów. Myślę, że powodem były nie tylko względy bezpieczeństwa, ale też bliskość sieci elektrycznej, która przebiega w obrębie korony dębu. W koronie notuje się trochę posuszu na poziomie 10-15%, na pniu widać blizny i zgrubienia po usuniętych konarach oraz kikuty po tych, co się wyłamały samoistnie.

Takie drzewa w mieście to skarb. Utrzymanie ich w należytym stanie i pielęgnacja, z równoczesnym zapewnieniem bezpieczeństwa dla mieszkańców, powinny być priorytetem władz w zakresie zarządzania zielenią miejską. To dobro wspólne wszystkich mieszkańców. Gdyby na ulicy Buraczanej nie rósł okazały “uciekający” dąb, pewnie nawet bym nie wspomniał o niej na blogu. A tak, czynię to z przyjemnością i satysfakcją, że ulica ta ma wyjątkowe drzewo, z którego mieszkańcy mogą być dumni.

PODSUMOWANIE 

1) Uciec czy zostać? Zostać i trwać jak najdłużej. Pokazać swoją dębową moc, wbrew ciężkim warunkom, w których przyszło żyć. Żyć jak najdłużej, żeby za kilkadziesiąt lat, ktoś z nowego pokolenia mieszkańców ulicy Buraczanej odnalazł ten artykuł i uroczyście pobiegł do pozostałych oznajmiając: Patrzcie! Ktoś kiedyś napisał o naszym dębie! “Uciekający” z posesji dąb szypułkowy mierzy w obwodzie pierśnicowym pnia około 500 cm.

2) Drzewo charakteryzuje się dość rozszerzoną szyją korzeniową oraz niesprzyjającym obecnie siedliskiem, które zapewnił mu człowiek. Pomimo tego, stan techniczny i zdrowotny drzewa można uznać za zadowalający, a nawet dobry, patrząc na warunki, w których obecnie żyje. Część konarów i gałęzi uschło lub zostało usuniętych chirurgicznie. Jednak drzewo to przede wszystkim zachwyca swoją obecnością, ponieważ takich olbrzymów wśród nas mamy coraz mniej…

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.