facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 18 paź, 2018
- 2 komentarze
Bukowińska złota jesień 2018.

BUKOWIŃSKA ZŁOTA JESIEŃ 2018

“Dzień dobry. Czy to miejsce jest wolne?” – zapytał starszy Pan, który wczoraj, wsiadł razem ze mną do pociągu relacji Wrocław-Główny – Łódź-Kaliska. Dzień dobry – odpowiedziałem. Tak, proszę. Po chwili Jegomość zapytał  – “Czy Pan to może Paweł Lenart”? Tak – odpowiedziałem z niedowierzaniem. Skąd Pan mnie zna? – zapytałem. “Z Internetu i bloga” – odpowiedział.

Tak się rozpoczęła wczorajsza wycieczka do Bukowiny Sycowskiej. Nie spodziewałem się, że spotkam osobę, która czyta od dłuższego czasu mojego bloga, także kocha przyrodę, lasy i grzybobrania. Panie Mirosławie – dziękuję za nostalgiczno-emocjonalną rozmowę o minionych czasach, o lasach, drzewach i grzybach. To było dla mnie niezwykłe spotkanie i mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję się zobaczyć. ;))

Wieść o Bukowinie idzie przez mojego bloga. Jedni ją podziwiają, inni twierdzą, że to wioska przeciętna, jak większość podobnych. Ja wiem swoje i zawsze będę mówić o Bukowinie jak o Królowej nizinnych terenów Dolnego Śląska. ;)) Ciepła, słoneczna jesień szeroko rozlała złote liście po bukowińskiej krainie.

Śpiew ptaków ucichł. Wiatr subtelnie kołysze gałązki pokryte tysiącami kolorów leśnej tęczy. Coś się kończy. Coś się zaczyna. Leśne syreny, nieśmiało nucą melodie w koronach drzew. O minionym lecie. O rozbuchanej do granic zieloności wiośnie tego roku. Nucą i trochę się smucą. Bo jesień – chociaż jeszcze czarująca i ciepła, wkrótce ustąpi miejsce surowej zimie. Przed nią, przejdzie listopadowa moc szarości i ciemności.

Dęby leniwie kolorują liście. Nie śpieszno im jeszcze do zimy, chociaż pomału ziewają, przeciągając swoje potężne konary to w lewo, to w prawo. Las zwalnia i wycisza się. Szykuje się do czasu odpoczynku i nostalgii. Dywany liści szeleszczą na wietrze.

Bory sosnowe to zupełne przeciwieństwo. W trakcie roku niewiele się tu zmienia, w porównaniu do gotycko-barokowych lasów liściastych. Za to zieje z nich trudna do opisania melancholia, niezwykły spokój i ciepło. Od pachnących sosen, emanuje wewnętrzna harmonia i leśne piękno.

Po takich właśnie borach, rozpocząłem poszukiwania niekwestionowanego króla grzybów w tym przeokropnie suchym roku. Wybrany został on grzybową, bezwzględną liczbą kapeluszy przez wszystkie gatunki grzybów leśnych. Głosowały na niego zarówno rurkowce, jak i hubiaki, śluzowce, workowce, wnętrzniaki, galaretowce i dziesiątki innych grzybów. Został nim podgrzybek brunatny.

Wykluwające się tu i ówdzie maślanki i olszówki potwierdziły mi wyniki wyborów. Podgrzybka wybrano zarówno na burmistrza lasu, jak i starostę borów sosnowych, radnego runa leśnego, posła na las i przewodniczącego sejmiku młodników. ;))

Muchomory czerwone także wskazywały, że podgrzybek w pełni zasłużył sobie na leśne zaszczyty polityczne, wszak narobił ludziom tyle dobrego, że tylko brać z niego przykład. Podczas leśnej kampanii wyborczej, która wystartowała we wrześniu, obiecał wyborcom, że – pomimo suszy – wychyli ze ściółki, wraz ze swoimi braćmi kapelusze.

Od półtora tygodnia realizuje swój program leśny i każdy grzybiarz czuje się usatysfakcjonowany zbiorem pełnego kosza pachnących, zdrowych czarnych łebków. Ale wśród tej brunatnej przewagi podgrzybków, trafił mi się jeden borowik szlachetny. On wie, że “nawalił” z robotą w tym roku przez suszę, z którą dały sobie radę tylko podgrzybki, częściowo kanie i maślaki.

W przyszłym roku odbędą się leśne wybory na prezydenta borów. Cóż to będą za emocje! Prawdziwek obiecał mi, że wystartuje w tych wyborach i zrobi wszystko, co w mocy grzybni, aby pozytywnie zaskoczyć wyborców. W tajemnicy powiedział mi, że ze swoimi kumplami przygotuje taki wysyp, iż zostanie wybrany jednomyślnie. Zdmuchnie całą konkurencję mykologiczną. Boletusie – trzymam za kapelusz! To znaczy za słowo! ;))

Nakreślając obecną sytuację grzybową na Wzgórzach Twardogórskich, a dokładniej na terenie od Bukowiny Sycowskiej do Drołtowic i częściowo na Goli Wielkiej, napiszę tak. Trzeba się śpieszyć, bo grzybów będzie ubywać. Kulminacja tego wysypu jest za nami, ale najbliższe dni – przy wolnym, monotonnym i upierdliwym prześwietlaniu ściółki, powinny dać jeszcze możliwość zbioru pięknych podgrzybasów.

Jesienny wysyp grzybów na Wzgórzach Twardogórskich to przede wszystkim podgrzybki. Innych gatunków, powszechnie znanych i zbieranych jest bardzo mało, a niektóre z nich w ogóle nie owocnikują. Nie ma opieniek, zielonek, koźlarzy czerwonych i pomarańczowożółtych. Te ostatnie wprawdzie się trafiają, ale rzadziej niż sporadycznie.

Jednak jeszcze większym zaskoczeniem było znalezienie po raz pierwszy w życiu w bukowińskich lasach trufli. Nie rozpisuję tego wątku ponieważ w Bukowinie jest chlewnia, gdzie tuczy się kilkaset świnek (jak nie więcej). Gdyby gospodarz dowiedział się, że w Bukowinie rosną trufle i zaczął tresować świnki, wówczas szanse na znalezienie tego szlachetnego grzyba spadną niemal do zera. ;))

Kwintesencja tej jesieni z grzybowego punktu widzenia. Aromatyczne, złocisto-brunatne czarne łby. Tyle radości ile kapeluszy. Dla różnorodności kilka kozaczków o szarym kapeluszu. Dzięki lesie za to. Ponownie zaskoczyłeś grzybiarzy i mnie – leśnego włóczęgę tych terenów. ;))

Idąc z Bukowiny w kierunku Drołtowic rozciągają się przepiękne lasy podgrzybkowe. W tych suchych warunkach, tylko część z nich jest zagrzybiona. Nie ma przy tym reguły. Czasami podgrzybki rosły w miejscach o większej wilgotności (mech, obniżenie terenu, jagodniki, itp.). Czasami na niewielkich wzniesieniach o silnej operacji słonecznej na czystym igliwiu.

Dzierżąc ostry nóż w ręku, sterroryzowałem wiele hektarów takich borów. Żądny grzybowej krwi, z niekłamaną przyjemnością ścinałem napotkane podgrzybki. Z punktu widzenia grzybów jestem barbarzyńcą. Conanem – Grzybanem i Robo-grzybo-copem. ;))

Im bliżej skraju lasów i Drołtowic, tym bardziej zróżnicowany las. Mam do tych terenów magiczny sentyment. To część mnie i początki mojej leśnej kariery. W wieku 9 lat chodziłem w te lasy na jagody. Spotykaliśmy wielu miejscowych, najczęściej z Goli Wielkiej i innych, okolicznych wiosek. Całe rodziny przyjeżdżały rowerami i zbierały jagody.

Urzekła mnie bukowińska, złota jesień 2018. Zatrzymałem się. Popatrzyłem wokół. Las szeptem swoich drzewnych braci, rumieńcami liści i cudownym obliczem roztoczył aurę jesiennej natury. Płynie jesień przez lasy. Płynie tuż przy mnie. Zachwycony i oczarowany, “łapię” w obiektyw i kręcę film z ulotnym i mistrzowskim misterium: https://drive.google.com/drive/folders/1ok5AXdIvzCWDg2Dfn6IhFfWMdYORwemL

Byłem już blisko Drołtowic. Po skrajach lasu, można miejscami spotkać stare dęby. Nie są to szczególnie grube okazy, ale z pewnością znacznie starsze od tego gościa, który je fotografował i zachwycał się nimi. ;))

Jeszcze ostatni odcinek sosnowego lasu i wychodzę na pole kompletnie wyschniętej kukurydzy, niejako wskazującej, które zjawisko meteo w tym roku otrzyma niechlubny puchar w kategorii “gniot roku”. To oczywiście wredniejsza od mitologicznych bogiń niezgody, czarownica susza.

Podziwiając jesienne łąki i pola, prawie nie zauważyłbym, jak w moim pobliżu przebiegły dwa kundelki. Pędziły prosto do lasu. Natura wzywa. Natura i dzikość narodziły się w lesie. ;))

Co za widoki! Jakie natchnienie! Uwielbiam po kilku godzinach leśnej wędrówki, przycupnąć gdzieś wśród pól i łąk i popatrzeć z oddali na głębię i tajemnice lasów. Ileż to myśli kotłuje się w głowie. Ile uczty dla duszy i radości dla oczów! ;))

Jesień czaruje. Jesień wariuje. Kolorami swymi ozdabia lasy. Liście farbuje, dbając przy tym, aby każdy wyglądał inaczej i wyróżniał się wśród swoich.

Po napatrzeniu się na tereny Drołotowic, przyszedł czas ponownie wejść w las. Zagrzybiony, pięknem jesiennej odsłony przyrody zachwycony, ale ciągle głodny lasów, wykombinowałem powrót przez Golę Wielką. Wielką swoimi cudownymi drzewami i zróżnicowanymi lasami.

Wybór padł na Rezerwat “Gola”. Jakże magiczna to część bukowińskich i okolicznych lasów! Dużo martwego drewna. Bałagan dla jednych. Skomplikowany porządek dla drugich. Dla mnie miejsce magiczne i wyjątkowe. Miałem jeszcze dosyć sporo czasu i postanowiłem przejść przez większą część rezerwatu.

Od strony wioski, tuż przed wejściem rośnie “Golanin” – cudowny i wspaniały dąb szypułkowy, będący jednym z bohaterów pereł dendroflory Wzgórz Twardogórskich w cyklu 2016. Dendrologiczny strażnik, pilnujący wejścia do oazy dzikiego, przyrodniczego chaosu.

W środku ciężko się chodzi. Trzeba skakać, schylać się, omijać i generalnie chodzić zupełnie chaotycznie, czyli tak, jak w rezerwacie. ;)) Uwielbiam to miejsce, jego klimat i ducha. Rośnie tu sporo potężnych i majestatycznych drzew.

Gentelman Buk i Lady Sosna. Dokładny pomiar największych okazów rezerwatu to jedno z moich zimowych zadań treehunterskich. Widoczna powyżej Lady Sosna to jedna z najpotężniejszych sosen na tych terenach. 200-letnia królowa o niezwykłej potędze i pięknie.

Są tu też martwe drzewa, które jeszcze nie runęły i wkomponowują się w naturalny krajobraz rezerwatu. Powiedzenie “Drzewa umierają stojąc” nabiera tu bardzo realnego kształtu.

Jest też Madam Jodła. Jak strzała wyciąga się do nieba. Także około 200-letnia bogini rezerwatu. Cóż moje niecałe 40-letnie życie w obliczu Jej Wysokości? Mnie nie było, ona była. Mnie nie będzie, ona prawdopodobnie będzie nadal…

Zasiedziałem się w rezerwacie na tyle, że musiałem mocno przydreptać aby zdążyć do pociągu. Tylko jak tu się śpieszyć, kiedy właśnie rozpoczęła się “złota godzina” podczas której promienie słoneczne rozlewają hektolitry magicznej farby na drzewa.

Minąłem złocistą brzozę i sosnowe bory, które obdarowały mnie wspaniałym podgrzybkami. Czasu coraz mniej. Musiałem się śpieszyć.

Jeszcze kilka chwil. Jeszcze kilka ujęć. Bukowiński burek swoim szczekaniem, wszystkim wokół zdradził, że Lenart nawiedził Bukowinę. ;)) Bukowina za to mnie nawiedziła. Taka “normalna” w dzień i taka niesamowita wieczorem.

Kozie trio uroczo na mnie spojrzało. Słońce zaczęło się chylić ku nocy. Jeszcze większa magia Bukowiny. Jeszcze bardziej Sycowska. ;)) To był wspaniały dzień. Na koniec pozdrowienia dla Janusza – starego znajomego, który przyjechał do Bukowiny wcześniej, a spotkaliśmy się w drodze powrotnej.

Żal odjeżdżać. Jak zawsze. Od 31 lat. Bukowina jest tylko jedna. Królowa dolnośląskich wiosek! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • wojek //18 paź 2018

    Witajcie Towarzyszu Lenart
    Wy podziwiacie złota jesień w Bukowinie a ja na Pomorzu Zachodnim (patrz moje wpisy na portalu u Marka). Paweł barwy… żaden mistrz malarski tego nie odda. A co do podgrzybka powiem Ci w talemnicy, że otrzymałem zaproszenie z Zachodniopomorskiego Komitetu Partii na wycieczkę w celu sprawdzenia populacji wyżej wymienionego. Zobaczymy a stosowny wpis umieszczę.
    Ps,
    I przestań nasyłać mi te kruki – szpiegów. Lata toto nad jeziorami przygląda się kracze, że co że ryby nie biorą no to i ja bez kruków wiem.
    Darz Grzyb Leśny Bracie.

    • Paweł Lenart //20 paź 2018

      Witaj Wojtek! 😉
      Czytam wszystkie Twoje wpisy u Marka, chociaż rzadko zamieszczam dopiski. To moja słaba strona. 😉 U nas nieźle sypnęło podgrzybkami, ale daję jeszcze góra tydzień czasu i raczej będzie schyłek wysypu. No chyba, że las znowu szykuje jakąś niespodziankę. Ale nie oszukujmy się, sezon mamy słabiutki, chociaż podgrzybki na Dolnym Śląsku bardzo uratowały mu honor. 😉
      Pozdrawiam serdecznie. 😉